6 kwietnia ukazał się debiutancki album FFRANCIS czyli Piotra Kalińskiego (Hatti Vatti, HV NOON)i Misi Furtak (Tres.B, solowy projekt). Płyta nosi tytuł „Off The Grid” i ukazała się w ściśle limitowanym nakładzie.
fot. okładka płyty (wykonanie Coals)
Recenzja płyty „Off The Grid” – Ffrancis (U Konow Me Records, 2018)
Debiutancka płyta duetu Ffrancis pt. „Off The Grid”, to efekt współpracy Misi Furtak z Piotrem Kalińskim. Projekt powstawał przez długi czas i właściwie jego początek można zanotować już ponad dwa lata temu, kiedy to ukazał się m.in. winylowy singiel „Got Me Started”.
Przez ten cały czas ich muzyka szukała ujścia w odpowiedniej formie, na tyle charakterystycznej, by móc zaznaczyć swoją obecność jeszcze czytelniej. Na tym krążku to się udało. Kompozycje są intrygujące, a często nawet dziwne, schowane gdzieś w odmętach nieco surowych dźwięków.
Od razu trzeba zaznaczyć, że to nie jest elektroniczna fanaberia i kolejny zrost dźwięków w melancholijny elektropop. To bardziej obnażona z syntetycznego brzmienia konstrukcja piosenek. Efektem jest zestaw bardzo dobrych, wielowymiarowych, ale oszczędnych kompozycji. Rozmyte tło żywych gitar i innych niezidentyfikowanych dźwięków dodaje charakteru całości.
Jak mówi Misia Furtak: „Ffrancis to jakby zupełnie nowa osoba. Trochę dziecko, trochę dobry znajomy”. Dlatego z zainteresowaniem słucha się tej płyty już za pierwszym razem. Wychwytujemy elementy, które są już nam znajome, ale całość tworzy nową jakość, którą nie należy porównywać z czymś innym.
Otwartość muzyczna Piotra Kalińskiego budzi podziw. Większość partii instrumentalnych powstawała w przypadkowych miejscach np. 200-letnie organy zostały nagrane w sali prób w Reykjaviku, a analogowe bitmaszyny były zgrywane w warsztacie remontowym.
Misia dodała tym piosenkom kobiecego, czasem wręcz zmysłowego tonu. Śpiewa w znany sobie sposób, który tak jasno prezentował się na jej solowej płycie z 2013 roku. I co najważniejsze znajdziemy tu trzy utwory napisane w języku polskim. Trzeba dodać, że przekładanie pewnych spostrzeżeń na rodzimy język wychodzi wokalistce bardzo dobrze. Aż żal, że nie ma więcej propozycji typu „Spektakularnie” i ” Zazdrość”.
Poza tym głos Misi niesie pewną tajemnicę, która idealnie pasuje do klimatu tego krążka. Tym razem powiedzenie – mniej znaczy więcej, sprawdza się w „There Comes A Limit” i następującym po nim, jeszcze mroczniejszym „Causes”.
Kontynuacja tego projektu jest nieznana, bo Piotr Kaliński prowadzi kilka zespołów niemal jednocześnie. Jednak w oczekiwaniu na solowe dokonania Misi Furtak, ten album daje gwarancję jakości. A jeśli powstanie kontynuacja „Off The Grid”, to możemy być pewni, że będzie to również właściwe rozwiązanie. Warto dodać, że płyta ukazała się w bardzo ograniczonym nakładzie (booklet i winyl). Wytwórnia U Know Me Records wie, co dobre.
Łukasz Dębowski