Zapraszamy na naszą rozmowę z Remigiuszem Kuźmińskim, absolwentem Akademii Muzycznej imienia Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy w klasie wokalistyki jazzowej i klasycznej oraz dyrygentury.
Dyplomowanym wokalistą i dyrygentem z tytułem magistra sztuki. Artysta ukończył także Państwową Szkołę Muzyczną II stopnia imienia Juliusza Zarębskiego w Inowrocławiu w klasie wokalistyki klasycznej. Już niebawem muzyk wydaje swoją trzecią płytę solową.
fot. materiały promocyjne
Jesteś muzykiem z wykształcenia. Kto zaszczepił w Tobie miłość do muzyki i gdzie kształciłeś swój talent?
Pochodzę z rodziny o wielopokoleniowych tradycjach muzycznych, w której jako jedyny posiadam wyższe wykształcenie muzyczne. Mój pradziadek ze strony mamy był założycielem, członkiem oraz prowadzącym orkiestrę dętą, moja siostra śpiewała w chórze, do którego osobiście ją zaprowadziłem, natomiast ojciec jest doświadczonym instrumentalistą. Zadebiutowałem na scenie w wieku sześciu lat zdobywając nagrody i wyróżnienia na festiwalach i konkursach muzycznych.
Sztuka muzyczna to moje powołanie oraz wyuczony i wykonywany zawód. Bardzo szybko stwierdziłem co chcę w życiu robić. Postawiłem sobie cel, żeby zostać muzykiem nie tylko z zamiłowania, ale przede wszystkim z wykształcenia. Ukończyłem średnią szkołę muzyczną w klasie wokalistyki klasycznej. Po ukończeniu dwóch szkół średnich – muzycznej i liceum ogólnokształcącego, w którym zdałem maturę, dostałem się na wymarzone studia muzyczne do Akademii Muzycznej imienia Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy, gdzie studiowałem w klasie wokalistyki jazzowej i klasycznej oraz dyrygentury jazzowej i klasycznej. Pięcioletnie studia dzienne ukończyłem w 2007 roku uzyskując wyższe wykształcenie muzyczne jako dyplomowany wokalista i dyrygent z tytułem magistra sztuki.
Czy zatem Bydgoszcz to miejsce na ziemi, które jest szczególnie bliskie Twojemu sercu?
Tak, kocham Bydgoszcz. To moje miasto studenckie, który cały czas towarzyszy mi w moim życiu zawodowym. Bydgoszcz jest piękna i znam jej prawie wszystkie zakątki. W Bydgoszczy mieszkałem przez pięć lat studiów i zdążyłem się w tym czasie zauroczyć tym miastem. Po dziś dzień w Bydgoszczy nagrywam, bo tutaj znajduje się moja wytwórnia nagraniowa, tutaj koncertuję, odbywam próby, ćwiczenia, a także odwiedzam swoich znajomych z branży oraz robię zakupy. Niestety, obecnie nie mieszkam w Bydgoszczy, ale bardzo blisko niej, praktycznie za miedzą. Co prawda nie jestem kierowcą, nie posiadam prawa jazdy, a żeby dojechać do Bydgoszczy muszę wsiąść w autobus lub pociąg. Zupełnie mi to nie przeszkadza, bo uwielbiam w ten sposób podróżować. Wsiadam w autobus o każdej porze dnia i za 50 minut jestem już w mojej Bydgoszczy. Nie rozstaję się z nią ani na krok. Zawsze mam coś tutaj do załatwienia i do zrobienia. A ogólnie to pochodzę z Pałuk. Urodziłem się w Szubinie, a wychowywałem się w malutkiej miejscowości w Gminie Barcin w powiecie żnińskim, która nazywa się Zalesie Barcińskie. Na Pałukach również czuję się jak u siebie. Tam są moje korzenie, tam często przebywam oraz koncertuję.
Na uczelni poznałeś uznanych pedagogów. Jak wspominasz ich po latach?
