SONAR to producent Łukasz Stachurko (współtwórca RYS), wokalistka Lena Osińska, perkusista Rafał Dutkiewicz i klawiszowiec Artur Bogusławski. Zespół ma na swym koncie debiutancki album “Pętle” (2016) oraz najnowszy album “Torino”, który dziś dla Was chcielibyśmy przybliżyć.
Recenzja płyty „Torino” – SONAR (U Know Me Records, 2018)
Znając wcześniejsze dokonania Łukasza Stachurko (ex-Rysy) i debiutancką płytę zespołu Sonar, można było mieć duże oczekiwania. Na albumie pt. „Torino” jest jednak znacznie ciekawiej niż przy pierwszym krążku i niewystarczające staje się mówienie o nim jedynie kategoriach „dobry”.
Przede wszystkim ten materiał jest bardziej zróżnicowany. Każda z tych kompozycji doskonale broni się osobno. Gdyby wyodrębniać poszczególne części tego krążka, okazałoby się, że na jedenaście piosenek dostaliśmy dokładnie jedenaście mistrzowsko zaprezentowanych.
I pomimo dużej różnorodności, dostajemy spójną całość. A przecież nie tak łatwo jest spiąć razem melodyjną elektronikę, tnące elementy trip-hopu, spokojny house, a nawet niedosłownie zaprezentowany chill dance.
Polska scena muzyki elektronicznej ma się świetnie. Od kilku lat doskonałe produkcje dostajemy od The Dumplings, Rebeki, Xxanaxx, Oxford Dramy, czy Coals. Jednak trzeba zaznaczyć, że przy tym albumie zespół Sonar wyraźnie zaznaczył własną indywidualność. Wreszcie można powiedzieć, że ich muzyka, wraz z głosem wokalistki Leny Osińskiej prezentuje się oryginalnie i nie przytłacza naleciałościami, które można nagminnie usłyszeć na innych tego typu albumach.
Już pierwszy singiel „Odkrywam” przykuwa uwagę szorstkim pulsem, ale podanym w łagodnej oprawie aranżacyjnej. Zresztą każdą piosenkę ugładza też niezwykle melodyjny głos Leny. Nawet trip-hopowe odpowiedniki nie są zakompleksione i stają się jednym z dojrzałych elementów tej kompozycji.
Płyta zaczyna się jednak jeszcze bardziej swobodnie. „Listen Up” wprowadza w nastrój świetnie zrealizowanej, przemyślanej i niezwykle przejmującej opowieści jakim jest ten album. Pociętej, co prawda na poszczególne utwory, ale zamykającej się w jednym muzycznie odrealnionym świecie.
„Face the Sun” potwierdza, że nie ma tu oparcia o jednowymiarowy chillout. Bo ile tu jest różnych brzmieniowych smaczków, uzupełnień i dodatkowych dźwięków! To tworzy jakąś nierzeczywistą formę, która przelewa się też w „Hidden Garden”. Świetna, nieco filmowa konstrukcja.
Oprócz angielskich tekstów, dostajemy też kilka sprawnie napisanych słów w języku polskim. „Obok” to już robota Mateusza Holaka, który w charakterystyczny dla siebie sposób zaszczepił odrobinę abstrakcji w rzeczowo opowiedzianej historii. Paradoks? Jest ich tu więcej, choć wszystko ładnie ze sobą współgra, tworząc ułożoną do końca układankę.
Niby bywa spokojnie, ale jednak z podskórnym nerwem. Niby w jednym tempie, a przecież ta płyta tętni życiem. To żadne muzyczne popłuczyny i nuda. To inteligentny błysk twórczy, który w żadnym momencie nie rodzi przesytu, ani też nie zlewa się w jedną masę. Udało się stworzyć coś więcej, niż tylko kilkanaście przyjemnych kompozycji. „Torino” to muzyka taneczna, która wcale nie jest do tańca. I to jest jej ogromna zaleta.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “SONAR – „Torino””