Po kilkunastoletniej przerwie albumem „Sny moje” na rynek muzyczny powraca warszawska grupa Lorien. Jest to trzecia, a zarazem najbardziej dojrzała i spójna płyta zespołu.
Recenzja płyty „Sny moje” – Lorien (Music and More Records, 2018)
Od poprzedniej płyty zespołu Lorien minęło już kilkanaście lat. Od tamtego czasu ich muzyka ewaluowała, nabrała pełniejszych kolorów, a na płycie „Sny moje” więcej jest świadomości i wyważania brzmień. Ich nowe kompozycje nie opierają się na nadmiernej eksploatacji gitar. To przemyślane ukierunkowanie muzyczne tworzy dojrzalszą niż wcześniej formę.
To nie znaczy, że po przesłuchaniu całości czujemy niedosyt. Wręcz przeciwnie. Na albumie wciąż istnieją mocniejsze, rockowe momenty, ale dalekie są one od gotyckiego grania, z którym grupa była utożsamiana. Na siłę jego elementy można znaleźć w „Porzuconych”.
Niemniej bardziej czytelny przekaz staje się ważniejszym elementem całości. Album rozpoczyna malowniczy i spokojniejszy utwór w języku angielskim „I Don’t”. Później zespół nabiera rozpędu, gdzie poprzez rytmikę bębnów w „Miasto tonie”, docieramy też do mocniejszych piosenek.
Mroczniej staje się w kolejnym anglojęzycznym kawałku „Faith-healer”. To jeden z tych utworów, który pokazuje jak Lorien potrafi budować napięcie. Bez pokazywania pełni możliwości udało im się przekazać więcej niż nadmierną eksploatacją gitar. Tej umiejętności nabywa się przez doświadczenie, a tego Lorien nie można odmówić.
Stąd namacalna dojrzałość brzmień i umiejętność tworzenia nastroju. Trzeba przyznać, że oprócz zapadających w pamięć kompozycji dostajemy niezwykle klimatyczny album. A jeżeli szukacie pełniejszych, rockowych utworów to pod tym względem nie zawodzi „45”.
Należy też wspomnieć o wykorzystaniu niecodziennego instrumentu, rzadko spotykanego w tego typu produkcjach. Mowa tu o lirze korbowej, która niewątpliwie dodaje oryginalności. Tytułowe „Sny moje” prezentują się dzięki temu jeszcze bardziej interesująco. No i ten głos Ingi Habiby, stający się nierozerwalną częścią całości. To on spaja wszystko i brzmi, jakby był silnie wrośnięty w poszczególne piosenki. Chociaż na tym właśnie polega charakterystyka śpiewania wokalistki.
Ta płyta to dobry powrót zespołu Lorien. Zwraca uwagę jakość kompozycji i przekaz, który wraz z wokalem unosi te piosenki. A jeszcze jeden atut jest taki, że choć istnieją z przerwami od lat 90, to nie grają jak muzyczni weterani, choć ich muzyka wywodzi się przecież z tradycji prog rocka i alternatywnej muzyki gitarowej.
Łukasz Dębowski