Oczywiście, bardzo miło wspominam swoich profesorów. Wiele im zawdzięczam. Nauczyli mnie pięknego zawodu jakim jest muzyk – artysta, pokazali mi najróżniejsze tajniki sztuki muzycznej, przekazali mi cenną wiedzę, zaszczepili we mnie perfekcjonizm i podzielili się swoim artyzmem oraz miłością do muzyki. Moi pedagodzy to cudowni ludzie i wspaniali artyści. Czuję się dumnym szczęściarzem, że mogłem kształcić się w klasie wokalistyki jazzowej dr Joanny Żółkoś – Zagdańskiej i wokalistyki klasycznej prof. Krzysztofa Szydzisza, a także w klasie dyrygentury jazzowej prof. Andrzeja Zubka oraz dyrygentury klasycznej prof. Moniki Wilkiewicz i dr Radosława Wilkiewicza. Wszyscy moi wykładowcy z każdego przedmiotu akademickiego (a przez pięć lat było ich na prawdę bardzo dużo) zostawili po sobie miłe wspomnienia i przekazaną wiedzę. Studia na bydgoskiej Akademii Muzycznej to był przepiękny czas w moim życiu. To nie tylko wykłady zbiorowe, zajęcia i ćwiczenia indywidualne, kolokwia, sesje egzaminacyjne, zaliczenia, ale także próby, koncerty i współpraca z wieloma instytucjami kultury. Dziś jak przechadzam się bydgoskimi ulicami to przypominają mi się cudowne chwile, które tutaj przeżyłem.
Jaki gatunek muzyczny prezentujesz dziś w swojej pracy artystycznej?
Wykonuję dokładnie taki sam repertuar sceniczny jaki wykonywałem na studiach. Jako student specjalności jazzowej na zajęciach i egzaminach z wokalu wykonywałem program składający się z utworów zwierających w sobie elementy pop – jazzu, soulu, funky, fusion, rhytm and blues’a, a także musicalu, gospel, muzyki filmowej i literacko – aktorskiej. I takiej też uczyłem się emisji głosu, typowo jazzowo – rozrywkowej, zaś na zajęciach z wokalistyki klasycznej nastawiany byłem na technikę operowego bel canta, a program mój składał się z pieśni i arii.
Jak często wokalista musi ćwiczyć swój głos i jak się to odbywa?
W nocy przy instrumencie klawiszowym z słuchawkami na uszach komponuję, sukcesywnie zapisując nutki na pięciolinii oraz układam teksty do swoich utworów. Natomiast w dzień ćwiczę swój głos, bo jest to stały element mojej pracy. Ćwiczenia wokalne często odbywam w sali ćwiczeniowej w Bydgoszczy, a czasem gdy jest taka potrzeba to ćwiczę także w domu na miejscu. Gdy w domu przez jakiś czas mnie nie słychać to znaczy, że jestem akurat w trakcie intensywnej pracy na bydgoskim terenie i po powrocie do domu mój głos w postaci ciszy zwyczajnie wypoczywa oraz się regeneruje. Jak jadę na koncert samochodem to w trakcie podróży również się rozśpiewuję, a następnie przed koncertami w garderobie. Niestety gorzej jest jak jadę na koncert pociągiem czy autobusem, to wtedy nie mam możliwości rozśpiewywania się i robię to dopiero jak dojadę na miejsce koncertu. Specjalistyczne ćwiczenia wokalne lub instrumentalne są bardzo specyficzne i zazwyczaj są niezrozumiałe dla ucha człowieka nie związanego ze światem artystycznym. A dla nas muzyków dyplomowanych jest to coś całkowicie normalnego bez czego nie funkcjonujemy zawodowo. Każde ćwiczenia na fonację, artykulację, rezonans, rejestry, appoggio, tor żebrowo – przeponowo – brzuszny, poszerzanie skali, timbre głosu, impostację, pozycję głosu i krtani, biegłość figuracyjną, intonację, rytmikę, dynamikę, agogikę, dykcję – już od samej epoki baroku, gdzie zapoczątkowany został włoski styl operowego bel canta, aż po dzień dzisiejszy, miało i mieć będzie swój uzasadniony sens w praktyce i teorii emisji głosu. To nieodzowny element świata sztuki i kształcenia wokalisty w szkołach artystycznych, a następnie w codziennej pracy artysty.
Jakie są Twoje autorytety muzyczne?
Cenię sobie twórczość, talent oraz wykształcenie wielu artystów. Na prawdę nie sposób ich zliczyć i wymienić, gdyż jest ich bardzo, bardzo dużo.
