22 marca ukaże się długo wyczekiwana, debiutancka płyta Arka Kłusowskiego „Po tamtej stronie”. W swoich piosenkach opowiada o miłości, wartościach, dylematach i samotności.
Z tej okazji mieliśmy okazję zadać kilka pytań wokaliście. Zapraszamy do lektury.
fot. materiały promocyjne
Na przestrzeni lat wydarzyło się dużo w Twoim artystycznym życiu. Powstało wiele piosenek, ale finalnie nie znalazły się one na żadnej płycie. Co się z Tobą działo przez te wszystkie lata?
Od The Voice of Poland minęło 5 lat i można powiedzieć, że od tego czasu istnieję w świadomości szerszej publiczności. To mój pierwszy debiut medialny. Nie wszyscy jednak wiedzą, że muzycznie działam od 18 roku życia.
Przeszedłem przez wszystkie etapy zdobywania scenicznego doświadczenia, kiedy to grałem dla pustych sal, czy też koncertowania o 13 godzinie do kiełbasy i baloników. Od dawna jestem zależny tylko od siebie, więc musiałem przejść także przez te mniej komfortowe sytuacje. Program nie był moim początkiem, choć wtedy zyskałem większe zainteresowanie od osób z zewnątrz. W końcu ktoś zaczął zauważać to, co robię. Znalazły się też złe opinie na mój temat.
Spotkałeś się z hejtem?
Dzieci, które są indywidualistami, całe życie muszą mierzyć się z hejtem. Na dzień dzisiejszy w ogóle mnie to nie obchodzi i nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Czasem bywa przykro, ale mija mi to w ułamku sekundy. Internet jest dla mnie jak gra „Mario Bros”, korzystam dwie godziny dziennie, a później się od tego odłączam i żyje sobie w swoim małym, ale realnym świecie.
Dla potrzeb programu The Voice of Poland nagrałeś utwór „Podpalimy miasta”. Jak patrzysz na niego z perspektywy czasu?
Ten utwór już nie istnieje. Nie wracam do tej piosenki. Mając 20 lat byłem jeszcze ubogi intelektualnie i była to dla mnie faza nastoletniego buntu. Z czasem nabrałem większej świadomości i doszedłem do wniosku, że niepotrzebnie tak mocno dawałem się namawiać ludziom z zewnątrz, co miało wpływ na moje artystyczne poczynania. Dlatego powstał ten utwór. Brakowało mi odwagi, która pozwoliłaby mi powiedzieć, czego tak naprawdę potrzebuję. Zupełnie nie byłem asertywny. Popełniłem po drodze kilka wpadek, ale pozwoliło mi to nabrać świadomości. Wreszcie zacząłem kierować się tylko i wyłącznie własną intuicją. Od tamtego czasu nie daję się wmanewrować w sytuacje, których zupełnie nie czuję.
Duży wpływ na to co robiłeś miała ówczesna wytwórnia?
Oni chcieli pokazać mnie jako osobowość skandaliczną. Przy programie nie miałem jeszcze świadomości, co potrafię i nawet nie potrafiłem dostrzec, że mam jakiś talent. Wtedy brałem wszystko, co podsuwał mi los. Moje tamtejsze poczynania obarczam bardziej brakiem mojego doświadczenia, niż ludzi, których wtedy spotkałem. Młodość ma swoje prawa, a ja byłem do tego jeszcze bardzo zakompleksiony. Wiele rzeczy było niefajnych, ale gdyby się nie wydarzyły, nie byłbym tym, kim teraz jestem.
Jeszcze wcześniej powstały dwie piosenki – „Dawca” i „Wiosna”. Czy do nich masz podobny stosunek?
To są już absolutnie historyczne nagrania. Nagrałem je jeszcze za czasów, kiedy mieszkałem w Rzeszowie, skąd pochodzę. Wtedy były one odzwierciedleniem tego, co mi w duszy grało. Te piosenki pochodziły ode mnie i były moim ówczesnym ukierunkowaniem muzycznym. Mam do nich sentyment, bo wtedy stały się częścią mnie. Jak patrzę na nie z perspektywy czasu, to widzę siebie jaki wtedy byłem nieskoordynowany emocjonalnie. Długo szukałem ludzi, którzy byliby w stanie zbliżyć się do mojego myślenia. A te piosenki są pierwszym etapem moich artystycznych poszukiwań.
Posługiwałeś się wtedy pseudonimem ARO. Rozumiem, że z tej osoby już niewiele zostało?
ARO skończył się już bardzo dawno. To był właśnie ten szalony nastoletni i zupełnie nieokiełznany czas. Teraz jestem na innym etapie życia, przez to jestem dojrzalszym człowiekiem. Nie znaczy to, że stałem się nudny (śmiech). Ten pseudonim przypominał mi lata, które były dla mnie trudne i nie chcę do tego wracać. Pewien rozdział został już zamknięty.
A czujesz, że z udziału w programie The Voice of Poland wyniosłeś coś dla siebie?
