Płyta „Manifest” to nie kolejne zestawienie populistycznych utworów na generycznych bitach”. Tak można przeczytać w opisie promującym wspólny album Asthmy i Młodego, który ukazał się 29 października 2021. Poniżej prezentujemy naszą recenzję tego wydawnictwa.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Manifest” – Asthma/Młody (2021)
„Manifest” to pierwszy „legalnie” wydany (nakładem DefJamRec) album młodego rapera z Bielska-Białej – Asthmy i kolejny w producenckim dorobku – Młodego. W czasach, kiedy na rodzimej scenie rapowej największą popularnością cieszą się krążki, które zahaczają o trap/prostą elektronikę, z wtórnymi tekstami, miło słyszeć, iż są jeszcze młodzi raperzy oddani klasycznemu hip-hopowi.
Pierwsze, czym zwraca uwagę „Manifest” są wybitne, oldschoolowe produkcje Młodego, przenoszące myślami do Stanów i lat 90-tych. To kawał solidnych i klasycznych samplowanych bitów, których w mainstreamie ze świecą szukać. Towarzyszy im lotna liryka Asthmy, momentami dosadna, przechodząca w bardziej chillowy vibe. Każdy track wzbudza jednak myśl, iż słowa rapowane przyszły z potrzeby podzielenia się nimi, bez kalkulacji – co się lepiej sprzeda.
Jednym z elementów, który jest nieodłączny w hip-hopie to freestyle, dawniej częsty element na wielu rapowych krążkach, obecnie zaś rzecz sprowadzona do undergroundu. Z całą pewnością wzbudza sentyment, ale też szacunek za umiejętność szybkiego wyrzucania z siebie rymowanych wersów. Jednak przez jego prostotę w przekazie i brak głębszych rozkmin, ciężej słuchać tego typu utworów więcej niż kilka razy. Takowym jest „manifest” (gościnnie Mada, Ryfi Ri, Młody Leszcz, Jhn, DJ URE, RakRaczej, Prykson Fisk, Floral Bugs, Bober – pokaźna liczba gości w jednym utworze), którego traktuję bardziej jako upamiętnienie tego ważnego dla hip-hopu elementu, aniżeli główny numer albumu.
Wybór tego jednego, najlepszego singla to twardy orzech do zgryzienia. Większość z nich prezentuje równie wysoki poziom, jednocześnie różniąc się od siebie diametralnie.
Najstarszym i najważniejszym singlem (moim zdaniem) jest „shut the fuck up” udostępniony krótko po rozpoczęciu ubiegłorocznych, ogólnopolskich strajków przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego przez obóz rządzący. W tym ciężkim utworze Asthma wytknął między innymi – mówiąc bardzo delikatnie – niestosowne zachowania policji. Najbardziej boli to, iż pomimo ponad roku od premiery, ten numer nie stracił na aktualności. Wieńczy go przyśpiewka refrenu z „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni, wyraźnie sugerując, iż protesty (ogólne, przeciwko szkodliwemu działaniu rządów) pokazują chęć społeczeństwa do walki o jedną z najistotniejszych wartości w życiu – o wolność.
Najmniej spodziewanym gościem na krążku jest dla mnie Kasia z Coals. Wokalistka kojarząca się z alternatywną sceną wniosła swoim wokalem niewątpliwego uroku, nadając przy tym pewnej delikatności i niepewności „ostatniej mili”.
Po gościnnej zwrotce KRS-One’a na solowym albumie Młodego (nota bene współpracujących z sobą od paru lat) po cichu liczyłem, iż pojawią się również na tym krążku. Tak też się stało, dając słuchaczom mocny, anglojęzyczny numer („never forget„), traktujący o hiphopowej kulturze, łącząc przy tym dwa różne pokolenia raperów.
Mniej więcej w połowie albumu następuje przyjemny „reset”, rozluźniający napięcie po pierwszych pięciu trudnych utworach. Asthma swoimi słowami o czasach, w którym był małym chłopcem, przypomina również nam tamten okres i piękne chwile beztroski, wprowadzając tym samym przyjemną melancholię. Całość zdobi w tle dźwięk gitary, dając poczucie jakbyśmy siedzieli przy kominku lub ognisku.
Podróż wieńczy kawałek „the system is fallin„, będący na dobrą sprawę dosadnie skondensowanym przekazem z pozostałych utworów. W wokalu Asthmy czuć autentyczny gniew, dający do zrozumienia, iż los Polski, jak i świata nie jest dla niego zagrywką PRową, a problemami, które czas rozwiązać. Emocjonalność utworu podsycają samplowane, łamiące się chórki, a także dźwięk elektrycznej gitary wzbogaconej o przester, będący czymś w stylu solówki.
Gdybym miał określić ten album jednym słowem, powiedziałbym, iż jest po prostu manifestem. Manifestem dwudziestolatka związanego z sytuacją mentalną, polityczną i systemową w naszym kraju oraz na świecie. W „asthmatic” poczułem subtelne nawiązanie do „Astigmatic” Krzysztofa Komedy, jednego z najlepszych wydawnictw jazzowych w historii gatunku. Można odnaleźć też drugie dno – to manifest w szeroko pojętym rapie, mający za zadanie przypomnieć, iż nadal da się tworzyć oldschoolowy rap, na który jest popyt. Czy również „Manifest” stanie się tak ważnym albumem dla rapu, jak „Astigmatic” dla jazzu (choćby polskiego)? Na to pytanie ciężko odpowiedzieć, zwłaszcza w obecnych czasach. Jedno jest jednak pewne, Asthma i Młody zaserwowali słuchaczom kawał wartościowego i dopracowanego materiału, wyróżniając się z tym albumem znacząco wśród pozostałych tegorocznych premier.
Adrian Kaczmarek