Almadera – „Serenity” [RECENZJA]

Nasz ocena

Debiutancki album „Serenity” Almadery ukazał się 12 listopada. Ta muzyka wyrasta z jazzu, ale wykracza daleko poza jego granice. Więcej w naszej recenzji tego wydarzenia.

fot. okładka albumu (Paweł Zboiński)

Recenzja płyty „Serenity” – Almadera (2025)

Jeżeli muzyka może spokojnie oddychać, to tak właśnie dzieje się na płycie „Serenity” artystki występującej pod pseudonimem Almadera. Ten oddech współdzielony jest z naturą i pięknymi, swobodnie płynącymi frazami jazzowymi, które czasem zahaczają o klasykę, a innym razem o szlachetny pop. Wszystko rozgrywa się w szerokiej przestrzeni, gdzie czas zdaje się zwalniać, tworząc miejsce na wokalne opowieści, osnute doskonałym brzmieniem instrumentów, które mimowolnie wypełniają kolejne utwory.

Almadera to pseudonim artystyczny polskiej wokalistki, kompozytorki i dyrygentki chóralnej Aleksandry Raczyńskiej, dzielącej życie między Kopenhagą a Gdańskiem. Stąd nie dziwi międzynarodowy skład muzyków, z którymi twórczyni nagrała ten album. A są nimi: Otso Kasperi Mielonen (kontrabas), Sebastian Zawadzki (fortepian), Jesper Lørup Christensen (perkusja) oraz Johannes Käsbach (gitara). Każdy z nich wnosi istotny wkład w powstanie tego materiału, tworząc wysmakowane, pełne finezji kompozycje, które w sposób nienachalny docierają do naszej świadomości. Przy tym czuć dużą staranność wykonania, co w oszczędności aranżacyjnej ma ogromne znaczenie.

Potwierdzeniem tego jest oparty na gitarowym motywie utwór „For You”, który płynnie przechodzi w kolejny – „In Another Story”, gdzie dowodzenie przejmuje ciepło opowieści artystki. Jest w tym szczypta czegoś magicznego, wręcz odurzającego swoją powściągliwością w oddawaniu dźwięków, a jednocześnie głęboko klimatycznego, mocno wciągającego w swoją wymowę. I nawet jeśli pojawiają się pozbawione wytrawnego charakteru, zbyt czytelne na tle całości kompozycje („No Resentment”), to w przeważającej części dostajemy odrealnione propozycje, które w swej subtelności potrafią zauroczyć czystością brzmień („Waiting”). Niekiedy wokal staje się instrumentem („Breath”), by zaraz potem przenieść nas znów w świat wybornie opowiedzianej historii („Longing”).

Trudno nie wspomnieć o imponującym wyczuciu wszystkich muzyków, którzy w pełni potrafią odnaleźć się w specyficznej prezencji utworów, wprowadzając do nich ciekawe harmonie i rozwijając je w niebanalne układy brzmieniowe. Motywy improwizacyjne dodają albumowi kolorytu, ale bez zbędnej rekonstrukcji kompozycyjnej, co rodzi poczucie spokoju, nawet gdy artystka sięga po… śpiew ptaków („Birds”). Warto dodać, że teksty współtworzyła czeska poetka Thea Podzimková, co również potwierdza jakość tego wydarzenia.

Jak mówi Almadera: Serenity to mój wyraz miłości do natury, ludzi i świata. Udało się więc nie tylko zawrzeć głębszą myśl, ale również przekazać czysty urok jazzowej elokwencji w twórczym nieograniczeniu, co zaowocowało bardzo dobrym albumem o intrygującej obrazowości. I nawet jeśli nie każdy moment ma podobny, czarujący wymiar, całość tworzy projekt, który może istnieć w każdym miejscu na ziemi z podobną intensywnością.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply