W tym roku mija 35 lat od ukazania się debiutanckiej płyty zespołu Lady Pank, zatytułowanej po prostu „Lady Pank”. Właśnie z tej okazji grupa postanowiła zaprezentować ten przebojowy materiał w nieco innej formie. Album „LP1” ukazał się 15 czerwca. Więcej w dzisiejszej recenzji.
Recenzja płyty „LP1” – Lady Pank (Wydawnictwo Agora, 2018)
Debiutancka płyta zespołu Lady Pank, zatytułowana po prostu „Lady Pank” była kopalnią przebojów. Jednocześnie przyniosła popularność grupie, która do dziś nieźle sobie radzi na polskiej scenie muzycznej. Ten album stanowi klasykę gatunku.
Jak podają źródła, aż sześć przebojów z tego krążka znalazło się na pierwszym miejscu Listy Przebojów Programu Trzeciego, promującej wtedy nową falę muzyki rockowej. Na 35-lecie dostaliśmy odświeżoną wersję tych piosenek w postaci krążka „LP1”.
Całość nie tyle nagrano na nowo w dzisiejszym składzie grupy Lady Pank, co też zinterpretowano nieco inaczej przez wokalistów, którzy tutaj zostali zaproszeni. Kompozytor Jan Borysewicz nie pozwolił jednak na zbytnie odstępstwa od pierwowzorów. Dzięki temu dostaliśmy należycie zgrane kompozycje w dzisiejszej rzeczywistości muzycznej, ale trochę pozbawione emocji tamtych czasów.
Zabrakło odrobiny niepowtarzalności, którą niosła wtedy ta płyta. A brak możliwości mocniejszego zaznaczenia przez poszczególnych wykonawców stylu, w jakim tworzą, spowodowało, że zabrakło tu ich indywidualności. Dlatego też, nie robią wrażenia wykonania Tomasza Organka („Kryzysowa narzeczona”) i Krzyśka Zalewskiego („Fabryka małp”).
Od strony technicznej, zgrania tych numerów, to ciągle jest mistrzostwo. Od strony interpretatorskiej ta płyta trochę leży. Na uwagę zasługuje „Wciąż bardziej obcy”, gdzie Artur Rojek zaśpiewał zdecydowanie inaczej. Z dużą delikatnością w głosie łatwo wyłapać własny wkład wokalisty w ten utwór.
Wyróżnia się też „Tańcz głupia tańcz”, gdzie Maleńczuk z charakterystyczną manierą przebił się przez kompozycję i będący bonusem „Minus 10 w Rio” (piosenka nie znalazła się na pierwszej wersji płyty) z wokalnym uzupełnieniem Katarzyny Nosowskiej. Nawet drugi kobiecy pierwiastek Kasi Kowalskiej w „Zamkach na piasku” nie robi ogromnego wrażenia, co nie znaczy, że jest nieinteresujący.
Niektóre wersje przelatują, nie pozostawiając po sobie dużych wrażeń. A szkoda. Skoro zdecydowano się zaprosić do udziału innych muzyków, można było dać im większe pole manewru w tych przebojach.
„LP1” przypomina o doskonałej płycie, która nie ugięła się upływowi czasu. A z drugiej trochę rozczarowuje, że nie wyciśnięto z niej czegoś więcej. Tym bardziej, że zaproszono doskonałych gości.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “Lady Pank z gośćmi – „LP1””