„Oddałem jakąś formę własnego pamiętnika” – Piotr Odoszewski [WYWIAD]

Piotr Odoszewski, czyli jeden z najciekawszych artystów młodego pokolenia wydał debiutancki album „Teleranek”. O tej płycie, a także wspomnieniach z dzieciństwa i dojściu do obecnego momentu w życiu porozmawialiśmy z artystą, czego efektem jest poniższy wywiad.

fot. Kamil Kotarba

Czym jest dla Ciebie wydanie debiutanckiego albumu? Czy to był długo wyczekiwany przez Ciebie moment?

Z pewnością czekałem na ten moment. „Teleranek” to zbiór różnych przemyśleń i sytuacji z mojego życia, które mogłem zawrzeć w tych utworach. Wreszcie zebrałem wszystkie moje piosenki i teraz można ich słuchać jako jedno dzieło. Ta płyta jest rodzajem składanki, lecz nie odbiera to niczego tym utworom – po prostu chodzi mi o to, że wydawałem bardzo dużo singli, co było fajne do poznania mnie, jako osoby, która wyszła znikąd. To znów sprawiło, że na albumie mogłem umieścić znacznie więcej piosenek, bo oprócz tych już gdzieś tam znanych, znalazły się też kolejne nowe.

No właśnie, bo teraz dąży się raczej do tego, żeby piosenek na albumie było raczej mniej, a na Twojej płycie „Teleranek” jest ich bardzo dużo.

Chciałem, żeby tak było. To jest jakaś wartość dodana, tym bardziej dla mnie ważna, bo oddałem jakąś formę własnego pamiętnika. Tam jest wiele osobistych historii, które miały miejsce w różnych momentach mojego życia. Mam do nich trochę nostalgii, jakiegoś sentymentu, z jednoczesną akceptacją tego, co się w nim wydarzyło. Podoba mi się też tytuł „Teleranek”, który nakreśla to, co można znaleźć na moim pierwszym albumie. Pamiętam jak przez mgłę niektóre sytuacje z dzieciństwa.

Jak daleko byłeś w stanie sięgnąć pamięcią, jeśli chodzi o dzieciństwo?

To jest tylko jeden z elementów zawartych na tym albumie, bo tak naprawdę znajduje się tam cały przekrój różnych wydarzeń – znajomości z podwórka, o czym mówi właśnie tytułowy „Teleranek”, ale też o pierwszych relacjach romantycznych oraz o akceptowaniu samego siebie. Cieszę się, że zamykam to jedną klamrą, a teraz idę dalej i jestem ciekawy, co przyniesie przyszłość. Jestem głodny robienia kolejnych rzeczy, które z pewnością będą inne, bo cały czas się zmieniam. Mam inne wyczucie stylu, estetyki, coraz bardziej staje się pewny swoich wyborów i kompetencji muzycznych.

Dużo swobody i beztroski jest w tych Twoich piosenkach. Zgodzisz się z tym spostrzeżeniem?

Zdecydowanie tak. Wiele jest w nich słońca, pozytywnych emocji, co uważam, że jest fajne, bo muzyka w moim przypadku przychodziła naturalnie. Zależy mi na tej autentyczności, bo żyjemy w czasach, gdy możesz nagrać sobie numer w kilka chwil, wchodząc na odpowiednią stronę w internecie. Mnie zależało na prawdzie, emocjach, bo po co są artyści, żeby je przekazywać dalej. Dlatego lubię zostawiać w moich piosenkach momenty niedokładne, może nawet źle zagrane, bo one mają swoją duszę. Cieszę się też, że nie zatraciłem w sobie tego wewnętrznego dzieciaka.

A jakim w ogóle byłeś dzieckiem?

Byłem bardzo nieśmiałym dzieckiem. Miałem mało pewności siebie, byłem skryty, ale to nie znaczy, że nie analizowałem tego, co dzieje się wokół mnie. Wtedy nie potrafiłem jeszcze tego w jakiś sposób artykułować. Na pewno dostanie się do liceum w Lublinie, a więc przeprowadzka do nowego miejsca, dużo zmieniła w moim życiu, bo też wyrwałem się z grona bliskich mi znajomych, którzy towarzyszyli mi przez wiele lat. To byli fajni ludzie, ale mimo wszystko czułem się trochę inny, bo też odmienne rzeczy mnie wtedy interesowały. Ja pochodzę z małej miejscowości, gdzie grono znajomych było hermetyczne, więc siłą rzeczy nie mogłem się od nich wtedy wyrwać, choć ciągnęło mnie w inną stronę. Musiałem się więc przystosowywać do otoczenia i różnych sytuacji.

Później wyjechałeś do Warszawy, co pewnie też nie było łatwe. Co dała Ci ta przeprowadzka?

Ten okres życia w Warszawie kojarzy mi się już z muzyką. Na początku chciałem studiować w Warszawie realizację dźwięku, co porzuciłem po roku, ale wciąż wiedziałem, że chcę pisać własne piosenki. Szybko przytrafił mi się kontrakt z Sony Music Polska, więc miałem możliwość konkretnej realizacji własnych marzeń.

 

fot. @tommyblock

Nie czułeś się wtedy rzucony na głęboką wodę?

Potrzebowałem oswoić się z tą sytuacją i dopiero przy premierze płyty mogę powiedzieć, że to wszystko, co mam za sobą, pełniej do mnie dotarło. Wcześniej nie zwracałem uwagi na wiele rzeczy, a ja mam tendencję do deprecjonowania swoich odczuć. Pewnie nie wszystko odczuwam tak, jak inni, często tłumacząc sobie, że muszę być twardy, bo inni mogą mieć gorzej… to nie jest dobre, więc trzeba nauczyć się przepracowywać różne emocje, żeby nie stały się destrukcyjne. Poza tym cały czas szukałem siebie w tym wszystkim, poznawałem ludzi, z którymi będę chciał współpracować. Tworzyłem przestrzeń wpływającą na moje samopoczucie, co znów sprawia, że coraz bardziej wiem kim jestem.

Czy to znaczy, że pisanie piosenek ma dla Ciebie głębszy wymiar, bo dają Ci one możliwość wypuszczenia z siebie trudnych emocji?

Bardzo lubię w swojej twórczości, że jest w niej jakaś ekspresja twórcza i jestem w stanie wyrzuć z siebie trudne do zrozumienia dla mnie emocje. To mi daje dużo komfortu psychicznego i cieszę się, że mogę do tego uciekać, jednocześnie spełniając się w ten sposób. Już sam proces związany z tworzeniem bardzo mnie cieszy – wręcz pisanie piosenek jest ciekawsze niż ostateczny efekt końcowy, który też jest oczywiście ważny. Dla mnie fascynujące jest, że na początku jest „nic”, a potem pojawia się utwór. Wiesz, wydaje mi się, że ja dopiero od paru miesięcy wiem, o co tak naprawdę chodzi w muzie.

 

fot. materiały prasowe

Czy piosenki, które znalazły się na płycie „Teleranek” w jakiś sposób odbiegają od pierwotnych wersji, które tworzyłeś jakiś czas temu?

Niektóre na pewno tak. Jest taki utwór „Ostatnie dni”, który powstał jako pierwszy w moim życiu. On brzmiał trochę inaczej, choć pierwotna wersja jest urocza. Chciałem tym albumem zawrzeć wszystko, co mnie dotychczas wydarzyło się w moim życiu, więc siłą rzeczy musiałem go zmienić. Ta metamorfoza była konieczna, bo chciałem nagrać wiele instrumentów na żywo. A kiedyś robiłem wiele rzeczy metodą domową, gdzie sam składałem różne brzmienia za pomocą programów komputerowych. Siłą tego numeru jest to, że nie jest podparty próbą przypodobania się komukolwiek. „Ostatnie dni” nagrałem dla mojej byłej dziewczyny na 18 urodziny, a potem wytłoczyłem to nawet na winylu. Nowa wersja została w ogóle nagrana na żywo podczas Next Fest Festiwalu w Poznaniu.