Muzyka to trudny kawałek chleba, nieprawdaż?
Tak, zdecydowanie trudny. To wolny zawód. Raz praca jest, a raz jej nie ma. Wszystkie zawody artystyczne mają to do siebie, że czeka się, aż telefon z propozycją zadzwoni. A telefon czasami milczy i w tym czasie trzeba sobie tak organizować pracę, aby starczyło pieniędzy na życie. Prawdą jest, że możemy zagrać dwa dobre koncerty jednego miesiąca i przez trzy kolejne miesiące możemy mieć za co żyć i jednocześnie nie mieć żadnego koncertu. Terminarz muzyka zmienia się gwałtownie zmienia. Z dnia na dzień może występ wpaść do kalendarza i wypaść z kalendarza. Wybierając wolny zawód jesteśmy tego w pełni świadomi.
Czy wykształcenie muzyczne pomaga Ci w pracy na scenie?
Bardzo pomaga. Studia muzyczne i średnia szkoła muzyczna ukształtowały mnie na w pełni świadomego i dojrzałego artystę. Świadomość tego, że wiem jak posługiwać się aparatem głosotwórczym i dyrygenckim, daje mi poczucie wielkiego spełnienia, komfortu, pewności siebie, samokontroli oraz poczucia, że to, co się robi jest po prostu na wysokim poziomie.
A co z dyrygenturą?
Zaraz po studiach założyłem własne chóry, których byłem dyrygentem. Obecnie jeśli chodzi o dyrygenturę to nie chciałbym dyrygować zespołami na co dzień, tylko marzą mi się jednorazowe współprace dyrygenckie z orkiestrami i chórami na zasadzie przygotowania jednego konkretnego dzieła i wystawienia go w jednym konkretnym miejscu. Jestem otwarty na takie współprace.
Jesteś wokalistą i dyrygentem. Czy oprócz tego, że Twoim narzędziem pracy jest głos, dłonie i batuta, to grasz jeszcze na jakimś innym instrumencie?
W średniej szkole muzycznej i na studiach muzycznych miałem oczywiście obok śpiewu i dyrygowania – jako tych moich głównych kierunkowych przedmiotów specjalistycznych, ogromną ilość innych przedmiotów, a wśród nich m.in. obowiązkowy dodatkowy instrument – fortepian. Na egzaminach i zaliczeniach z fortepianu do mojego indeksu trafiały głównie czwórki, czasem i piątki, ale ja nigdy nie pałałem miłością do tego instrumentu. Na fortepianie potrafię sobie zaimprowizować, opracować z nut a następnie zagrać etiudy, sonaty, sonatiny, gamy, partytury dyrygenckie oraz szereg ćwiczeń na wokal. Jednakże jestem z krwi, kości oraz z wykształcenia wokalistą i dyrygentem i jest mi z tym dobrze. Po ukończeniu wokalistyki klasycznej w szkole średniej muzycznej oraz liceum ogólnokształcącego, w którym zdałem maturę, wiedziałem na jakie studia chcę się wybrać. Od razu postawiłem sobie za cel, że będą to studia muzyczne. No i udało się dostać na bydgoską Akademię Muzyczną do klasy wokalistyki jazzowej i klasycznej oraz dyrygentury jazzowej i klasycznej.
Twoje dwie poprzednie płyty solowe zawierają muzykę mało komercyjną. Czy to świadomy krok?
Tak, świadomie nagrywam i tworzę taką muzykę. Wiem, że aby móc dotrzeć do szerokiego grona słuchaczy musiałbym tworzyć i wykonywać muzykę komercyjną, radiową, tylko nie takie jest moje założenie. Wiem, że jestem przez to artystą bardzo mało znanym, co chociażby widać pod osłonach i ilościach odtworzeń moich nagrań w sieci. W zestawieniu z innymi muzykami, są to liczby po prostu drastycznie małe. Od samego początku swojej kariery obrałem sobie taki cel, żeby występować dla elitarnego grona słuchaczy i wykonywać sztukę muzyczną dla koneserów. W zupełności mi to wystarczy.
Na Twojej pierwszej płycie znalazły się nawet Twoje utwory dyplomowe. Co to za kompozycje?