Ten program przyniósł mi pewną stabilizację. W końcu ktoś dostrzegł na szerszą skalę, że śpiewam. Chociaż samego udziału w programie już właściwie nie pamiętam. Weźmy pod uwagę, że 5 lat, które minęło od mojego udziału w The Voice of Poland, to jest ogromnie dużo czasu jeśli chodzi o popkulturę. Wtedy były modne mocne, rockowe głosy. Pojawiało się wiele podobnych postaci, taka totalna inwazja klonów. Nie wiem czy do końca był ktoś wtedy gotowy na estetykę, którą ja zaproponowałem. Przez to dla niektórych byłem mało określony, dziwny, może nawet zbyt ekscentryczny. To się na mnie trochę zemściło, bo dostałem po tyłku.
Nie uważam jednak tego za moją porażkę. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że dzięki tamtym doświadczeniom jestem teraz stabilny emocjonalnie, wykształciłem w sobie jakąś głębszą wrażliwość i jest mi bardzo dobrze w miejscu, w którym teraz się znalazłem. Także droga od The Voice of Poland była usłana dla mnie cierniami. Do tego nie czułem się dobrze sam ze sobą. Po programie byłem w totalnej rozsypce psychicznej. Nie było łatwo, ale cieszę się, że sobie z tym poradziłem i byłem w stanie dalej iść.
Od strony technicznej sprawiało Ci coś problem?
Dostawałem numer i zawsze szukałem w tych piosenkach cząstki siebie. Nad resztą nie bardzo się zastanawiałem, bo miałem trzy dni, żeby przygotować kolejny utwór. Nie bałem się zupełnie, że zapomnę tekstu, niczego nie kalkulowałem. Zależało mi jedynie, żeby dobrze zaśpiewać i starać się coś przekazać.
Później brałeś udział w różnych przedsięwzięciach muzycznych. Po drodze były koncerty Muzyki Filmowej i Tribute to Anna Jantar. Co się stało, że już nie bierzesz w nich udziału?
Wszystko ma swój początek, więc musi mieć swój koniec. Po latach wykonywania tych samych piosenek w końcu dochodzisz do wniosku – „ile można”. Jeśli chodzi o utwory Anny Jantar, to przygoda trwała cztery lata i nie chcieliśmy odcinać od tego kuponów. Koncerty cieszyły się dużym powodzeniem, ale zabrakło nam energii, żeby dalej to kontynuować.
Co było bodźcem do powstania nowych piosenek, które ukażą się na płycie „Po tamtej stronie”?
Uwielbiam spełniać się kompozytorsko, dlatego też na przestrzeni lat powstało wiele piosenek. Od strony tekstowej potrzebuję bodźców, silnych przeżyć, a nawet traumy. Wtedy jestem niezwykle twórczy. Do nowej płyty miałem wiele punktów odniesienia. Ja ten album traktuję jak książkę, która ma 13 rozdziałów. I co ciekawe nie ma w niej happy endu. Nie ma w niej też radykalnego zakończenia. Być może w przyszłości powstanie jej kontynuacja, bo nie zamknąłem nią wszystkiego. Gdyby spojrzeć na ten album z boku, jest na niej zapisanych wiele burzliwych momentów – od samotności, depresji, aż po nadzieję. Czyli wszystko to, co składało się na moje niespokojne życie.
Czy to są te piosenki, które miały ukazać się dwa lata temu?
Absolutnie nie. Wcześniejsze piosenki powstały w jeszcze głębszej melancholii. Tamten album był moją bardzo kosztowną rehabilitacją, która przywróciła mnie do życia. Nie byłem w stanie do nich wracać, bo były przepełnione ogromną traumą i z czasem musiałem się od nich odciąć, żeby móc na nowo funkcjonować. Czułem też w tamtych kompozycjach dużo złej energii, którą musiałem zablokować. Los więc ułożył moje życie tak, żeby nie miały możliwości się ukazać. Uważam, że powstało jednak kilka ładnych utworów, ale nie czuję, żebym chciał je śpiewać. Dlatego też nowe piosenki pozwoliły mi odciąć się od tamtych doświadczeń i dzięki temu, nowa płyta ma bardziej pozytywny wydźwięk.
Można uznać, że nowy rozdział rozpoczyna się znaną już wcześniej piosenką”To już za nami”? Ten utwór znajdzie się przecież na nowej płycie.
Ten utwór był momentem przejściowym pomiędzy minionym okresem, a tym co zostało zapisane na nowym albumie. Dlatego też „Szukam” uznaję za drugi singiel po tytułowym „Po tamtej stronie”, bo to one dopiero w pełni określają moje ówczesne miejsce, w którym się znalazłem. Może to się wydawać skomplikowane, biorąc pod uwagę, że dużo tworzyłem i wciąż mam w szufladzie kilkadziesiąt kompozycji. Z pełną świadomością oddaję na nowej płycie premierowy materiał. A piosenka „To już za nami” stała się jakimś zwieńczeniem tych piosenek, choć jest najstarszą kompozycją.
Przy płycie „Po tamtej stronie” pojawili się na Twojej artystycznej dordze nowe postaci – Daria Zawiałow i Michał Kush. Jak na nich trafiłeś i dlaczego postawiłeś właśnie na nich?
Michał Kush zaproponował mi współpracę jeszcze za czasów The Voice of Poland. Wtedy nie było nam po drodze, bo nie wiedziałem czego chcę. Ponownie nasze drogi skrzyżowały się nad pracą przy tej płycie. Skomponował dla mnie kilka piosenek. Daria napisała jeden tekst o bardzo głębokich przeżyciach, których sam nie umiałem ubrać w słowa. Ona potrafi trafnie posługiwać się pewnymi sformułowaniami, trafiając w sedno tego, co sam chcę powiedzieć. Daria układa też piękne linie melodyczne.
„Po tamtej stronie” i „Szukam” pokazują Cię z innej strony. Ukazują łagodniejszą, nieco inną stronę Twojej twórczości. Czy to znaczy, że złagodniałeś?
Właśnie zupełnie nie, bo te dwie piosenki nie do końca odzwierciedlają całą płytę. One są najbardziej przystępne dla słuchaczy. W premierowych kompozycjach dzieje się znacznie więcej i każdy, kto zna tylko te dwa nowe utwory będzie zaskoczony całym krążkiem, który jest bardziej offowy. Niespodzianek tam kryje się bardzo dużo. Zachęcam do zapoznania się z całością, bo uważam, że nagrałem fajne, zróżnicowane utwory.
Czy to, że ten album wreszcie się ukaże ma dla Ciebie wymiar symboliczny? W końcu dużo przeszkód napotkałeś na swojej drodze, żeby wreszcie celebrować swój fonograficzny debiut.
Mam teraz uczucie wyciszenia, które było mi bardzo potrzebne. Wiele osób przestało w ogóle wierzyć, że ten album się ukaże. Teraz wiem, że zamknę nim wreszcie pewien etap. Chciałbym, żeby te piosenki otworzyły mi jednocześnie nowe drzwi, ale jeśli tak się nie wydarzy, to wejdę oknem. Na pewno będę się starał przekonać słuchacza do moich koncertów. A występy na żywo będą totalnie mocnym uderzeniem, bo poświęciłem mnóstwo czasu, żeby były po prostu dobre. Zresztą mam świetnych muzyków i jestem dumny z tego, jak to będzie brzmiało live. Także fizyczne ukazanie się tej płyty napędza mnie już do dalszych działań. Nie jestem zdystansowany jeśli chodzi o ten materiał. I choć jestem mega krytyczny w stosunku do siebie i wiele bym zmienił, to po ponownym wysłuchaniu tych piosenek stwierdziłem, że wciąż są fajne. Mam potrzebę anarchii i chcę się wreszcie porządnie wydrzeć na koncertach. A kolejne rzeczy będą już skrajnie inne.
Pierwsze koncerty masz już zaplanowane?
Bardzo chcę grać na żywo i jestem na to całkowicie gotowy. Wiem, że zagram na festiwalu Sprigbreak, a także jako support przed Gusem Deppertonem w warszawskim Niebie 24 marca. To będzie ważny koncert, ponieważ odbędzie się zaraz po premierze płyty, która będzie miała miejsce 22 marca. Nie nastawiam się, że od razu będę sprzedawać kluby, ale pomału chcę docierać do swojej publiczności. Chcę dać ludziom czas na zapoznanie się z tym materiałem, a jeśli później będzie możliwość spotkania się na koncertach, to przekonam ich, że na żywo jest co najmniej tak dobrze jak na płycie. Tym bardziej, że mam tyle energii, że na pewno nikt nie będzie się na nich nudzić.
Czujesz zainteresowanie publiczności Twoją twórczością? W Internecie można znaleźć wypowiedzi wskazujące na to, że ludzie czekają na Twoje piosenki.
Czuję się antygwiazdą i jestem zaskoczony opiniami na mój temat i tego, że ktoś czeka na moje nowe nagrania. Dlatego też wciąż to robię. Mogłem przecież iść do pracy w korpo i zarabiać pieniądze. Stało się inaczej, bo prócz tego, że sam mam silną potrzebę tworzenia, to spotykam się z ludźmi, którzy śledzą moje kolejne poczynania. W ogóle nie rozumiem, jak ktoś może być moim fanem. Nie mam temperamentu gwiazdorskiego, ani takiego błysku estradowego.
Dzięki charakterowi dotarłem do tego miejsca, gdzie teraz jestem. Zawsze byłem indywidualistą i nikt nie potrafił mnie zrozumieć. Przez to, stałem się bardziej pracowity, żeby ktoś mógł dostrzec, że mam w sobie coś wartościowego. Sam też musiałem w to uwierzyć. Wreszcie przyszedł moment, że tę wartość znalazłem w sobie i teraz mogę się tym dzielić z innymi. Mam nadzieję, że słuchacze odnajdą kilka interesujących sytuacji na płycie „Po tamtej stronie” i po prostu przyjdą na koncert. Wtedy będę czuć się odrobinę spełniony. Postaram się nikogo nie zawieść, bo siebie tą płytą nie zawiodłem.
Rozmawiał – Łukasz Dębowski
Ale Recepty szkoda