Wciąż lubisz tworzyć piosenki w domowym zaciszu, czy mając już pewne doświadczenie, wolisz przenieść się do studia nagrań i tam eksperymentować?

To zależy, choć bardziej komfortowo czuję się wciąż w domu. Jeśli wiesz, jakich narzędzi użyć, żeby uzyskać jakiś efekt, to w domu warunki są wystarczające, by tworzyć muzykę. Coraz bardziej otwieram się jednak na różne współprace, co pozwala mi się rozwijać, a siedzenie cały czas w domu jest mało rozwojowe. Konfrontacja z drugim człowiekiem otwiera głowę, czego potwierdzeniem jest PROJEKT WOW, w którym z Wiktorem i Kajem możemy wspólnie coś nagrać. Znów na mojej płycie dwa utwory, czyli „Teleranek” i „Outro” stworzyłem wraz Kamilem Paterem, który jest głównym aranżerem albumu „Wodecki Twist”. Jestem zafascynowany jego pomysłami, kreatywnością i umiejętnością eksperymentowania. Podoba mi się, że podchodzimy podobnie do formy sztuki, czyli poszukiwania czegoś innego, odmiennego, co rzuci nowe światło na różne pomysły.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu, to mówiłeś, że utwór „poza tym” jest Twoją wizytówką. Jak teraz patrzysz na ten utwór z perspektywy całej płyty „Teleranek”?

Wciąż bardzo lubię ten numer, bo jest po prostu ciekawie zrobiony. Jego forma jest względnie przystępna, a przy okazji to był pierwszy utwór, do którego zaprosiłem moich znajomych, żeby dograli gitary, bas. Jeżeli ktoś chce mnie oceniać z perspektywy tego kawałka, to nie mam nic przeciwko – uważam, że nagrałem od tamtego czasu lepsze piosenki, ale nie zmienia to faktu, że „poza tym” jest dobrym numerem. Gdybym teraz miał powiedzieć, co jest najlepszą wizytówką mnie, to może byłby to utwór „STOSPRAW”.

 

A kim jest „Monika”?

To też jest fajny numer. Dorywczo pracuję w studio lektorskim i czasem realizuję audiobooki. Będąc w tym studio zadzwoniła do mnie moja managerka, która ma na imię Monika, wtedy zapisałem jeden z numerów pod tytułem „Monika”. I tak zostało.

Wiele piosenek powstawało w dłuższym okresie czasu. Czy zbierając materiał na debiutancki album, zacząłeś w ogóle myśleć pod kątem łączenia wszystkiego w jedną całość?

To przyszło znacznie później, gdy wypuściłem singiel „dzień i noc”. Wtedy miałem chwilową przerwę od wydawania kolejnych solowych numerów i zacząłem rozmyślać, jak zamknąć ten album, żeby był on kompletny. W tamtym czasie zaczęło więc powstawać wiele utworów, które ostatecznie znalazły się na albumie. A moje myślenie pod kątem całego projektu sprawiło, że zaczęły mi się one ze sobą łączyć. Wtedy wiedziałem, że pomimo różnorodności, ten album na końcu będzie spójny.

Czy Twoim pomysłem było, żeby piosenkę „dzień i noc” zgłosić do konkursu Eurowizji 2024?

Przyznam szczerze, że nie był to mój pomysł, ale go przyjąłem. To przecież była moja możliwość dotarcia do nowego audytorium. Nie jest moim marzeniem wystąpić na Eurowizji, bo też uważam, że są inni artyści, którzy bardziej na to zasługują. To nie jest kwestia kompetencji, ale tego, że pewnie mniej bym się z tego cieszył niż ktoś inny.

 

Co to jest w ogóle dla Ciebie za utwór, bo tam pojawia się tęsknota do rodzinnych stron, choć śpiewasz, że „straciłem pamięć i wzrok, i nie wiem nadal, czy to mój dom, mylę dzień i noc, i chociaż nade mną sztorm, to wierzę, że rozpoznam gdzieś Twój głos”. Jak to rozumieć?