Pierwszy utwór na pierwszej płycie to kompozycja zatytułowana „One Hundred Ways”, którą wykonywał kiedyś amerykański wokalista James Ingram. Z kolei na pozycji dziewiątej znajduje się utwór „Anthem” z musicalu Chess, a na pozycji dwunastej utwór Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”. Wszystkie te trzy kompozycje jak i kilka innych, przygotowałem wspólnie z moją Panią Profesor Joanną Żółkoś – Zagdańską na obronę magisterskiego recitalu dyplomowego w bydgoskiej Akademii Muzycznej.
Posłuchaj płyty:
Z kolei drugi krążek solowy to repertuar musicalowy?
Tak. Na drugiej płycie solowej, która miała swoją premierę w 2017 roku, znalazła się literatura musicalowa, muzyka filmowa i literacka. Wykonuję na niej partie solistyczne z takich musicali jak m.in. Afera Mayerling, Taniec Wampirów, Romeo i Julia, Notre Dame w Paryżu, Dzwonnik z Notre Dame, Les Miserables. Zamieściłem na tej płycie również swój utwór autorski zatytułowany „Tu i teraz”.
Posłuchaj płyty:
Współpracujesz również z innymi artystami. Na czym opiera się Wasza współpraca?
Koncertujemy razem, odbywamy próby, a czasem nagrywamy płyty i teledyski. Bardzo dobrze się znamy, ale zawsze czegoś nowego się od siebie nawzajem uczymy. Pomagamy sobie i wspieramy się. Jak jest możliwość zaproszenia do swojego koncertu gości scenicznych to do siebie dzwonimy i proponujemy sobie wspólnego joba. Współpracuję m.in. z sopranistką Darią Wójcik, oraz pianistkami akompaniującymi Adrianą Wdziękońską i Izabelą Wojciechowską. Owocem takiej współpracy była wspólna płyta, która ukazała się w roku ubiegłym.
Może coś więcej powiesz na ten temat?
To prawda. Wspólnie z koleżanką Darią Wójcik nagraliśmy pierwszą płytę duetową z musicalem i pop-operą. Płyta została bardzo miło przyjęta przez słuchaczy i można jej posłuchać na mojej stronie www.remigiuszkuzminski.pl. Został nakręcony nawet teledysk do jednego z utworów. Sam ten teledysk nawet montowałem. Dziś jak mamy wspólny koncert to wykonujemy właśnie utwory z tej płyty. Przed nami kolejne wspólne projekty nagraniowe, ale to wszystko w swoim czasie. Póki co, na razie przede mną premiera mojego trzeciego solowego krążka.
Posłuchaj płyty:
Czy zdarzają Ci się jakieś niedoskonałości na scenie?
Oczywiście, że tak. Jesteśmy cały czas tylko ludźmi. Staram się, aby takich wpadek było jak najmniej, ale czasem są one niezależne ode mnie tylko od formy mojego organizmu, bo przecież praca, którą wykonuję jest cały czas pracą na żywym organizmie ludzkim. Gdy organizm jest niewypoczęty, niewyspany, przemęczony, to można łatwo zawalić koncert np. w postaci kilku nieczystych dźwięków lub opóźnień rytmicznych. Gdy organizm wokalisty jest zaspany, razem z organizmem śpi jego głos, który przecież jest jego instrumentem znajdującym się w jego ciele. Gdy jadę na koncert staram się dobrze wyspać. Noc przed koncertem lub nagraniem śpię nawet do 10-12 godzin. Wcześnie wstaję, rozśpiewuję się od samego rana, aby wieczorny koncert zaśpiewać jak najlepiej. Będąc nierozgrzanym wokalnie można sobie łatwo uszkodzić głos. Dlatego my wokaliści zawsze robimy trening wokalny wykonując odpowiednie ćwiczenia na co dzień i przed koncertami. Trzeba ostrożnie podchodzić do krtani i gardła. Jedno jest pewne, że po wieloletniej edukacji nigdy nie zapomina się swojego fachu. I to dotyczy każdej dziedziny, nie tylko tej artystycznej. Zazwyczaj wpadki, które się zdarzają na scenie są bardzo drobne. W trakcie trwania występu trzeba umiejętnie z nich wyjść. Bardzo łatwo można np. pomylić tekst lub całkowicie go zapomnieć i wtedy kamuflujesz się w postaci wypełnienia danej luki tekstem szytym na poczekaniu.
