
„Razem” to nowy kierunek na muzycznej drodze Mateusza Trandy. Płyta została nagrana wspólnie z żoną artysty podczas ich podróży poślubnej. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Razem” – Mateusz Tranda (2025)
„Razem” to projekt Mateusza Trandy, który powstał w sposób naturalny – z autentycznej potrzeby tworzenia i miłości nie tylko do muzyki, ale także do najbliższej osoby. Na album składają się nieprzesadnie długie miniatury instrumentalne, nagrane na 100-letnim pianinie Sommerfeld w studiu AudioPlanet. Dziewięć kompozycji wyróżnia się powściągliwością w wyrazie, subtelnością i elegancją, mającą wydobywać czyste emocje, zamiast imponować efektownością. Nie zmienia to faktu, że całe przedsięwzięcie broni się również pod względem wykonawczym.
Ma to szczególne znaczenie, ponieważ artysta powrócił do gry na pianinie, choć ostatnio był znany przede wszystkim jako gitarzysta (dobrze przyjęta płyta „Rays Of Hope” z 2022 roku). Jak sam przyznaje, to zasługa jego żony, Agnieszki Trandy, wymienionej na okładce albumu. Ta okoliczność jest tym bardziej istotna, że materiał powstał podczas ich podróży poślubnej, a sama inspiratorka pojawia się w utworze „Razem”, choć nigdy wcześniej nie zasiadała za pianinem.
Każda propozycja została otoczona szczególną opieką twórcy – wiele w nich czułości, ale też skutecznego „opowiadania” dźwiękiem. Mateusz wykazuje wyjątkowe wyczulenie na brzmienie, potrafi wyłuskiwać z niego drobne detale i osadzać je w swojej bardzo osobistej przestrzeni. Można mówić o doskonałym słuchu, a jednocześnie o umiejętności materializowania pomysłów według przyjętej przez siebie strategii. Nie oznacza to jednak sztywności – pojawiają się motywy improwizowane oraz fragmenty oparte na określonych tematach, ale wykonane z finezją swobodnego operowania nastrojem, co doskonale słychać w pięknie płynącej „Miłości”.
Nie znajdziemy tu rozmachu czy szerokiego kierowania wyrazem artystycznym, tak charakterystycznego dla projektów związanych z muzyką klasyczną. Może nawet brakować nieco technicznej wprawy, jednak nie ujmuje to całości – forma prezentowania utworów potrafi być czarująca, nawet w kwestii związanej z operowaniem pojedynczym dźwiękiem. Czuć więc w tym zawodowstwo, czyli umiejętność materializowania poszczególnych elementów, które razem tworzą obrazową spójność w przyjętym formacie (niebanalne harmonie w „Przyjdzie w trakcie”). Do tego dochodzi wspomniana wcześniej uczuciowość, bez której przekaz nie miałby takiej siły oddziaływania na wyobraźnię słuchacza.
Bez względu na to, czy Mateusz Tranda prezentuje improwizacje, czy kompozycje o określonej konstrukcji, mamy wrażenie, że otrzymaliśmy coś naprawdę istotnego. I to właśnie stanowi największą wartość albumu – wydarzenia bardzo niszowego, pozbawionego spektakularnych momentów, a jednocześnie skutecznie oddziałującego na naszą wrażliwość. W czasach nadmiernie sformatowanych i skomercjalizowanych ma to duże znaczenie. „Razem” to więcej niż zbiór utworów – to potrzeba wyrażania się w emocjonalnej wolności twórczej, odkrywania nieskazitelnych niuansów i docierania do sedna tego, co kształtuje ludzką czułość.
Łukasz Dębowski



![Najlepsze rapowe płyty 2024 roku [RANKING]](https://polskaplyta-polskamuzyka.pl/wp-content/uploads/2025/01/Najlepsze-rapowe-plyty-2024-roku-RANKING-300x300.png)


