„LATARNIE WSZĘDZIE DAWNO ZGASŁY” – świąteczny nokaut od Taco Hemingwaya [RECENZJA]

Nasz ocena

To jeden z tych momentów, w których czas w polskim Internecie na chwilę się
zatrzymuje. 19 grudnia 2025 roku, w ostatni przedświąteczny piątek, Taco
Hemingway zrobił to, co potrafi najlepiej – bez zapowiedzi wyłączył światła i kazał nam słuchać. Poniżej można znaleźć naszą recenzję płyty „LATARNIE WSZĘDZIE DAWNO ZGASŁY”.

fot. Karol Grygoruk Schootme

Recenzja płyty „LATARNIE WSZĘDZIE DAWNO ZGASŁY” – Taco Hemingway (2025)

Nowy album „LATARNIE WSZĘDZIE DAWNO ZGASŁY” to materiał koncepcyjny, podzielony na cztery akty, który bierze na warsztat nasze lęki, miasto i nostalgię. Czy to tylko hojny prezent na święta, czy może melancholijny zwiastun nadchodzącej przerwy?

Warszawska nostalgia i zgaszone światła (Akt I: „ICI VARSOVIE”)

Pierwsza część płyty to powrót do korzeni, ale w znacznie dojrzalszym wydaniu. Otwarcie w postaci „PLACU TRZECH KRZYŻY” błyskawicznie ustawia nas w centrum stolicy, która pod piórem Filipa staje się miejscem pełnym duchów przeszłości. Tytułowy utwór „LATARNIE WSZĘDZIE DAWNO ZGASŁY” to przejmujący manifest zagubienia w cyfrowym szumie, natomiast „PUSTOSZEJĄ SALE KINOWE” stanowi gorzką metaforę zmieniającej się kultury. To akt przepełniony duszno-miejską atmosferą, gdzie każda linijka tekstu zdaje się ważyć znacznie więcej niż na poprzednich projektach artysty.

Pulsujący rytm nocnej metropolii (Akt II: „MIASTO IDZIE SPAĆ”)

Gdy przechodzimy do sekcji „MIASTO IDZIE SPAĆ”, tempo ulega zmianie, choć mrok nie ustępuje ani na krok. Taco zabiera nas w podróż przez nocną Warszawę, która nigdy nie zasypia, choć desperacko tego potrzebuje. „TRAMWAJE” to hipnotyzująca oda do miejskiego ruchu, która płynnie przechodzi w „ODTRUTKĘ” – utwór o poszukiwaniu azylu w świecie, który nigdy nie milknie. Akt kończy intrygujący numer „TRZYKROPKI”, będący trafnym studium niedopowiedzeń i zerwanych międzyludzkich połączeń. Szcześniak po raz kolejny udowadnia, że nikt tak precyzyjnie jak on nie opisuje melancholii powrotów do domu nad ranem.

Emocjonalny puls pod apteką (Akt III: „SŁOWIAŃSKI NIEPOKÓJ”)

„SŁOWIAŃSKI NIEPOKÓJ” stanowi serce albumu – to tutaj emocje wychodzą na pierwszy plan, uderzając w słuchacza z podwójną siłą. W „FOTOMODELKACH” artysta bezlitośnie demaskuje powierzchowność mediów społecznościowych, by za chwilę uderzyć w zupełnie inne, wrażliwe tony w genialnym singlu „ZAKOCHAŁEM SIĘ POD APTEKĄ”. To prawdopodobnie najbardziej przystępny, a jednocześnie najbardziej szczery moment płyty. Na szczególną uwagę zasługuje gościnny udział Livki w utworze „BEZ STRESU” – ich głosy idealnie się uzupełniają, tworząc intymną, senną opowieść o próbie ucieczki przed wszechobecnym przebodźcowaniem.

Wielki finał pod znakiem zapytania (Akt IV: „ROZMIAR KLĘSKI”)

Zamykający album akt „ROZMIAR KLĘSKI” to bolesne, ale konieczne emocjonalne rozliczenie. „FRASCATI” brzmi jak eleganckie i smutne pożegnanie z pewnym etapem życia, podczas gdy utwór „RATUNKU!” to dynamiczny, niemal desperacki krzyk o autentyczność w świecie pełnym pozorów. Całość wieńczy utwór „OSTATNI?”, który pozostawia słuchacza z ogromnym znakiem zapytania. Czy to tylko przewrotny tytuł, czy zapowiedź dłuższej absencji? Taco Hemingway kończy płytę w sposób otwarty, zmuszając nas do wielokrotnego wciskania przycisku „play” w poszukiwaniu ukrytych między wierszami wskazówek dotyczących jego przyszłych kroków.

Architekci dźwiękowego mroku

Nie sposób pominąć zaplecza – muzycznie album jest majstersztykiem, co nie dziwi przy tej liście płac. Rumak odpowiada za lwią część produkcji, nadając płycie filmowy sznyt, a @atutowy i Zeppy Zep wnieśli nowoczesną energię i monumentalną przestrzeń. Wkład Borucciego w „FOTOMODELKI” dopełnia obrazu produkcji totalnej. Kluczowym elementem brzmienia jest też Livka, której głos działa jak eteryczny instrument spajający całość projektu. Jednak za finalną potęgę dźwięku i perfekcyjny szlif odpowiadają legendarni The Returners – to ich miks, mastering i precyzyjne cuty sprawiają, że „LATARNIE…” brzmią tak selektywnie i potężnie.

Werdykt: Arcydzieło

„LATARNIE WSZĘDZIE DAWNO ZGASŁY” jest pozycją obowiązkową, która idealnie rezonuje z grudniowym klimatem. Taco przyzwyczaił nas, że jego produkcje są dopracowane w każdym detalu i nie inaczej jest tym razem. To po prostu arcydzieło. Taco to artysta w pełnym tego słowa znaczeniu, prekursor, a wręcz magik. Piosenki z albumu już teraz szturmem stają się najczęściej odtwarzanymi numerami w całym kraju.

Hubert Rydz

 

Zaskakująca premiera. Taco Hemingway z albumem „LATARNIE WSZĘDZIE DAWNO ZGASŁY”

Zostaw odpowiedź