„Być może ktoś czuje z nami duchowe pokrewieństwo” – nasza rozmowa z Kubą Wandachowiczem (TRYP)

8 lutego nakładem wytwórni Requiem Records ukaże się nowa płyta zespołu TRYP, który istnieje z przerwami od 2008 roku. Z tej okazji mieliśmy okazję porozmawiać z jednym z założycieli grupy – Kubą Wandachowiczem (Cool Kids of Death, NOT i Mister D.).

TRYP to projekt założony przez Kubę Wandachowicza (CKOD, Mister D.), Roberta Tutę (1984, NOT, Agressiva 69, Bielas i Marynarze) i Marcina Pryta (19 Wiosen, 11).

fot. Paweł Giza

Po wydaniu na 100 lecie futuryzmu EP „Wędrówka ludów” (2009) do zespołu dołączył producent i także aktywny muzyk w wielu projektach Paweł Cieślak.

Zespołowi TRYP poświęciłeś ostatnio bardzo dużo czasu i energii. Czy to jest Twoja jedyna działalność muzyczna?

Można powiedzieć, że to jedyna sytuacja muzyczna, która w tym momencie jest dla mnie wyjątkowo istotna. Mam jeszcze jeden projekt, który powstał stosunkowo niedawno, utwory z pogranicza muzyki dyskotekowej i szeroko rozumianego techno, współtworzony z łódzkim didżejem Onesomeone i Witoldem Munnichem, wokalistą metalowego zespołu X, ale to jest projekt w fazie wstępnej. Teraz skupiam się na zespole TRYP, który właśnie wydał płytę. Poświęciliśmy tej płycie wyjątkowo dużo pracy i uważam, że efekt jest bardzo satysfakcjonujący.

W przypadku takich zespołów jak TRYP, można mówić, że jest to sposób na życie? Czy jednak bardziej hobby?

Jeśli podchodzimy do tego czysto zarobkowo, to oczywiście nie jest to sposób na życie. Grając jeszcze w zespole Cool Kids of Death odczułem na własnej skórze, że będąc poza głównym nurtem, ciężko jest z tego żyć. Nie znam w Polsce niszowych, aczkolwiek popularnych w pewnych gatunkach zespołów, które mogłyby się z grania muzyki godnie się utrzymać. Płyty sprzedają się słabo, a o streamingu to w ogóle nie ma co mówić, bo to okradanie artystów w biały dzień. Mam to szczęście, że funkcjonuję na rynku muzycznym już długo i czasem jest mi trochę łatwiej – są cały czas jakieś tantiemy za rzeczy, które zrobiłem dla siebie i dla innych artystów. Główną formą zarobku w przypadku takich zespołów jak TRYP są koncerty, ale to na pewno nie są pieniądza za które można się utrzymać.

Jako zespół istniejecie już ponad 10 lat, ale nie można powiedzieć, że przez cały ten czas funkcjonowaliście jako zespół TRYP?

Pierwszą płytę wydaliśmy ponad 10 lat temu i wtedy funkcjonowaliśmy nieco intensywnej. Przez chwilę sporo działo się w zespole TRYP. Później zajęliśmy się naszymi głównymi projektami muzycznymi i każdy poszedł w swoją stronę. Ja jeszcze grałem w Cool Kids of Death, potem zacząłem grać z Dorotą Masłowską w jej projekcie Mister D. Marcin Pryt – wokalista – cały czas grał w grupie 19 Wiosen, wydawał płyty z zespołami 11 i Niebiescy i Kutman. Robert Tuta cały czas występuje z Agressivą 69, Marynarzami Łodzi i od czasu do czasu z Maćkiem Maleńczukiem. Piotrek Połoz wydaje płyty solowe, ale jest też częścią grup Psychocukier i Tsvey. Przez dziesięciolecie zespół TRYP funkcjonował w formie rozproszone. Ale teraz, kiedy mamy coś do powiedzenia, powracamy z nową płytą, która ukaże się na początku lutego, dzięki Requiem Records.

Co najbardziej podcina Wam skrzydła w dzisiejszej rzeczywistości?