Często wizualizowałem sobie tę historię… wracam po dłuższej przerwie do rodzinnego domu bez żadnej zapowiedzi… wszyscy moi znajomi są już gdzieś indziej i zaczynam patrzeć na to, co się dzieje, z perspektywy tego, co było w tym miejscu kiedyś. Wtedy myślę, że tyle rzeczy się zmieniło i nawet nie wiem, kiedy to wszystko się zadziało. Przy tym włącza się nostalgia, która przywołuje pytanie – czy dobrze zrobiłem, że teraz jestem w zupełnie innym miejscu?

Czy czujesz, że pomimo śpiewania o sobie, wszystkie Twoje teksty są bardzo uniwersalne?

Wręcz zależało mi na tym, żeby tak było. Dużo piosenek jest o szeroko pojętych zmianach, co jest naturalnym procesem w naszym życiu. Wciąż coś się zmienia, cały czas idziemy do przodu, oceniając to, co już jest za nami. Chciałbym więc, żeby każdy, kto posłucha mojego albumu znalazł tę uniwersalność.

A wciąż po nocach oglądasz „Garfielda”, jak śpiewasz w piosence „soda”?

Już nie, ale uwielbiałem tę bajkę! Bardzo lubię też – tak jak wymieniam w piosence – Flipsy i wafle kukurydziane oraz mieszankę orzechów. To są wciąż moje ulubione przekąski. Na bezludną wyspę mógłbym zabrać tylko to i wodę (śmiech).

Jaki wpływ na to, co robisz ma Twój starszy brat, który także jest bardzo mocno związany z muzyką?

Na pewno miał na mnie wpływ, kiedy w ogóle zaczynałem bawić się muzyką. Myślę, że przetarł mi trochę ścieżkę muzyczną w branży. Zawsze mogłem się o coś jego doradzić w kwestii podejmowania różnych decyzji, co było dla mnie cenne. Mocno nim się inspirowałem, bo pamiętam, jak zaczynał uczyć się grać na pianinie, potem zaczął studiować fortepian jazzowy i nawiązywał współpracę z wielkimi artystami. To oswajało myśl w mojej głowie, że da się, to robić. Paweł mentalnie jest dla mnie dużym wsparciem.

W jaki sposób ocenia to, co robisz Twój tata, który jest organistą?

W ogóle rodzice są moimi największymi fanami. Cieszą się z każdego mojego sukcesu oraz z tego, że w spróbowałem sił w tej dziedzinie życia. Mój ojciec jest konkretny, więc nigdy mi nie słodził. Jeśli już powiedział, że coś mu przypadło do gustu, to faktycznie musiało mu się to spodobać. W końcu klepanie po plecach niczego nie da. Lubię z nim rozmawiać o moich wyborach muzycznych. Mama jest za to bardziej emocjonalna i co bym nie zrobił, to dla niej będzie super. Wydaje mi się, że są ze mnie dumni i wspierają mnie w miarę swoich możliwości. Dzięki nim wyprowadziłem się do Warszawy, bo uwierzyli we mnie.

Wracając do albumu „Teleranek”, mógłbyś powiedzieć dla kogo nagrałeś te wszystkie piosenki? Czy jesteś w stanie określić odbiorcę, który powinien po nie sięgnąć?

Na pewno jest to skierowane do ludzi, którzy są w stanie polubić moją estetykę – od muzyki, po mój styl bycia kimś więcej niż tylko muzykiem. Może jest to album dla wszystkich tych, którzy trochę widzą we mnie swoje odbicie? Wydaje mi się, że jeśli z kimś mógłbym dogadać się w sferze prywatnej, to znaczy, że jest w stanie odebrać dobrze moje piosenki. Z moich obserwacji wynika, że docieram do ludzi, którzy szukają czegoś więcej w muzie i to jest fajne.

 

Leave a Reply