Wkrótce Twoja trzecia płyta solowa. Kiedy dokładnie się ukaże i jaka to będzie muzyka?
Premiera już w lipcu na mojej stronie internetowej www.remigiuszkuzminski.pl. Jeśli chodzi o stylistykę to na pewno nowa płyta tak jak poprzednie albumy sięgać będzie moich ulubionych gatunków takich jak: pop – jazz, musical, piosenka literacka. Znajdą się na niej moje własne kompozycje, a także utwory kilku wielkich mistrzów okraszone moimi autorskimi interpretacjami i aranżacjami. Materiał jest już nagrany. Kilka dni temu wyszedłem ze studia nagraniowego. Obecnie trwa mastering, a potem firma produkcyjna zacznie tłoczyć krążki.
Kto jest producentem tej płyty?
Bydgoska Wytwórnia MG Studio. Wszystkie moje płyty tam powstają. Jest to miejsce, z którym zacząłem współpracować jak byłem jeszcze na I roku studiów. I ta współpraca trwa niezmiennie do dziś. Realizator dźwięku Marcin Grzella to znakomity muzyk i dobry kolega. Dzięki niemu ostateczny kształt mojej każdej płyty jest na prawdę wysokim poziomie.
Kto wybierał utwory na nowy album?
Wybierałem osobiście. Tym razem chciałem, aby moja nowa płyta nie była ani zbyt długa, ani zbyt krótka. Moje poprzednie płyty miały np. po dziewiętnaście, dwanaście kompozycji, a ta płytka będzie zawierać tylko siedem. Mam bardzo dużo własnych kompozycji. Musiałem wybrać te najlepsze. Ciężko było wybierać, ponieważ tego jest naprawdę dużo, a ja do własnej twórczości podchodzę nieco sceptycznie, ponieważ uważam, że cały czas w nich czegoś brakuje. Tak jak jestem pewien swojej techniki wokalnej i dyrygenckiej, tak niestety nie mogę tego powiedzieć o komponowaniu. Bardzo dużo tworzę własnych rzeczy, ale jestem w pewnym sensie trochę „niedowiarek” jeśli chodzi o własne kompozycje. Tworząc cały czas zastanawiam się czy to jest na tyle dobre, aby móc umieścić na swoich krążkach. Bardzo często jest tak, że jestem bardziej zadowolony ze swoich tekstów autorskich, niż z autorskiej muzyki.
Jak długo powstawały kompozycje, które umieściłeś na nowej płycie?
Szczerze mówiąc, to nowe numery powstały stosunkowo szybko. Zazwyczaj bardzo długo komponuję własne utwory, bo często przekomponowuję je, zmieniam, udoskonalam, przez co czas tworzenia wydłuża się nawet do kilku miesięcy. Nie raz do nich wracam następnego dnia, tygodnia, a nie raz odkładam, zaczynam brać się za nowe numery, a do poprzednich wracam nawet po latach. To wszystko zależy od mojego nastroju i weny artystycznej. Nad własną twórczością, muzyką, tekstami i aranżacjami, pracuję głównie nocami. Mój umysł nocami jest najbardziej produktywny i kreatywny. Naukowcy z dziedziny psychologii twierdzą, że ponoć nocnymi markami są zazwyczaj ludzie bardzo inteligentni i artystyczni (śmiech), może coś w tym jest, nie wiem (śmiech). Ja po prostu zwyczajnie lubię tworzyć nocą, wtedy mam ciszę, spokój i pomysły muzyczne.
Gdzie będzie można nabyć płytę lub jej zwyczajnie posłuchać?
Moje płyty nie są objęte wydawnictwem fonograficznym i nie trafiają na półki sklepowe. One nie są do sprzedaży. Nagrywam i wydaję je za własne pieniądze. Są produkowane w małych nakładach i obdarowuję nimi swoją rodzinę, znajomych oraz instytucje organizujące moje koncerty. Zaś szerokie grono słuchaczy może je w całości za damo i do woli odsłuchiwać na mojej stronie internetowej www.remigiuszkuzminski.pl.
