kilka czułości – „LAWENDA” [RECENZJA]

Nasz ocena

“LAWENDA” to druga płyta zespołu kilka czułości. Album składa się z dziewięciu lawendowych opowieści, które wspólnie tworzą większą historię o poznawaniu siebie. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „LAWENDA” – kilka czułości (2024)

Poza mainstreamowym obiegiem istnieją projekty, które dotykają subtelnym brzmieniem, opartym wyłącznie na żywym instrumentarium i melodyjnym, jakże emocjonalnym głosie wokalistki. Do nich właśnie zalicza się nowy album „LAWENDA” zespołu kilka czułości, który porusza bezpretensjonalnym tonem własnych propozycji. A te wychodzą z lekkości kompozycyjnej i folkowego kolorytu, podbitego namiastką popowej (pop-rockowej) przejrzystości. To znów daje charakterystyczną wymowę utworów, które nie podążają w zbyt przewidywalnym kierunku.

Motyw przewodni oparty na „lawendowych” skojarzeniach staje się symbolem tych piosenek, gdzie lawenda „według dawnych wierzeń przynosi szczęście i dobrobyt, gwarantuje spokój w rodzinie (…) i przyciąga pozytywne zdarzenia.” I nie da się ukryć, że muzyka bandu niesie ukojenie, wycisza emocje, uspokaja, rodząc przy tym pozytywne odczucia. To taka twórczość dająca nam odrobinę wytchnienia, dostarczająca cienia w słoneczny dzień, ale też wiele w niej słońca, które w żaden sposób nie powoduje zmęczenia.

Niemal każdy utwór został ukształtowany według autorskich pomysłów, nie wybiegając zanadto w zupełnie zaskakującą stronę. To świadczy, że zespół posiada określony pomysł na własną muzykę, która wbrew pozorom nie staje się przesadnie spokojna. Dlatego odnajdziemy w niej akcenty energetyczne, mocniej podrasowane artystyczną wymową, które uciekają od pretensjonalności (świetny numer „To nie my” z gościnnym udziałem perkusisty Filipa Laszuka).

Czasem tylko robi się zbyt tkliwie, może nawet nadmiernie patetycznie („Kim jestem„), co może nie zakłóca odbioru całości, ale sprawia, że z większą niecierpliwością oczekuje się tych mocniej zaznaczonych momentów. A do nich należy żywiołowy, świetnie utkany z koordynacji poszczególnych instrumentów, wręcz egzotycznie brzmiący „Koniec świata„. Słychać, że grupa szukała idei na podkreślenie oryginalności każdego numeru, co sprawia, że materiał mieni się wieloma odcieniami muzycznymi (rockowy nerw w „Nieobecnej„, gdzie wyraźniej odzywa się, m.in. gitara Emila Smardzewskiego). Nieźle wypada także bogata aranżacja utworu „Deszczowi my” i rozpoczynający się klaskaniem, chyba najbardziej poetycki „Las” (z wokalnym udziałem KatVenus). Zresztą teksty wokalistki Anny Kamińskiej dodają uroku każdej piosence, bo „leśmianowskie” naleciałości odwołujące się do przyrody oraz miłosne opowieści splatają się na tej płycie w jedną, całkiem spójną całość.

Nowy album grupy kilka czułości, to muzyka pachnąca lawendą, przy tym wpływająca na nasząwyobraźnię i tworząca przestrzeń, w której możemy znaleźć schronienie. Dlatego „LAWENDA” staje się istotnym przystankiem w muzycznej podróży zespołu, który potwierdził swoją klasę poprzez organiczne brzmienie oraz niebanalne treści, oscylujące wokół szeroko pojętej miłości. I nawet jeśli czasem jest nadmiernie czułostkowo w swej lirycznej wymowie, to wciąż treść nie powoduje zmęczenia. Czy po miętowych i lawendowych propozycjach przyjdzie czas na kolejne pobudzające zmysły historie, w symboliczny sposób odwołujące się do niezwykłości roślin? Czas pokaże, a póki co możemy się cieszyć pełnymi świeżości piosenkami z tego albumu.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply