Basia – „Butterflies”

Nasz ocena

Aż dziewięć lat musieliśmy czekać na nową płytę Basi Trzetrzelewskiej. Właśnie dziś ukazał się jej nowy album pt. „Butterflies”. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją.

Recenzja płyty „Butterflies” – Basia (Universal Music Polska, 2018)

„Butterflies” to kolejny album Basi Trzetrzelewskiej nagrany wspólnie z Dannym White’em. Już dziewięć lat minęło od poprzedniej płyty wokalistki („It’s That Girl Again”), a czas jakby całkowicie zatrzymał się w miejscu. Otrzymujemy pełne uroku i naturalności kompozycje, niepasujące do dzisiejszej rzeczywistości muzycznej, ale właśnie dlatego tak ciekawe.

 

Upływ czasu jest jednak niezauważalny. I to nie tylko w formie muzycznej, ale także w głosie samej wokalistki. Właściwie, gdyby ta płyta powstała na przełomie lat 80/90, kiedy to Basia odnosiła wielkie sukcesy, ten krążek mógłby mieć podobny odbiór, co debiutancki solowy „Time and Tide”.

Wciąż słychać południowoamerykańskie dźwięki swobodnie wplecione w pop-jazzowe kompozycje. Charakterystyka twórczości Basi z Dannym dawno temu stała się wyznacznikiem jakości, ale także pewnej rozpoznawalności.  Już pierwszy singiel promujący ten album pt. „Mateo”, buja w rytm ciepłej samby, prezentując wszystko to, co fani pokochali przed laty. Nienachalnie jazzująca z motywem hiszpańskiej gitary akustycznej… właściwie czego chcieć więcej? Do tego sam refren niewątpliwie pozostaje w pamięci na dłużej.

Wyraźnie prezentujące się instrumenty są podstawą takiego grania. Od zawsze kompozycje tworzone dla Basi opierały się na żywym brzmieniu. To jest także niegasnąca siła nowych piosenek.

Dostajemy przecież jeden z najbardziej energetycznych kawałków w repertuarze wokalistki. „Be.Pop” (pierwszy pomysł na tytuł tego albumu) posiada niezwykle żywiołowy feeling, uzupełniony bogatym instrumentarium (od saksofonów, aż po rytmikę perkusyjną).

Tytułowy „Butterfly” to znów magia chwili i pewna tajemnica dźwięków, zamknięta w melodyjnej kompozycji. Nie zabrakło miejsca na bardziej osobiste myśli przelane w „Pandor’s Box”. Mamy też całkiem zręczny przerywnik muzyczny w postaci „Rachel’z Walz”. I trzeba posłuchać duetu Basi z Markiem Reilly w „Show Time”.

Wbrew prostocie kompozycji, dużej powściągliwości aranżacyjnej, mamy do czynienia z plastycznym jazzowaniem. I w tym przypadku największym atutem tej płyty jest niezmienność twórcza. Jest wielu artystów, którzy muszą eksperymentować, żeby iść do przodu. Basia Trzetrzelewska z kobiecą elegancją porusza się wśród znanych nam motywów muzycznych i żadne odstępstwa nie są w przypadku płyty „Butterflies” potrzebne.

Szlachetnie, choć nieprzebojowo, ale z ekspensywnym zaangażowaniem. Z gwarancją, że za za kilka lat będzie słuchać się tego albumu z taką samą przyjemnością. I trzeba wspomnieć o jednym z najważniejszych polskich elementów tej płyty. W nagraniach wzięli udział m.in. młodzi muzycy z Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie.

Łukasz Dębowski

3 odpowiedzi na “Basia – „Butterflies””

Leave a Reply