„Sztuka wymaga prawdy, wiarygodności” – Here on Earth [WYWIAD]

Nic nam się nie należy” to trzeci album katowickiej grupy Here on Earth. To jednocześnie pierwsza płyta, na której znalazły się wyłącznie polskie teksty, odnoszące się do polskiej rzeczywistości. Zapraszamy na naszą rozmowę z zespołem.

fot. materiały prasowe

Gdzie należy szukać początków albumu „Nic nam się nie należy”? Jaka jest geneza jego powstania?

Przemek Nowakowski: To było jeszcze w 2019 roku. Byliśmy niedługo po premierze teledysku do „K.A.T.E.”, naszego pierwszego utworu w języku polskim, który został doskonale odebrany przez słuchaczy. Dzięki niemu trafiliśmy też do Turbo Topu Antyradia. To dało nam niezłego kopa, więc snuliśmy już wizje nowego albumu. Ale wtedy Bartek oznajmił, że opuszcza nasz skład i stanęliśmy przed pytaniem, co dalej.

Krzysztof Wróbel: Postanowiliśmy, że nie szukamy zastępcy, tylko zostajemy w pięcioosobowym składzie. Utwory z „.In.Ellipsis.” i „Thallium” zaaranżowaliśmy na jedną gitarę, a drugą gitarę zastąpiły klawisze. Dopiero gdy stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi wrócić na scenę zabraliśmy się za nowy materiał.

Piotr Krasek: Chcieliśmy, aby nowy materiał zabrzmiał świeżo i podkreślał zmianę jaka nastąpiła w zespole, ale zależało nam chyba jeszcze bardziej na tym, by ta produkcja była w pełni profesjonalna. Dlatego też sporo energii poświęciliśmy na aranżacje, brzmienia i aspekty techniczne.

Czy można mówić o jakichś założeniach w stosunku do nowego albumu? Na czym najbardziej zależało Wam, żeby pokazać na tej płycie od strony czysto muzycznej?

PK: Istotne było dla nas, aby nowa płyta nie utraciła mocnego, gitarowego brzmienia. Jest to pierwsza płyta, którą nagraliśmy z jedną gitarą. Wraz z odejściem Bartka z zespołu pojawiło się więcej przestrzeni dla klawiszy. Zawsze chcieliśmy wprowadzić do naszej muzyki więcej elektronicznych brzmień i tu była do tego świetna okazja.

Dawid Czekirda: W „Obłoku Oorta” poszliśmy jeszcze o krok dalej i zaaranżowaliśmy ten kawałek prawie w całości jako utwór elektroniczny.

KW: Drugim ważnym założeniem było użycie rodzimego języka. Wspólnie zgodziliśmy się, że warto dotrzeć z naszym przekazem do szerszej publiczności w kraju.

Krzysztof Cudny: Dodam też, że sekcja rytmiczna stała się nieco prostsza w stosunku do poprzednich płyt, ale o wiele bardziej zgrana, przemyśla i cięższa.

W jaki sposób szukaliście inspiracji na nowe kompozycje, które znalazły się na płycie „Nic nam się nie należy”? I kto miał największy wpływ na to, jak ostatecznie prezentują się utwory na tym albumie?

PK: Każdy z nas słucha nieco innej muzyki i ta płyta jest z pewnością tego wypadkową. Nie ukrywam, że przy aranżowaniu orkiestracji spędzałem długie godziny, wsłuchując się w muzykę filmową. Powiedziałbym, że to właśnie muzyka filmowa jest tym, co mnie najbardziej inspiruje.

KC: To właśnie Piotrek miał największy wpływ na ostateczną wersję. On też był odpowiedzialny za współpracę ze studiem nagraniowym oraz z ZEDem przy mixie i masteringu.

Jeśli chodzi o przekaz dostaliśmy mało optymistyczny zestaw utworów, napisanych po raz pierwszy w języku polskim. Czy nie mieliście obaw związanych z tekstami w języku polskim, które w sposób mocniejszy dotykają różnych problemów w nich zawartych?

KW: Nie mieliśmy obaw, mieliśmy tego świadomość. Sztuka wymaga prawdy, wiarygodności. Jeżeli z czymś się nie zgadzamy, to o tym mówimy. Jeżeli widzimy zło, hipokryzję, niegodziwość, to o tym rozmawiamy, a ja staram się dobrać właściwe słowa i móc o tym zaśpiewać.

PN: Ten album to wyraz sprzeciwu przeciwko temu, co dzieje się w naszym najbliższym otoczeniu. Jako ludzie podążający za nauką i twardo stąpający po powierzchni naszej planety, opowiadamy o zjawiskach, które dotykają naszego życia, z którymi nie zawsze potrafimy się pogodzić. W utworach można usłyszeć wiele odniesień do ludzkich, często wygórowanych oczekiwań, które wynikają z wiary w wyższość naszego gatunku i tłumaczenia swojej mrocznej, często destrukcyjnej natury za pomocą religii czy sumienia. Obserwujemy jak z pokolenia na pokolenie domagamy się od życia coraz więcej – zajmujemy większą przestrzeń, oczekujemy posłuchu i sławy, bogactwa a nawet życia po życiu. Niestety ceną za niepogodzenie się z tym, że nic nam się nie należy, jest jakość życia przyszłych cywilizacji.

 

fot. okładka płyty

Nowy album to „manifest do ludzkości, która świadomie dąży do własnego upadku”. Czy to znaczy, że znów żyjemy w czasach, gdzie muzyka powinna być manifestem? I czy głos artystów wyrażających jakiś sprzeciw jest wystarczająco słyszalny?

PK: W historii ludzkości było bardzo wiele przypadków, gdy ignorancja albo bagatelizowanie problemów, prowadziły do wydarzeń, które odbijały swoje piętno na tysiącach istnień. Nam chodzi o to, byśmy w swoich działaniach myśleli o dzieciach i przyszłych pokoleniach.

KC: W tej chwili wiele osób, które mają coś wartościowego do powiedzenia, natrafia na trudności z dotarciem do szerszego grona odbiorców, gdyż w obecnych mediach preferowane są treści lekkie, łatwe i przyjemne. Według mnie muzyka, poza dostarczaniem rozrywki, powinna być formą przekazu i wyrazu, w którym ktoś może dostrzec inne spojrzenie na rzeczywistość, a to zainspiruje go do pewnych zmian.

Nie macie obaw, że pisanie w języku polskim ogranicza Wasz odbiór, szczególnie jeśli weźmiemy tematykę tekstów, które dla niektórych odbiorców mogą być niewygodne?

KW: Pierwsze dwa albumy sprzedawały się całkiem nieźle w Europie, a nawet poza naszym kontynentem i na pewno, patrząc z tej perspektywy, utwory w języku polskim utrudniają odbiór muzyki fanom spoza naszego kraju. Z drugiej strony trzeba wziąć pod uwagę fakt, że nie graliśmy koncertów poza Polską, zatem to właśnie rodzima publiczność jest naszym największym sprzymierzeńcem. Teksty kierowane są do osób, które potrafią trzeźwo spojrzeć na otaczającą ich rzeczywistość. Zapewne nie wszystkim przypadną do gustu, z czego zdajemy sobie sprawę. Jest to w pewien sposób ograniczające, ale szczere. Zupełnie inaczej wyglądałaby sytuacja, gdybym próbował sam siebie ograniczać w procesie artystycznym, stawiając sobie pytania, jakiego odbiorcę może treść utworu odrzucić. Wolę dotrzeć do tych, którzy zrozumieją lub zaakceptują mój punkt widzenia, aniżeli tworzyć coś pod czyjeś oczekiwania.

Jednym z singli promujących nowy album został utwór „Drzewo i kwiat”, który doczekał się teledysku. Na ile według Was jest on charakterystyczny dla całej płyty? I co w ogóle wyróżnia Waszą muzykę na tle innych, podobnych projektów na polskiej scenie muzycznej?

DCz: Utwór „Drzewo i kwiat” jest ostatnim skomponowanym utworem na tej płycie. W naturalny sposób jest podsumowaniem naszej pracy. Zawarliśmy w nim wszystko to, co reprezentuje ta płyta. Są ciężko brzmiące gitary, jest sporo elektroniki i przede wszystkim tekst Krzyśka, który ma bardzo aktualny i ważny przekaz.

PK: Wszyscy starają od samego początku zaszufladkować nas do progrockowej sceny, kiedy my wcale nie uważamy swojej muzyki za stricte progrockową czy progmetalową. W muzyce nie szukamy zawiłych aranżacji, połamanych rytmów, matematyki czy wyścigów po gitarowym gryfie. Dla nas od samego początku liczą się emocje. Jeśli podczas słuchania lub grania swoich utworów odczuwamy dreszcz, który przebiega wzdłuż kręgosłupa lub czujemy, że włoski na rękach zaczynają reagować na dźwięki, to właśnie osiągnęliśmy to, czego od muzyki oczekujemy.

 

Co według Was jest największą wartością albumu „Nic nam się nie należy” Za co Wy osobiście go cenicie?

KC: W jednej z recenzji napisano, że ta płyta jest przebojowa, i choć tak na początku nie uważaliśmy, coraz bardziej skłaniamy się ku tej opinii.

KW: Minęło już pięć miesięcy od premiery albumu i do tej pory żaden utwór mi się nie znudził. Pomimo, że niektóre utwory były z nami już od ponad półtora roku, mnóstwo czasu spędziliśmy na dopieszczaniu brzmień, tworzeniu linii wokali, a potem na sesji nagraniowej w studiu, wciąż dają mi radość. Naprawdę satysfakcjonujące odczucie. Uważam to za bardzo dużą wartość. Wydaje mi się, że jest to zasługa interesujących melodii, które udało nam się skomponować, i które – przynajmniej nam – wpadają w ucho.

Czy po wydaniu albumu „Nic nam się nie należy” można powiedzieć, że macie jakieś oczekiwania z nim związane? Do kogo według Was powinien trafić ten album?

PN: Absolutnie tak. Wciąż staramy się poszerzyć grono naszych słuchaczy i zachęcić ludzi do poznania naszej muzyki, czy nawet do podjęcia z nami dialogu, dyskusji. Mamy nadzieję, że „Nic nam się nie należy” pomoże nam zrealizować kilka tras koncertowych. Tak naprawdę już teraz szykujemy się do trasy na początku 2023 roku, ale na pewno na tym nie poprzestaniemy. Liczymy, że nowy materiał pomoże nam też pojawić się na jakimś mniejszym lub większym festiwalu. Takie wydarzenia zawsze pozwalają nawiązać relacje z nową grupą słuchaczy i zyskać nowych fanów.

DCz: Na tym albumie tak naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie. Mamy tu zarówno cięższe utwory jak „Godni”, czy spokojniejsze piosenki jak „List” o bardziej balladowym charakterze. Zachęcamy więc każdego do zapoznania się z naszymi kompozycjami, a szczególnie tych, którzy lubią słuchać nieco ambitniejszego rocka, dla których obok muzyki liczy się także tekst i przekaz.

Jak patrzycie z perspektywy czasu na Wasze dotychczasowe dokonania artystyczne? Czy według Was wcześniejsze albumy, to był zapis jakiegoś momentu, który poprzez uniwersalizm broni się także w dzisiejszej rzeczywistości?

KW: Każda płyta dla twórcy jest najważniejsza w momencie wydania i właśnie tak wspominam „.In.Ellipsis.” oraz „Thallium”. Z obecnej perspektywy na naszym debiucie poprawiłbym wiele rzeczy. Kiedyś nawet przeszła nam myśl, żeby nagrać ją jeszcze raz, ale nie wróciliśmy do tego pomysłu. Ta płyta była wypadkową naszych wielu inspiracji i pozwoliła nam dotrzeć się muzyczne jak i charakterologiczne. I tak trzeba ją odbierać. Mieszanka różnych stylów muzycznych oraz opowieści o człowieku zapętlonym w wiele spraw, życiowych momentów, które często są pomijane, a bardzo intensywnie oddziałują na nasze jestestwo. Z kolei drugi nasz album, „Thallium”, to już przemyślana, ciężka i ponura opowieść o toksycznych relacjach i osobach, które zatruwają nam życie. Tutaj brzmienie jest dopracowane, a warstwa tekstowa dotyka wspomnianych przez Ciebie powyżej niewygodnych tematów. Według mnie wciąż są aktualne. Swoją drogą ciekawe, że napisane przeze mnie teksty w języku angielskim, nie stały się tematem podobnych dyskusji, a przecież „Believers and liars” czy „Inhumane tools” to także dosadna krytyka działań kleru.

Co na dzień dzisiejszy jest najważniejsze w działalności zespołu Here on Earth poza koncertami? Czy macie jakiś długoterminowy plan działania, który będzie kształtował kolejne Wasze poczynania?

PN: Może to zabrzmi dość banalnie, ale chcemy realizować swoją pasję w zgodzie z własnym światopoglądem i wspólnie stawiać kolejne kroki w przód. Inwestujemy sporo w rozwój naszego zespołu w obszarze komunikacji. Jesteśmy aktywni na wielu kanałach social mediów i jeśli tylko czas nam pozwala, staramy się dzielić z fanami dobrej jakości materiałami, nie tylko muzycznymi. Poszerzamy też swoją sieć kontaktów i wymyślamy kolejne formy promocji naszego zespołu i płyty. Jest tego naprawdę sporo.

KC: Na ten moment rzeczywiście koncerty stanowią największą część naszego planu. Planujemy też dokonać znaczących zmian w odbiorze naszych koncertów, ale nie poprzestaniemy na tym. Małymi krokami jesteśmy z tygodnia na tydzień coraz lepiej zorganizowani, co napawa mnie dużym optymizmem, ponieważ w ostatnich latach różnie z tym bywało. Wydanie płyty daje olbrzymią dawkę pozytywnych emocji, które zachęcają do dalszej pracy. Z pewnością długo będziemy korzystać z zasobów wyprodukowanej endorfiny.

KW: Na koniec chciałbym zaprosić wszystkich do śledzenia naszego zespołowego profilu na FacebookuYouTube, komentowania i kontaktowania się z nami różnymi drogami, a także na nasze koncerty, których daty już wkrótce ogłosimy.

 

Here on Earth – “Nic nam się nie należy” [RECENZJA]

Leave a Reply