Często artyści przebywają setki kilometrów, aby na drugim końcu Polski zagrać koncert. Jak u Ciebie przebiega podróż?
Czasem jeżdżę ze swoim kierowcą, a czasem pociągiem lub autobusem. To wszystko zależy od tego jakie są połączenia komunikacyjne. Jak jadę daleko na koncert, ostatnio byłem np. na Dolnym Śląsku, to jadę sobie dużo wcześniej. Staram się tak dostosować podróż, aby mieć rezerwę wolnego czasu na relaks, na zwiedzanie, obiad czy jakąś kawę przed koncertem. Uwielbiam spacerować zwłaszcza w dużych miastach po rynkach, czasem odwiedzam galerię handlowe, zwiedzam jakieś zabytki, lub po prostu zwyczajnie siadam sobie na ławce i obserwuję jak ludzie żyją w innym mieście. Potem trafiam na miejsce wydarzenia, gdzie odbywam próbę, następnie koncert, po koncercie rozmowa z publicznością i organizatorami, a potem powrót do domu. Często wracam nocą, gdzie nad ranem jestem dopiero w domu.
Muzyka, którą wykonujesz jest bardzo ambitna. A czy czasem pozwalasz sobie na repertuar nieco lżejszy?
Zależy, co się rozumie przez określenie lżejszy. Jeśli ma się na myśli muzykę taneczną dance lub disco polo, to w żadnym wypadku nie sięgam po taką muzykę zarówno ani jako wykonawca ani jako słuchacz. Niektóre moje utwory pop – jazzowe są czasem nieco lżejsze, bardziej kantylenowe, ale cały czas bliżej im w kierunku stylistyki około jazzowej, aniżeli typowej stylistyki popowej. Są to utwory, które rzadko pasują do radia z komercyjnym popem, a moje utwory musicalowe, literackie lub pop – operowe, to już tym bardziej do radia nie pasują. Takiej muzyki jaką ja uprawiam to słucha bardzo mało ludzi. Sięgają po nią kolekcjonerzy dobrej sztuki. Kulturalni ludzie słuchają muzyki wysokiej klasy. Słuchając takiej muzyki trzeba nieco wytężyć umysł, aby ją zrozumieć, a dzisiaj większość ludzi słucha muzyki, przy której myśleć nie trzeba. Przy muzyce tzw. lekkiej, łatwej i przyjemnej właśnie o to chodzi, aby nie trzeba było zbytnio trudzić się w myśleniu, tylko żeby automatycznie nóżka poruszała się sama w rytm muzyki. I tak też się właśnie dzieje. A ja uprawiam muzykę tzw. trudną zarówno pod kątem wykonawczym jak i trudną pod kątem odbioru. Jest to muzyka na poziomie akademickim, czyli stopniem trudności i powagi wykonawczej sięgająca mojego świata edukacji.
A co sądzisz o dzisiejszym rynku muzycznym?
O jej, to szeroki temat. Wśród dzisiejszej komercjalizacji i kiczu mamy na szczęście bardzo dużo uznanych artystów, o których nie słyszymy na co dzień w telewizji, ale osobe te robią fenomenalną sztukę muzyczną w Polsce i nie tracą przy tym swoich wiernych słuchaczy. Można? Można. Zaś na codziennej medialnej scenie dominują artyści, którzy obrali sobie manieryczne śpiewanie jako coś charakterystycznego dla siebie. No, ale cóż, jest na to popyt, to się ludziom podoba i to się liczy. Chcą tego słuchać, oglądać i trzeba to uszanować. W końcu każdy ma prawo wybierać muzykę taką jaka mu się podoba. A jak komuś się coś nie pasuje to zawsze można kanał telewizyjny przełączyć na coś innego i mieć spokój.
Jakbyś w kilku zdaniach opisał swoją wrażliwość artystyczną?
W moim przypadku to nie wrażliwość, a wręcz nadwrażliwość. Obcując z muzyką wyrażam samego siebie i dzielę się z ludźmi swoimi emocjami. Uczucia, które towarzyszą mi w środku duszy i serca przelewam na swoje interpretacje wykonawcze. Ta moja artystyczna wrażliwość przekłada się u mnie często na wrażliwość ludzką, codzienną. Jestem ogromnie współczuły i mało odporny na krzywdę. Nie mogę słuchać ani oglądać strasznych rzeczy. Bolą mnie złe i okrutne wiadomości. Bardzo długo to zaś przeżywam i długo nie mogę dojść do siebie. Boję się zła, nienawiści, gardzę i wręcz brzydzę się każdą przemocą oraz krzywdą. Często popadam w stany depresyjne jak obserwuję to, co się dzieje dookoła. Czasem potrafię być wybuchowy, a czasem chce mi się zwyczajnie płakać i boli mnie serducho jak widzę, że ktoś na świecie cierpi. Wtedy często ja cierpię razem z nim. Dostrzegam rzeczy niematerialne i smucę się jak pomyślę o tym, że życie tak szybko przemija. Marzę o tym, żeby na świecie było tylko samo dobro i piękno. Jestem duszą marzyciela i romantyka i gdybym miał taką moc, to bym od razu naprawił ludzkość i świat.
A programy telewizyjne typu talent show? Jak je odbierasz?
Jako uczeń średniej szkoły muzycznej startowałem w castingach do takich programów jak Szansa na Sukces, Droga do Gwiazd czy Idol, ale mój udział w nich zatrzymywał się na pierwszych etapach przesłuchań. Później jak już studiowałem na Akademii Muzycznej to takie rzeczy odeszły w zapomnienie, ponieważ najważniejsza była dla mnie edukacja. Osobiście uważam, że telewizyjne programy muzyczne moim zdaniem powinny składać się z dwóch formatów: amatorskiego, czyli dla ludzi którzy mają talent, ale nigdy nie kształcili się w tym kierunku oraz formatu zawodowego, czyli dla magistrów sztuki z wyższym wykształceniem muzycznym lub ewentualnie dla ludzi ze średnim wykształceniem muzycznym. Wtedy w formacie amatorskim w jury mogliby zasiadać najróżniejsi celebryci, którzy w kryteriach swojej oceny stawialiby na show i slang młodzieżowy typu: „ale super, ale bajer itd.”, a w formacie zawodowym w jury powinni zasiadać wykładowcy i profesorowie uczelni muzycznych, którzy swoich absolwentów i studentów ocenialiby oczywiście poprzez operowanie językiem sztuki akademickiej, znanym tylko ludziom wtajemniczonym. Wtedy może zdecydowałbym się wystartować w programie swojego formatu, ponieważ fajnie byłoby jeszcze po latach (tak jak za czasów studiów) zostać poddanym ocenie swoich wykładowców z uczelni macierzystej lub innych zaprzyjaźnionych uczelni. Wtedy wiedziałbym, że jestem słusznie oceniony. Dopóki obydwa te formaty będą wymieszane w jedną całość (a tak właśnie jest), to niestety nie pojawię się w tego typu programach.
Z Twojej głowy zniknęła burzliwa czupryna artystyczna. Czy na dobre ściąłeś włosy?
Nie, nie na dobre. Szopa wróci już wkrótce (śmiech). Obecnie jest w trakcie odrastania (śmiech). Miałem długie włosy na studiach, a także wiele razy zapuszczałem po studiach, po czym je obcinałem. Trudno jest wytrzymać cały czas w długiej czuprynie, tym bardziej latem takiej osobie jak mi, która pory letniej nie znosi, dlatego od czasu do czasu mam kryzys i wybieram się do fryzjera, aby pozbyć się długich włosów. Ale to i tak tylko na chwilę, ponieważ jeśli chodzi o wizerunek artystyczny to w długich włosach czuję się najlepiej. Dlatego szopa na mojej głowie wkrótce jak najbardziej znów się pojawi.
Jakie plany przed Tobą poza tym, że wkrótce premiera płyty?
Na pewno promocja tej płyty. Jesienią w moich rodzinnych stronach w Bibliotece Publicznej Miasta i Gminy Barcin odbędzie się spotkanie promocyjne płyty połączone z koncertem z okazji Międzynarodowego Dnia Muzyki. Będę chciał prezentować repertuar z tego krążka na jak największej ilości koncertów. A tak poza tym to czekam na chłód i okres jesienno – zimowy, który uwielbiam.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu dalszych sukcesów.
Dziękuję również.