Beata Szałwińska – „Wild Nights” [RECENZJA]

Nasz ocena

Wybitna pianistka Beata Szałwińska podarowała swoim słuchaczom kolejny prezent. Tym razem są to dwa utwory Piotra Czajkowskiego, czyli “Wild Nights“, będące częścią płyty ze Złotej Serii artystki. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.

Złota Seria Nagrań Beaty Szałwińskiej, to bogactwo dokonań wielu kompozytorów, ale przepuszczone przez wrażliwość samej artystki, która zawsze oddaje słuchaczowi wartość naddaną. Tym razem stało się podobnie. Po spektakularnej odsłonie „Vocalise, op. 34 nr 14”  Siergiusza Rachmaninowa, przyszedł czas na muzykę Piotra Czajkowskiego, której dzisiejszą prezentację można mierzyć tylko w kategoriach wydarzenia. Wyjątkowa transkrypcja „Wild Nights op. 60 nr 6” na fortepian solo należy do Frédérica Meindersa, z którym pianistka miała już okazję współpracować, chociażby przy wspomnianej „Wokalizie”, ale też albumie „Rachmaninoff Romances”.

Muzyka Czajkowskiego wyróżnia się doskonałością kunsztu. Artysta słynął z tego, że łączył osiągnięcia zachodniej techniki kompozytorskiej z pierwiastkami narodowymi. W twórczości kompozytora znajdziemy „spajanie się romantycznych założeń programowych z klasycystyczną jasnością formy”. Beata Szałwińska nie tylko doskonale rozumie założenia związane z dokonaniami Piotra Czajkowskiego, ale też potrafi wyciągnąć z nich ponadczasową wartość, przekładając ją na własny język wypowiedzi artystycznej.

Jednak kobiecy pierwiastek podkreśla przede wszystkim bajroniczny wydźwięk „Wild Nights op. 60 nr 6”, co daje nam możliwość nieco innego odbioru propozycji, która może być nam znana w innych wykonaniach. Tutaj należy podkreślić ważność transkrypcji Frédérica Meindersa, oddającej szlachetność tego, co piękne, nietuzinkowe, ale też wielowymiarowe. A interpretacja pianistki, to nie tylko wyczulenie na każdą nutę, ale wytworzenie klimatu, w którym uniwersalny odbiór kompozycji jest znamiennie ważny.

Dlatego w zależności od naszego stanu emocjonalnego, możemy odczuwać ten utwór w różny sposób. Szersze spojrzenie na tak subtelnie, z lekkością i wyczuciem wyzwolone dźwięki, należy uznać za wyraz dużego uznania Beaty Szałwińskiej dla wybitnego kompozytora, ale też odbiorcy, który będzie miał możliwość wysłuchać tej jakże znakomitej interpretacji. Właściwie możemy w tym przypadku mówić o współodczuwaniu, bo zapewne pianistce także towarzyszył szereg emocji związany z przygotowaniem się do wykonania tego dzieła, co zresztą słychać.

Trzeba zaznaczyć, że dostaliśmy czystą kompozycję, która nie została przyozdobiona dodatkowymi elementami, co daje możliwość dotarcia do organiczności, wiążącej się z tą propozycją. W tym przypadku liczy się autentyzm i kompetencja związana z wykonaniem.

Bezpretensjonalne, wręcz zjawiskowe w swej czytelności i prostocie, a jednocześnie głębokie w szczerej afektywności. Tak należy podsumować spostrzeżenia związane ze współczesnym wydaniem „Wild Nights op. 60 nr 6”. Dlatego mistrzowska adaptacja Beaty Szałwińskiej zasługuje na to, żeby zostać zauważoną na szeroką skalę. A przecież mamy jeszcze „kolejną część” tej emocjonalnej historii w postaci „Again as before alone op. 73 nr 6”, wykonaną wspólnie z gościem specjalnym, czyli wybitnym basem Alexandrem Anisimovem.

Łukasz Dębowski

 

fot. materiały prasowe

Leave a Reply