„Pracuję ciężko, bawię się mocno” – Triple G (Gregg Starski) [WYWIAD]

„Na Greenpoincie” to nowy singiel polsko-amerykańskiego muzyka Gregga Starskiego, występującego jako Triple G. Do utworu powstał teledysk, będący hołdem dla dzielnicy i polonijnej społeczności, z którą artysta był związany. O jego inspiracjach muzycznych, a także życiu w Stanach Zjednoczonych można dowiedzieć się z naszego wywiadu z artystą.

fot. materiały prasowe

„Na Greenpoincie” to hołd dla dzielnicy Greenpoint, gdzie spędziłeś 12 lat — co najbardziej z tamtego okresu chciałeś uchwycić w tym utworze?

Nowy Jork bardzo szybko się zmienia i Greenpoint nie jest wyjątkiem. Dzielnica, do której przeprowadziłem się w 2012 roku, już wtedy różniła się od tego, co starsze pokolenia pamiętały z lat 80. i 90.. Z czasem zauważyłem, że polska społeczność powoli się kurczy, choć wciąż jest obecna. Wiedziałem, że za kolejne 10 lat Greenpoint znów się zmieni, dlatego chciałem uchwycić moje własne polsko-amerykańskie doświadczenie, zanim ten moment przeminie.

W „Na Greenpoincie” ożywiam klimat codziennej pracy, dumy z lokalnej społeczności i wieczornej zabawy, z humorem i przesadą, ale wciąż oparty na prawdziwym życiu. To celebracja moich wspomnień, ludzi, których poznałem, kultury, w której żyłem i części Brooklynu, która mnie ukształtowała przez ponad dekadę.

Spędziłeś tam aż 12 lat – jak to doświadczenie ukształtowało Twoją muzyczną tożsamość i wrażliwość, którą dzielisz się w tym utworze?

Przeprowadziłem się na Greenpoint w Brooklynie w 2012 roku i w 2016 zacząłem pracę nad moim pierwszym EP-em „No Competition”, którego częścią jest utwór „Na Greenpoincie”. Co ciekawe, była to ostatnia piosenka, którą napisałem na ten projekt, ale pierwsza, którą ukończyłem.

W tamtym czasie mieszkałem w Bushwick i szukałem nowego miejsca. Miałem kilka opcji: część na Manhattanie, inne na Greenpoincie. Wybrałem Greenpoint, bo czułem, że to dobre miejsce. Spokojna okolica, ładny park w pobliżu, cicha atmosfera i przystępne mieszkanie. Jako Polak doceniłem też fakt, że w okolicy było dużo polskich sklepów, delikatesów z pysznym jedzeniem i ludzie mówiący po polsku. Od razu poczułem się jak w domu.

Szczerze mówiąc, gdybym się wtedy nie przeprowadził na Greenpoint, prawdopodobnie nie napisałbym tej piosenki ani żadnej po polsku. Mieszkanie tam zainspirowało mnie do stworzenia czegoś, co oddaje zarówno moje korzenie, jak i otoczenie. Wszystko zaczęło się, gdy spotykałem się z Polką. Zażartowałem i spontanicznie wymyśliłem wers w języku polskim, który z czasem przerodził się w pełny numer. Teraz piosenka jest już dostępna, razem z teledyskiem.

Te 12 lat na Greenpoincie mocno wpłynęło na moją muzyczną tożsamość. Otaczająca mnie polskość, codzienna energia ulicy i ludzie, których tam spotkałem, ukształtowali mój styl i sprawili, że zacząłem tworzyć w dwóch językach. Ten utwór to mój sposób na pokazanie tej energii i oddanie szacunku miejscu, które przez lata było moim domem. Teraz planuję pisać więcej piosenek po polsku.

 

fot. materiały prasowe

 Co według Ciebie jest największą wartością utworu „Na Greenpoincie”? Czy jest coś, za co szczególnie lubisz ten numer?

Najbardziej cenię w utworze „Na Greenpoincie” to, że oddaje klimat konkretnego miejsca i czasu w moim życiu. Polsko-amerykańską energię Greenpointu, codzienny grind i humor. Za każdym razem, gdy słucham tego kawałka lub oglądam teledysk, wracają do mnie tamte wspomnienia – zarówno te prawdziwe, jak i trochę podkolorowane.

Lubię ten numer za to, że łączy opowieść z lekkim, pozytywnym brzmieniem. Jest osobisty, ale trafia też do szerszego grona słuchaczy, zwłaszcza do Polaków mieszkających poza Nowym Jorkiem, którzy nigdy nie mieli okazji poczuć Greenpointu. Jednocześnie to sposób, by Polacy mieszkający w Nowym Jorku mogli się z tym utworem utożsamić, ponieważ każdy Polak w NYC zna Greenpoint. To jak zaproszenie do zobaczenia tej dzielnicy moimi oczami. Jeśli jesteś Polakiem albo po prostu odwiedzasz Nowy Jork, zdecydowanie warto zajrzeć na Greenpoint.

Uwielbiam też to, że to jeden z pierwszych kawałków, które wydałem po polsku. To było dla mnie coś naturalnego i ekscytującego, wyrazić się w swoim ojczystym języku. Dzięki temu poczułem, że chcę tworzyć więcej muzyki po polsku.

 Jeśli miałbyś powiedzieć, co „Na Greenpoincie” mówi o Tobie teraz – o Twoich wartościach lub doświadczeniach – co by to było?

Jestem człowiekiem, który ciężko pracuje, a Polacy są z tego znani. W utworze pada linijka: „Ja ciężko haruję, nadgodziny pracuję, aż konkurencja bankrutuje.” To naprawdę mnie opisuje. Może nie do końca ta część o bankructwie konkurencji, ale ciężka praca to moja codzienność. Jestem zdyscyplinowany, skupiony i zdeterminowany.

Jednocześnie wierzę, że trzeba umieć cieszyć się życiem. Dlatego, kiedy przychodzi czas na odpoczynek, potrafię się wyluzować – tak jak w piosence i teledysku. Pracuję ciężko, bawię się mocno.

Mam nadzieję, że ten numer pokaże innym, że jeśli jesteś konsekwentny, potrafisz coś poświęcić i masz cierpliwość, to możesz spełniać swoje marzenia. To właśnie „Na Greenpoincie” mówi o mnie teraz i to przesłanie chciałbym przekazać dalej.

 Twój styl w „Na Greenpoincie” to mieszanka rapu „starej szkoły” i nowoczesnej produkcji – jak określasz własną estetykę i co chciałeś nią przekazać?

Wychowałem się na oldschoolowym hip-hopie z lat 80. i 90. i od zawsze byłem fanem muzyki, która opowiada historię i potrafi przenieść cię w inne miejsce. Tego typu narracja i klimat zawsze mnie inspirowały i to właśnie chciałem oddać w „Na Greenpoincie”. Hip-hop to dla mnie sposób dzielenia się życiowymi doświadczeniami, a ten utwór pokazuje kawałek mojego świata z mojej perspektywy.

Podczas pracy nad produkcją z moim producentem, Yuri Zwadiuk, który pochodzi z Ukrainy, od razu wiedziałem, że chcę dodać akordeon do bitu. To instrument mocno związany z polską muzyką i kulturą. Dzięki temu mogłem podkreślić swoje korzenie i wprowadzić polski klimat do brooklyńskiego brzmienia.

Jednocześnie chciałem, żeby ten numer niósł pozytywną energię. Hip-hop narodził się w Nowym Jorku, a wiele kawałków z tamtych czasów miało radosny i podnoszący na duchu vibe, nawet jeśli opowiadały o trudach codziennego życia. To coś, z czym się utożsamiam i co chciałem pokazać. „Na Greenpoincie” to utwór o tym, żeby cieszyć się miejscem, w którym się żyje, doceniać otaczającą cię kulturę i wyciągać z życia jak najwięcej. Mieszkałem na Greenpoincie przez 12 lat i ta piosenka jest celebracją tamtego czasu.

Życie jest krótkie. Ten numer to przypomnienie, żeby dobrze się bawić, pozostać wiernym sobie i korzystać z chwili, póki trwa.

 

fot. materiały prasowe

W tekście pojawiają się sceny codziennego życia – jak pracowałeś nad budowaniem tej opisowej narracji i co przede wszystkim chciałeś w niej uchwycić?

Utwór zaczyna się od linijki „Wstaję rano, bo trzeba zarobić siano…”. Ta fraza mówi bardzo dużo. Od momentu, gdy się budzę, myślę o tym, jak ruszyć do przodu w życiu. Mam cele, marzenia i obowiązki, a ich realizacja wymaga skupienia, pracy i pieniędzy. Nic nie przychodzi za darmo.

Pisząc tekst, podzieliłem historię na trzy części, jak jeden dzień z mojego życia. Pierwsza zwrotka to moment wstawania i przygotowania do dnia. Jest w niej ambicja, ruch i energia ludzi wokół mnie. Kobiety są podekscytowane, bo przyciąga je ta ambicja i determinacja. Wspominam też o unikaniu negatywności, trzymaniu się z dala od ludzi, którzy ściągają w dół, i otaczaniu się mądrymi, zmotywowanymi osobami, które mnie inspirują, tak jak ja staram się inspirować ich.

Druga zwrotka pokazuje mnie ciężko pracującego, a potem przygotowującego się na wieczór. Trzecia zwrotka to nagroda. Zapracowałem na tę imprezę, a dzięki mojemu wysiłkowi inni też się podnoszą i bawią razem ze mną. Wszyscy świetnie się bawią, a ta energia jest częścią szerszego przekazu.

Najbardziej chciałem uchwycić tę równowagę: ciężką pracę, dyscyplinę, ambicję i moment celebracji. To opowieść o codziennym życiu, ale też o tym, jak żyć z celem i radością.

Co według Ciebie odróżnia autentyczność w muzyce – którą tak wysoko cenisz – od zwykłego „przekazu stylowego”? W którym miejscu utworu czułeś tę autentyczność najmocniej?

Dla mnie autentyczność w muzyce to prawda płynąca z własnych doświadczeń i emocji, a nie kopiowanie trendów czy udawanie kogoś innego. Stylowy przekaz może być efektowny, ale często jest powierzchowny. Autentyczność słychać od razu, w intonacji, w szczerości słów, w prawdziwej historii.

W utworze „Na Greenpoincie” najmocniej czuję tę autentyczność w wersie: „Otwieram skład, czego Ci brak? Masz gadżety? A jak! Bez żadnego szachrajstwa, tu nie znajdziesz szajsu”. To idealnie oddaje moje podejście do życia. Nie udaję, nie sprzedaję fikcji. Pracuję ciężko, działam uczciwie i z pasją. To nie jest tylko styl, to moje codzienne wartości.

Dla mnie najważniejsze w muzyce jest to, by była prawdziwa i miała duszę. I właśnie taką muzykę staram się tworzyć.

W teledysku, który wydaje się dużą produkcją, widzimy „uliczny, surowy obraz Nowego Jorku”. Co tak naprawdę chciałeś w nim uchwycić? Co tak naprawdę ma dla Ciebie znaczenie, jeśli chodzi o obraz do tego singla?

Chociaż piosenka jest po polsku, a Greenpoint to polska dzielnica, zależało mi, żeby teledysk oddał też nowojorską energię. Nowy Jork to najbardziej różnorodne miasto na świecie, z ludźmi z każdego zakątka i wieloma językami na ulicach. Dlatego w klipie pojawiają się różne osoby, nie tylko Polacy, dokładnie tak jak wygląda to w Greenpoincie. Chciałem pokazać to połączenie i uchwycić autentyczny klimat dzielnicy, z polsko-amerykańskim akcentem, ale w prawdziwie nowojorskim stylu.

Ponieważ utwór nazywa się „Na Greenpoincie”, planowałem nagrać wszystko właśnie tam. Ale podczas szukania miejscówek wiele lokali, w tym sklepy, odmówiło zgody na nagrania. Skontaktowałem się z kolegą, który ma bar w Williamsburgu, i zgodził się wynająć go na plan. Znalazłem też niedaleko vintage shop, który idealnie pasował do klimatu. Mimo że te miejsca nie są w Greenpoincie, znajdują się bardzo blisko i dobrze oddały to, na czym mi zależało. Ostatecznie wszystko się dobrze złożyło i pomogło opowiedzieć historię, którą miałem w głowie.

Utwór “Na Greenpoincie” znalazł się tak naprawdę na EP-ce „No Competition” z marca 2023 — dlaczego zdecydowałeś się umieścić ten track właśnie w tamtym zestawie? I co sprawiło, że teraz do niego wróciłeś?

Chciałem, żeby na moim pierwszym EP znalazło się sześć utworów, a „Na Greenpoincie” było ostatnim, które napisałem. Zależało mi, żeby ten kawałek się wyróżniał, więc napisałem go po polsku. Po wydaniu EP-ki w 2023 roku zagrałem kilka koncertów i zacząłem pracę nad drugim projektem zatytułowanym „Man With a Vision”. Ale cały czas chciałem wypuścić teledysk do jednego z utworów z pierwszego EP. Ponieważ „Na Greenpoincie” najbardziej podobało się ludziom na koncertach, a ja miałem już pomysł na klip, wybór był prosty.

Latem 2024 roku zacząłem dzwonić do operatorów z ogłoszeń na Craigslist, żeby zorientować się w cenach i zobaczyć, kto może pasować do mojego pomysłu. Rozmawiałem z czterema osobami, w tym z Mikheilem “Mike Cerber” Zibzibadze. Kilka tygodni później znalazł mnie na Instagramie i napisał wiadomość. Był naprawdę zaangażowany i entuzjastycznie nastawiony do utworu, więc umówiliśmy się na spotkanie we wrześniu 2024. Energia między nami dobrze się zgadzała, widać było jego pasję, więc zdecydowałem się z nim współpracować.

Spotykaliśmy się regularnie, jeździliśmy razem szukać lokalizacji, rozmawialiśmy na wideo i wysyłaliśmy maile, żeby wszystko dopiąć. Jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego. Wiele osób pochwaliło jakość i wykonanie klipu. Na pewno planuję dalej z nim współpracować przy kolejnych teledyskach.

Pracujesz nad drugą EP-ką – czy „Na Greenpoincie” daje jakąś wskazówkę, czego możemy spodziewać się w kolejnych utworach?

Jedyne co mogę powiedzieć to że „Na Greenpoincie” to dopiero początek. W drodze są kolejne utwory po polsku. Lubię eksperymentować z różnymi stylami i tematami, od romantycznych klimatów po energetyczne bangery, więc można się spodziewać różnorodności. Mam już w przygotowaniu nowy polski numer, z którego jestem bardzo zadowolony, ale na razie wolę jeszcze nic nie zdradzać, dopóki nie będzie gotowy do premiery.

Jak wygląda Twoje życie pomiędzy Polską a Nashville, gdzie obecnie przebywasz? Ponoć regularnie odwiedzasz Polskę?

Mieszkam w Nashville od około roku. Po dwudziestu latach spędzonych na Brooklynie przeprowadzka na południe Stanów Zjednoczonych była sporą zmianą kulturową, ale bardzo mi się tu podoba. Nashville to miasto silnie związane z muzyką country, ale obecne są tu również inne gatunki, takie jak rock, pop czy hip hop. Miasto nazywane jest Miastem Muzyki. Ludzie są bardzo uprzejmi i życzliwi, a to określa się tu mianem południowej gościnności. Styl życia także się różni. Wiele osób nosi kowbojskie kapelusze i buty. Sam planuję wkrótce kupić swój własny zestaw.

Jeśli chodzi o Polskę, mam tam sporą rodzinę, w tym mojego ojca, więc staram się odwiedzać kraj co najmniej raz w roku. Głównie jeżdżę do Białegostoku i Gdyni, ponieważ stamtąd pochodzą moi rodzice i mam tam rodzinę, ale odwiedziłem już wiele innych miast. Staram się również grać koncerty podczas wizyt w Polsce. W zeszłym roku wystąpiłem w Warszawie. Uwielbiam Polskę. To piękny kraj. Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi koncertami, także tymi w Polsce, możesz zapisać się do mojego newslettera na stronie www.triplegstarski.com.

 

Leave a Reply