Przykro robi się, gdy nie możesz z nią dotrzeć do swojego potencjalnego słuchacza. Internet otworzył pole komunikacji totalnej, więc teoretycznie dróg komunikowania się jest wiele, jednak w praktyce okazuje się, że użytkownicy cyberprzestrzeni żyją w rozproszonych, zamkniętych bańkach i bardzo się od siebie izolują. W tak zwanych oficjalnych mediach – w państwowym radio i telewizji nie ma praktycznie pola do prezentacji swoich dokonań. Pamiętam czasy, kiedy w publicznej telewizji w programie pierwszym, codziennie przez godzinę prezentowano polskie klipy w świetnym czasie antenowym. Można było zobaczyć Kaliber 44, Kobong i inne niekomercyjne projekty. Były stacje muzyczne z polską muzyką, polskimi koncertami. Teraz to wszystko umarło, a polski internet nie wykształcił jeszcze dobrego opiniotwórczego portalu, takiego jak anglojęzyczny pitchfork. Może inaczej – jeśli nawet są takie dobre portale i drukowane periodyki, jak np. „Gazeta Magnetofonowa”, to są one skazane na istnienie niszowe. Niestety, mądre i ciekawe teksty nie robią takiej furory jak instagramowe i youtube’owe gwiazdy. Internet to w przeważającej mierze morze głupoty.

fot. Agata Mariańska (na zdjęciu Kuba Wandachowicz)

Waszą siłą jest to, że tworzycie rzeczy poza obrębem głównego nurtu, ale także tego, co dzieje się w szeroko rozumianej dziś alternatywie. Pomysły jednak wychodzą od Ciebie?

Faktyczne pierwsze dźwięki rodziły się zazwyczaj w moim komputerze. Później przynosiłem na próby jakieś szkice muzyczne i starałem się być otwarty na to, co działo się podczas ich trwania. Świetnie współpracuje mi się z Piotrem Połozem, który jest naszym basistą od dwóch lat. Jest bardzo fajnym kolegą i bardzo kreatywnym artystą. Ważną rolę odgrywał też Paweł Cieślak, nasz producent, bo jego miksy to jest zawsze bardzo twórcza praca. On nie jest tylko inżynierem dźwięku, który rejestruje ścieżki muzyczne, tylko mocno ingeruje w materiał i uważam to za istotną wartość. Zawsze dodaje coś od siebie, co wykracza poza moje wyobrażenia i jestem tym zachwycony.

Dlatego właśnie Paweł Cieślak stał się częścią waszego zespołu?

Tak, bo on nigdy nie był jedynie producentem, czy realizatorem dźwięku. Wciąż go uznajemy za część zespołu TRYP, tylko trzeba powiedzieć, że Paweł jest osobą bardzo zajętą, dlatego teraz jego współpraca z nami ogranicza się do pracy w studio. Nie znam innego producenta, któremu z zaufaniem oddałbym, to co robię.

Wasza nowa płyta jest, tak jak w przypadku debiutu – koncept albumem. Czy można jednak powiedzieć, że ma ona dla Ciebie jedno główne przesłanie?

Dla mnie głównym przesłaniem tej płyty jest bardzo szeroko pojęty kosmopolityzm. I pomimo, że płyta nazywa się „Trypolis”, to nie jest jedynie o mieście o takiej nazwie, ale chodzi tu o sytuację globalną. Utwór „Pocztówka z Trypolisu” można odnieść do różnych miejsc, bo tak naprawdę rzecz dzieje się na Rynku Bałuckim w Łodzi i pokazuje, że w jakimś sensie wszyscy jesteśmy wojennymi uchodźcami, obcymi we własnym kraju. Historia najemnika, który jedzie walczyć w konkretne miejsce, do Libii, ma skłonić odbiorcę do przyjęcia pewnej kosmicznej perspektywy i zmusić do refleksji o charakterze ogólnoludzkim. Koncept płyty wyszedł od Marcina Pryta, bo to on jest tekściarzem i wokalistą, on mógłby na ten temat więcej powiedzieć.

A wracając do Waszej pierwszej płyty „Kochanówka”, jak Ty patrzysz na nią z perspektywy czasu? W końcu coś ważnego się z nią wydarzyło.

Pierwsza płyta TRYP jest dla mnie ogromnie ważną rzeczą i stawiam ją wysoko w moim dorobku. Chcieliśmy przywrócić pamięć o pacjentach szpitala psychiatrycznego, łódzkiej Kochanówki, którzy zostali w czasie wojny wymordowani przez hitlerowców w ramach akcji T4. W czasie, gdy kończyliśmy miksowanie, w 2010 roku, mijała 70. rocznica tej masakry, a w Łodzi nie było żadnego gestu upamiętnienia tych ofiar. Marcin Pryt zrobił zbiórkę na tablicę upamiętniającą to wydarzenie i ta tablica od kilku lat znajduje się przed szpitalem. To jest wymierny skutek tego procesu, który zainicjował Marcin. Działalność zespołu TRYP nie jest przedsięwzięciem komercyjnym, tylko zawsze niesie coś więcej.

 

A można powiedzieć, że przy nowej płycie pracowałeś inaczej niż przy „Kochanówce”? Czy zawsze pierwsze pomysły wychodziły od Ciebie?

Kiedy nagrywaliśmy pierwszą płytę, to więcej było na niej Pawła Cieślaka, ponieważ większość nagrywaliśmy u niego w studio. A teraz było tak, że nagrywaliśmy sami i wstępny miksy też robiłem sam. Te utwory, które oddaliśmy Pawłowi, były już w jakimś stopniu skończone, Paweł dostał gotowe ślady. Ale potem razem z Marcinem Zabrockim, bardzo intensywnie i twórczo w te miksy zaingerował.

Jak wybiera się singiel z płyty, która jest konceptem? „Wracam” to Wasz pierwszy singiel z tego albumu.

Ja nie wiem jak to się robi. Ważną osobą będącą też częścią zespołu jest Paweł Giza, który robi nam grafikę i animację w teledyskach. To od niego wyszedł pomysł, żeby „Wracam” zostało singlem, bo po prostu ten utwór mu się spodobał. Dużą uwagę przywiązuję o wizualnej strony, a Paweł jest w tym świetny i znakomicie czuje naszą wrażliwość i język ekspresji twórczej. Według mnie każdy utwór mógłby być singlem i bardzo chciałbym stworzyć obrazek do każdej piosenki. Od planów do realizacji jest daleka droga, bo wymaga to nakładów finansowych, ale chciałbym ten pomysł zrealizować.

A jak będzie wyglądać kwestia koncertów? I czy da się album „Trypolis” przełożyć na koncert?

Chcemy grać jak najwięcej. Premierowy koncert odbył się w klubie DOM w Łodzi. Wiele też zależy od tego, jak będą i czy w ogóle będą pisać o tej płycie recenzenci. Czy trafi ona do publiczności itd. Jeżeli dostaniemy dobry odzew, wtedy będziemy grać więcej. Chcemy zagrać gdzieś na festiwalach, choć osobiście – jako odbiorca – nie jestem fanem zbiorowych koncertów kilku wykonawców jednocześnie. Grać jednak lubię wszędzie.

Płyta zawsze była dla mnie czymś innym niż granie na żywo. U nas nie działa to tak, że staramy się wiernie odtworzyć materiał z płyty, to zawsze jest jakaś forma improwizacji ograniczonej strukturą piosenki. Zawsze staramy się coś przekształcać, dołożyć i te utwory muszą brzmieć inaczej niż to, co zarejestrowaliśmy na albumie. Pamiętam sytuacje, że grając jeszcze z CKOD „Butelki z benzyną i kamienie” w wersji pierwotnej, dostawałem uczulenia na ten kawałek. A to dlatego, że ciągłe odgrywanie kompozycji nie wnosi nic dla mnie samego i staje się z czasem mało interesujące. Dlatego utwory grane na żywo z TRYP będą różnić się od tego, co usłyszycie na płycie.

Masz jakieś oczekiwania odnośnie tej płyty?

Chciałbym aby usłyszało ją jak najwięcej ludzi. Ta płyta to jest nasz, zespołu Tryp, komunikat wysłany do świata. Chcemy opowiadać nasze historie i grać naszą muzykę wszystkim, którym wydadzą się one ciekawe i inspirujące. To jest nasz stan ducha AD 2019. Być może ktoś czuje z nami duchowe pokrewieństwo? Szukamy takich ludzi i chcemy grać dla nich koncerty.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply