Taco Hemingway – „Cafe Belga”

Nasz ocena

Ten projekt Taco Hemingwaya, tworzony w Brukseli i Warszawie między styczniem a czerwcem 2018, został w całości wyprodukowany przez długoletnich współpracowników i przyjaciół Taco – Rumaka i Borucciego. Personalne i gorzko-nostalgiczne utwory przeplatane są fragmentami audio wywiadu, którego Filip Szcześniak udzielił w Brukseli.

Recenzja płyty „Cafe Belga” – Taco Hemingway (Asfalt Records, 2018)

Wydawało się, że po wydaniu całkiem przyzwoitej płyty z Quebonafide (jako Taconafide), Taco Hemingway chce oderwać się od swojej solowej działalności. Nic bardziej mylnego. W kilka miesięcy po tamtym wydarzeniu dostajemy w pełni premierowy album pt. „Cafe Belga”.

 

I to bez zapowiedzi oraz całej tradycyjnej maszyny promującej.  Zaskakujące; chociaż taka utajniona forma wydania nowego materiału nie jest już dużą niespodzianką.

Wszystkie teksty zostały napisane z własnej perspektywy, a właściwie z miejsca, w którym teraz znajduje się Taco. Lokowanie produktów należy uznać za przypadkowe. Ważniejsze, że słowa ciągle w sposób charakterystyczny i błyskotliwy przetwarzają rzeczywistość. I zanim zadacie pytania, jakie raper ma dziś przemyślenia i co się z nim dzieje, po prostu należy posłuchać. Pomiędzy utworami pojawiają się też wycinki autentycznego wywiadu, które mają być poniekąd wytłumaczeniem, „co z tym Taco”.

Muzycznie dzieję się także sporo. Niby jest spokojniej, ale za to czuć, że Hemingway wpuścił do tej muzyki świeżość. I to nie takiej „przeprodukowanej” oraz wygładzonej. Dlatego też, ta płyta jest dobra.

Łatwo powiedzieć, że Filip nie prezentuje się już jak na pierwszych płytach. Okazuje się jednak, że można w sposób inteligentny sięgnąć do tego, co było i dorzucając teraźniejszy sznyt, wyciągnąć z tego esencję dotychczasowych dokonań. Wystarczy posłuchać „Reżyseria: Kubrick”, żeby dojść do wniosku, że tli się w tym coś więcej niż to, co można było usłyszeć na poprzednim krążku tj. „Szprycerze”.

Taco zaczyna trochę poszerzać posługiwanie się głosem i ma zapędy do dośpiewywania refrenów, co nie było aż tak widoczne wcześniej. „Fiji” to nie tylko bardziej miękka charakterystyka wokalna, ale też zupełnie inna, dobra na letnie imprezy kompozycja. Ktoś może zarzucić, że co ten Filip jakieś ciepłe rytmy chciał nagrać? Jakby to nie zabrzmiało, ciągle jest w tym przekonujący.

O dobrej formie świadczy jednak bardziej surowy muzycznie „ZTM”. Chwilami Taco bardziej zwolnił i stał się bardziej refleksyjny, czego przykładem może być „Abonament jest czasowo niedostępny”.

I nawet jeśli – „Kiedy słyszę siebie w Esce wiem, że ciężej będzie o sekret nim się dowie o nim sieć”, to muzyk dalej kombinuje po swojemu. Nie może być zarzutem, że Taco Hemingway robi za dużo, skoro jest to jakościowo całkiem przyzwoite. On jest „tu i teraz”. Pojawia się tylko pytanie, czy potrafi w tym jeszcze dłużej przetrwać, bo oprócz emocji wszystko szybko ulega dezaktualizacji.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply