18 marca ukazała się nowa płyta stacjonującej w Bielsku-Białej grupy I Was Born Twice zatytułowana „Nemiza”. To propozycja dla miłośników siarczystego, deathcore’owego brzmienia. Z tej okazji porozmawialiśmy z wokalistą i liderem zespołu Tomem Tatoniem.
fot. materiały prasowe
Z czego wyniknęły duże zmiany personalne zespołu I Was Born Twice, co miało niebagatelny wpływ na Wasz nowy album „Nemiza”?
Przede wszystkim duże spory wewnątrz zespołu. Jeśli kilka osób tego nie pojmuje tego, że trzeba ćwiczyć poza próbami, a woli imprezować a nie skupić się na zrobieniu kroku do przodu jako zespół, to niestety nie w moim składzie. Jak widać po czasie, “muzyka to moja pasja” było tylko wygodnym zdaniem dla pseudo muzyków chcących się polansować a nie coś osiągnąć, bo z tego co wiem żaden z nich dziś nie zagrał nawet pół coveru w necie.
Kiedy pojawiły się pierwsze pomysły, które zaczęły układać się w nowe kawałki wypełniające płytę „Nemiza”? I czy faktycznie największą pracę związaną z tym albumem wykonał kompozytor Tomasz Madzia?
Dosłownie od pierwszego spotkania z Tomkiem Madzią. Po dwóch godzinach mieliśmy szkic kawałka, który skończyliśmy na kolejnym spotkaniu. To po prostu kliknęło i świetnie mi się współpracuje z Tomkiem w zakresie komponowania, ma niesamowicie dużo pomysłów i warsztatu. Moja rola w tym przypadku bardziej skupia się na powstrzymywaniu go przed pójściem w technicznie progresywny djent. To jest pierwszy raz w historii tego zespołu, gdy nie zajmuję się w pełni komponowaniem numerów. Nie można zapominać też o udziale innych, wykończenia perkusyjne czy sekcja basu należy do Jerrego i Maćka – każdy wnosił od siebie tyle, ile mógł na bazę kawałków i każdy ma swój procent udziału w numerach, co jest naprawdę miłą dla mnie odmianą od poprzednich wydawnictw.
Czy można powiedzieć, że przyświecała Wam jakaś idea od strony czysto muzycznej jeśli chodzi o nowy materiał, który różni się od wcześniejszych dokonań zespołu?
Od strony czysto muzycznej – tak. Jak można usłyszeć wdrażamy w ciężką muzykę dźwięki znane z hardbassu czy disco polo – nikt tego w Polsce nie robił wcześniej dobrze i tutaj szukamy własnej drogi. Chcemy się wyróżniać, chcemy prezentować coś innego. Mam naprawdę dość patrzenia na polskie kapele kopiujące zachód i zżynanie brzmienia danych kapel dosłownie 1:1, a nawet kompletne kopiowanie stylu, czy nawet frazy wokalnej.
Z jednej strony precyzja wykonania, z drugiej zabawa formą, gdzie obok mocnych akcentów charakterystycznych dla zespołu pojawiają się – jak sami wspominacie – wariacje hardbass techno, disco polo czy polki. W jaki sposób szukaliście takich, dosyć nietypowych akcentów, które urozmaicą Waszą muzykę?
Wiesz co, jeśli mam być kompletnie szczery, to jeszcze w gimnazjum pojawił mi się taki pomysł – ale to była kompletnie inna bajka. Nie miałem ani warsztatu, ani sprzętu do takich wariacji. Od lat jednak szukałem dj’a, by wnosić wariacje znane z Limp Bizkit chociażby czy Slipknota, ale poszukiwania były bezskutecznie i temat został pogrzebany… Po latach, gdy czasy się zmieniły, wróciłem do tego pomysłu, a zaplecze techniczne Tomka bardzo ułatwiło temat. 🙂
Podobna sytuacja jest z klipem do singla „FLaT A$$ KaRDaSHiaN”, który jest „puszczeniem oka” do odbiorców. Jaki wpływ mieliście na ten klip, będący „satyrą na wschodnio-europejskich gangsterów”? I gdzie leży jego koncepcja?
Jeśli mam być szczery, przeraża mnie, że istnieją osoby w tak ciasnych spodniach, że nie widzą w tym pastiszu. Koncepcja leży w kontrowersji, jeśli jest o czym gadać, to ma to jakąś wartość. Moglibyśmy nagrać teledysk w którym kapela stoi i gra… jest to równie odkrywcze i wnoszące wartość do sceny, co coverbandy dla świata muzyki. Bawimy się tym, lubimy się wygłupiać, i nie musimy udawać spięcia d**y, żeby wyglądać na twardzieli czego część osób nie rozumie. To już nie nasz problem, więc zdecydowaliśmy się puścić wodzę fantazji i tak oto powstał ten teledysk.
Piosenki na tym albumie posiadają głęboki klimat, ale też indywidualną tożsamość. W jaki sposób staraliście się zachować spójność wszystkich utworów? Jak przy wielu inspiracjach tworzy się pewną całość? Jak to było w przypadku albumu „Nemiza”?
Najpierw utwory powstawały “na fali”, co można było, to udoskonalaliśmy na maxa i trafiało to na listę. Gdy mieliśmy już większość, odbyliśmy rozmowę jakie utwory mamy, jakie powinniśmy jeszcze stworzyć – czy szybsze, czy wolniejsze, czy bardziej melodyjne, tak by urozmaicić krążek. Staraliśmy się zachować system dwójkowy na albumie, a potem go rozstrzelić po płycie i tak powstał album.
Piosenki z tego albumu spotkały się już z pozytywnymi opiniami. A co według Was jest największą wartością tego materiału?
Jak sam wspomniałeś klimat i tożsamość. Chcę by nasze numery były autentyczne, tak by ktoś kto przesłucha je 20 razy mógł ciągle odnajdywać jakieś nowe smaczki i wyciągać z tekstu tyle analogii do swojego życia, ile tylko się da. Wszystko ma swoją definicję w numerach i z tego jestem najbardziej dumny.
Jak to się stało, że zaprosiliście do współpracy Jacka Hiro, który pojawił się w kawałku „Between”? Czy szukaliście jeszcze jakichś gości, którzy dopełnią muzykę I Was Born Twice?
Jacek był jedynym kandydatem do tego numeru i bardzo się cieszę, że zgodził się na współpracę z nami. Znamy się od lat, nie ukrywam, on był moim idolem i nauczycielem gitary jeszcze za czasów końcówki Mirrordead. Jego solo dopięło ostatni guzik w numerze, a jego profesjonalizm przeskoczył grubo ponad naszymi oczekiwaniami z czego jesteśmy bardzo zadowoleni. Poza Jackiem miałem jeszcze jednego wokalistę z Australii na temacie, który finalnie nie zjawił się na albumie, ale współpraca w przyszłości jest otwarta, więc nie będę na razie zdradzać jego nazwiska.
Czy względem warstwy tekstowej także wyczuwasz znaczący progres, który pozwala inaczej spojrzeć na historie w nich opisane?
Życie toczy się dalej, gdyby coś stało na takim samym poziomie, to bylibyśmy tym wręcz zmartwieni. Teksty nadal są bezczelnie szczere, emocjonalne i osobiste a nie ukrywam, że staram się podnosić sam sobie poprzeczkę każdego utworu, ale wszystko w granicach dobrego smaku i nigdy ponad przekaz.
Na czym polega ukazanie nowoczesnego podejścia współczesnego “poganizmu”, który można znaleźć w informacjach prasowych do płyty?
Jakiś czas temu zostałem nazwany przez osobę skrajnie katolicką ‘poganem’, za swoje zbyt tolerancyjne podejście do rzeczywistości i szacunek do innych. Osobiście uważam, że każdy ma miejsce na ziemi, i wszyscy się tu pomieścimy bez względu na różnice rasowe, poglądowe, polityczne czy religijne. W czasach gdy nie było aż tyle religii na świecie, poganie potrafili żyć w społeczeństwie, szanując siebie nawzajem na stopie, której dziś nie znamy. Jeśli poganie potrafili odnaleźć się w społeczeństwie, nie krzywdzić się wzajemnie oraz szanować zdanie innych, a mimo to potrafili ugościć osoby widzące świat w zupełnie innych barwach – to jestem dumny, że ktoś widzi mnie jako takiego “złego pogana” i tym jest właśnie ‘pogańska droga życia’ dla mnie. Do takiej postawy zachęcamy wszyscy jako zespół.
fot. okładka płyty
Czy oprócz kawałków, które znalazły się na albumie „Nemiza”, zgromadziliście więcej materiału, który trafił do szuflady, a który być może także ujrzy światło dzienne?
Mamy kilka rozpoczętych numerów, które nie pasowały do wizji albumu… może kiedyś ujrzą światło dzienne, o ile nie zestarzeją się w odmętach twardego dysku.
Mierzycie się z problemami związanymi z koncertowaniem, gdyż najpierw pandemia nie ułatwiała planowania koncertów, później wojna spowodowała odwołanie trasy z Slaughter To Prevail. W jaki sposób obecnie planujecie koncerty i czy będzie można usłyszeć nowy materiał w pełnej odsłonie, dokładnie takiej jak na albumie „Nemiza”?
Na tą chwilę, gramy całą płytę na każdym koncercie. Przygotowujemy się do urozmaicenia setu na drugą połowę roku, gdyż tam pojawi się więcej koncertów – o ile nie uderzy nas jakiś kolejny meteoryt blokujący możliwość wyjazdów i koncertowania. Nie jest lekko z brakiem tego, co najważniejsze w tej muzyce (koncertów), ale musimy się zaadaptować, jest więc więcej czasu na promowanie płyty, tworzenie teledysków itp.
Jakie będą dalsze poczynania I Was Born Twice? Czy czujecie, że płyta „Nemiza” to Wasze nowe otwarcie, które będzie miało w przyszłości swoją kontynuację?
Dalsze poczynania to oczywiście podniesienie sobie jeszcze wyżej poprzeczki. Mamy w głowach jeszcze bardziej ekstremalne pomysły i sami jeszcze nie wiemy jak się do nich zabrać, bo nikt wcześniej tego nie próbował i nie mamy przetartych szlaków… jedyne co mogę powiedzieć: ”Będzie grubo albo wcale”.
Co byłoby dla Was największym sukcesem związanym z płytą „Nemiza”?
To co dla wszystkich byłoby największym sukcesem, czyli miejsce na billboardzie, ale do tego trzeba konsekwentnie dążyć. Jeśli nie w tym życiu, to w następnym. Lepiej jest odejść próbując, niż zrezygnować jak ponad 99%, których się podejmuje takiej działaności. Tak czy inaczej – jeśli ta płyta, któryś tekst, cokolwiek z tym związane wpłynie jakkolwiek chociażby na jednego odbiorcę – dla mnie to już będzie wystarczający sukces.