Lor zdobyły serca słuchaczy subtelnym songwritingiem inspirowanym muzyką folkową. Mimo bardzo młodego wieku, mają już za sobą koncerty w całej Polsce, w tym na scenach takich festiwali jak Open’er, OFF czy Orange Warsaw. 12 kwietnia ukazał się ich długo wyczekiwany, debiutancki album „Lowlight”. Poznajcie naszą recenzję tej płyty.
Lor to grupa stworzona przez cztery utalentowane i umuzykalnione artystki z Krakowa: Julię Skibę (pianino), Paulinę Sumerę (teksty), Jagodę Kudlińską (śpiew) i Julię Błachutę (skrzypce). Jako nastoletnie dziewczyny od razu zwróciły uwagę kilkuset tysięcy użytkowników YouTube’a, ale też dziennikarzy i promotorów, co zaowocowało występami w Dzień Dobry TVN i festiwalowym debiutem na Spring Break Showcase w Poznaniu.
Recenzja płyty “Lowlight” – Lor (Wydawnictwo Agora, 2019)
Coraz więcej na polskim jak i światowym rynku słyszy się o młodych muzykach, którzy robią furorę w sieci. Takie też mamy czasy, że dostępność do internetu czy mediów jest coraz większa, przez co młodzi ludzie próbują swoich sił w różnych dziedzinach. Co jest jednak najważniejsze, to chęci.
To one sprawiają, że tworzysz, rozwijasz się i intensyfikujesz swoje działania w różne strony nie bacząc na opinie mas. Tak też właśnie można zdefiniować zespół Lor, w którym każda z dziewczyn ma nieskończone 20 lat w dniu premiery pierwszej płyty. Ponadto dziewczęta tworzą najprawdziwszy w świecie folk, a nie elektronikę, rap czy pop, które są siłą napędową dzisiejszego rynku muzycznego.
Album „Lowlight” przesiąka dźwiękami pianina, skrzypiec oraz słyszanego w tle chóru. Ważny jest także wokal Jagody, który opisuje nam kolejne historie napisane przez Paulinę. To właśnie te czynniki tworzą główne składowe niniejszego albumu, który przeprowadza nas przez tematykę człowieka i jego emocji.
W tekstach usłyszymy o smutku, poczuciu zagubienia czy straty, ale także o pozytywnych kwestiach jak przyjaźń czy miłość. Całość składa się z piętnastu utworów spójnych pod względem muzyki jak i klimatu. Co jednak zwraca uwagę to wyłącznie anglojęzyczne teksty, które wyraźnie opowiadają historię albumu, lecz zamykają jednocześnie pewną sferę intymności przed polskim słuchaczem. Polskojęzyczny tekst potrafi poruszyć słuchacza w bardzo osobisty sposób przez fakt, iż jest stosowany przez nas na co dzień i to z nim mamy styczność w większości życiowych sytuacji. Ciężko mieć jednak zarzuty do czegoś, co stało się koncepcją albumu już pewnie jakiś czas temu. Zespół postawił w swoich utworach na język angielski, który jest bardziej melodyczny i zgrabny. Nie posiada szeleszczących zgłosek, szorstkich wyrazów i zwrotów, co jest jego duża zaletą.
Teksty z „Lowlight” posiadają rymy, są rytmiczne i melodyczne, ponadto oprawione w tkliwe kompozycje stają się integralną częścią całego albumu. Muzycznie album daje poczucie wyciszenia, relaksu i odpłynięcia gdzieś daleko w świat marzeń. Urzekają kolejne kompozycje na płycie, które w jednych utworach podkreślają rolę pianina, w drugich- skrzypiec, a w kolejnych obecność wokalu jak i tekstu.
Słychać inspiracje Tomem Rosenthalem, Birdy, Aurorą czy Agnes Obel, lecz zostały one podkreślone o własny styl i unikalne brzmienie. Ten starannie przemyślany album posiada jednak utwory lepsze i gorsze, jak to bywa ze znaczną większością muzycznych wydawnictw.
Zacznijmy od tych nieco mniej barwnych utworów, tak aby na koniec pozostały same dobre odczucia. Są to niestety „Landscapes” i „ Aberdeen”, które brzmią dobrze, ale nie pokazują własnej indywidualności. Lor przyzwyczaił nas do wyrazistych brzmień, a te lekko zlewają się z całością nie pozostawiając po sobie ochoty na więcej. Można potraktować je natomiast jako trzy minutowe przystanki na naszej drodze przez resztę albumu, gdzie czekają na nas już tylko same perełki.
Jeśli myślicie, że zostanie tutaj wymieniony genialny singiel „Matches” to jesteście w błędzie. Tak, utwór jest świetny, ale na albumie czekają na Was cztery lepsze kompozycje, a jeden z nich mieliście już zapewne okazję poznać niespełna 3 lata temu. Mowa tutaj oczywiście o „Cinnamon”, który uwydatnia wszystkie zalety zespołu. Ciekawy tekst, subtelną melodię, delikatny wokal, a także niezastąpione dźwięki skrzypiec i pianina.
Kolejny, który potrafią skraść serce słuchacza to „The King” w którym pierwsze skrzypce grają… skrzypce. Zwrotki skupione są przede wszystkim na podkreśleniu ważności wokalu jak i tekstu zawartego w utworze, którego całość działa ukajająco na zmysły. „Happy Birthday”, czyli utwór przykuwający uwagę swoją partią pianina, nadaje sugestywny wydźwięk ogółu. „Girl With The Flaxen Hair” to utwór urzekający zręcznym wykorzystaniem dźwięków dzwonków chromatycznych, przez co kompozycja dostaje atrakcyjniejsze brzmienie i staje się świetną propozycją na kolejny singiel zespołu.
Konkludując, album „Lowlight” zespołu Lor to bardzo pomyślny debiut na polskim rynku muzycznym, podkreślający największe atuty muzyki dziewczyn. Płyta jest hermetyczna, wyciszająca, estetyczna i harmonijna, co pozwala zatracić się w niej na wiele godzin. Warto przesłuchać ten album, który gwarantuje nam masę przyjemnych odczuć.
Mateusz Kiejnig