„Lumpeks” to drugi autorski album Arka Kłusowskiego charyzmatycznego wokalisty, kompozytora i tekściarza. Przy okazji premiery płyty mieliśmy okazję porozmawiać z artystą nie tylko o „Lumpeksie”, ale też o stabilizacji i planach na przyszłość.
fot. materiały prasowe
Jak to się stało, że trafiłeś do Kayaxu?
Traktuję to jako transfer, taki mały awans zawodowy. Kayax to świetne miejsce – pracuje tam wielu profesjonalistów, każdy dba o Ciebie i dokłada wszelkich starań, żeby współpraca przebiegała w najlepszy możliwy sposób. Nie ma tam rywalizacji, jest za to pełen support. Nikt mi niczego w Kayaxie nie narzuca, niczego nie muszę, stąd współpraca z nimi przebiega bez problemów. Tuż przed moją trzydziestką dzieją się same dobre rzeczy.
Jak w ogóle oceniasz ten czas pomiędzy płytami pod względem zawodowym, ale też bardziej osobistym?
Na pewno to był czas dużej rewolucji dla mnie na każdej płaszczyźnie. Domknąłem wreszcie młodzieńczy czas i czuję, że wkroczyłem mocnym krokiem w zupełnie dla mnie nowy okres dojrzałości. Od strony artystycznej czuję, ze mam większą świadomość tego, co robię. Mam też większą pokorę, ale też świadomość, która wiąże się z większą odwagą w podejmowaniu nowych wyzwań. Wiem, że potrafię pisać piosenki, ale nie podchodzę już do tworzenia na zasadzie – być albo nie być. Pozwalam sobie na popełnianie błędów, jestem wyrozumiały dla siebie, co przynosi mi większy niż wcześniej spokój. Z jednej strony album „Lumpeks” jest dla mnie jakby pierwszą płytą, bo otwieram nią inny rozdział, a z drugiej to mogłaby być już moja dziesiąta płyta, bo mam w sobie taki spokój, który nie zmusza mnie już do gonienia czegoś niewiadomego. Ja już nie muszę zmieniać świata i walczyć ciągle o swoje wartości. Przestałem być idealistą. Mam swoje terytorium, na którym mi po prostu dobrze.
Nowe piosenki, które znalazły się na albumie „Lumpeks” są jednak mocniejsze, wyraźniej starasz się mówić o tym, co jest dla Ciebie ważne.
Można tak powiedzieć, chociaż to już nie jest mój krzyk młodzieńca, a spokojne przyglądanie się wszystkiemu z boku. Niemniej mocno akcentuję wszystko to, co zaprząta mi głowę. W życiu też taki jestem, więc wszystkie teksty są moją naturalną i prawdziwą wypowiedzią. I nie robię tego, bo ktoś mnie do tego zmusza, albo dlatego, że jest taka moda. Zawsze mówiłem to co myślę, ale teraz potrafię to zrobić dobitnie, a jednocześnie bardziej dyplomatycznie.
Czy zbliżająca się 30-tka jest dla Ciebie bardzo dobrym momentem w życiu, bo znalazłeś siebie i swoje właściwe miejsce?
Tak, to jest dla mnie ciekawy, a właściwie fantastyczny czas. Mam już jakąś stabilizację życiową, pewien luz, z którym żyje mi się lepiej. Także wiem już znacznie więcej i czuję, że mogę się tym dzielić z innymi. Ten moment w życiu przyniósł mi ogromną wolność i to jest chyba najważniejsze. Czuję się coraz młodziej i coraz fajniej. Dobrze mi też samemu ze sobą. Mam taką świadomość, która pozwala mi żyć lepiej. Skończyłem też studia – dziennikarstwo muzyczne. Wiele rzeczy mi się udało i jestem z tego powodu szczęśliwy.
fot. okładka płyty
Ta świadomość wiąże się także jakimi ludźmi chcesz się otaczać. Album „Lumpeks” stworzyłeś ze sprawdzonym człowiekiem – Maciejem Sawochem, z którym współpracowałeś już wcześniej. Jak to się stało, że tak dobrze się dogadujecie?
To jest jakaś nadprzyrodzona moc, która sprawia, że doskonale nam się razem pracuje. Połączenie dwóch różnych charakterów może stworzyć coś pięknego, czy też po prostu dobrego. Przez wiele lat szukałem kogoś takiego jak Maciek. Moja intuicja podpowiedziała mi, żeby dać jemu szerokie pole do działania. Ten eksperyment wypalił, dzięki czemu stworzyliśmy razem nowy album. Na fali naszego działania stworzyliśmy także płytę dla Julii Wieniawy. Ten nasz wspólny proces twórczy był wiec trudny do zatrzymania, bo nasze pomysły doskonale ze sobą współistniały. Nasz okres twórczy był intensywny, ale w żadnym momencie nie mieliśmy siebie dosyć – nie czuliśmy, że musimy od siebie odpocząć. Przy okazji też bardzo się lubimy.
Kolejny raz pokazałeś też, że jesteś otwarty na współpracę z innymi ludźmi. Lubisz otaczać się zdolnymi ludźmi, którzy są w stanie przekazać Ci coś wartościowego.
Zdecydowanie. Lubię się rozwijać, a co za tym idzie, ważne są dla mnie inspiracje, które czerpię od innych osób. Nigdy nie uważałem, że moje pomysły są najlepsze, wręcz liczę na to, że ktoś pokaże mi coś swojego, z czego będę mógł czerpać. Nie mam przerośniętego ego. Poza tym uważam, że moim zadaniem jest tworzenie dobrych piosenek, więc jeśli ktoś w danym momencie może mi w tym pomóc, bo nie mam akurat takich własnych zasobów, to z tego korzystam.
Jak w ogóle przebiega u Ciebie proces twórczy i jak to było w przypadku pisania piosenek na płytę „Lumpeks”?
Wszystkie moje pomysły zbierałem na dyktafonie. Potem zanosiłem jakiś szkic piosenki do Maćka, który robił do tego akompaniament. Później pojawiała się produkcja, a następnie tekst. Wszystko działo się bardzo organicznie i przez to dosyć starodawnie powstawała ta płyta. Czasem Maciek podsuwał mi swoją muzykę, która podsuwała mi słowa. Czasem usłyszałem jakąś jego zajawkę i potem napisałem do tego drugą część muzyki. To był bardzo ciekawy proces twórczy. Dźwięki potrafią tworzyć historię, a wtedy pojawiają się teksty. Czasem działo się to bardzo szybko. W ogóle „Lumpeks” powstał bardzo szybko, bo wystarczyło mi pół roku, co przy poprzedniej, która powstawała 5 lat, to był krótki okres. Muszę dodać, że nagrałem taki album, który chciałbym słuchać jako odbiorca muzyki.
Album „Lumpeks” jest bardzo energetyczny, znalazły się na nim tylko dwie ballady. Dlaczego tak się stało?
To był zupełny przypadek. Skoro mam dobry, radosny czas w życiu, to te piosenki też musiały być bardziej energetyczne. Podoba mi się, że są one mocne, ale w gruncie rzeczy niosą nadzieję. Dlatego trudne treści mają lżejszą oprawę. Chciałem ukryć w tym rozrywkowym charakterze płyty jakiś motyw edukacyjny, który poprzez teksty przyniesie też nostalgię. Oczywiście wszystko to możemy odnaleźć w zależności od tego, jak mocno będziemy w stanie wgryźć się w te utwory.
Na płycie pojawiają się też nowe nazwiska, między innymi Karolina Artymowicz, z którą napisałeś tekst do „Idealnego syna”. Jak to się stało, że zaczęliście razem pracować?
Znam Karolinę od dawna i bardzo się lubimy. Pomagałem jej też tworzyć piosenki na jej płytę, która powstaje. Jej pomoc przy pisaniu „Idealnego syna” polegała na tym, że pomogła mi pozbierać pewne myśli, zawarte ostatecznie w tym utworze. Dzięki niej powstał bardzo przebojowy kawałek, który został moim drugim singlem promującym album „Lumpeks”.
Bardzo ważnym gościem jest też Mery Spolsky, która pojawiła się w piosence „Dzieci z prowincji”. Czym ujęła Cię Mery, że zaprosiłeś ją na swój nowy album?
O Mery mógłbym opowiadać godzinami. Ona nadała swojego charakteru temu utworowi, ale taki był zamysł. Chciałem jej stworzyć przestrzeń, w której będzie czuła się komfortowo, więc ta piosenka brzmi trochę jakby to był jej numer. To znaczy stworzyliśmy coś, co doskonale pasuje do niej, ale też nie ucieka od tego, co jest związane ze mną. Wydaje mi się, że udało nam się nagrać coś fajnego. Z Mery bardzo się lubimy i od zawsze wspieramy, do tego jesteśmy w jednej wytwórni. Mamy szacunek do siebie i swoich poczynań artystycznych. Poznaliśmy się już 8 lat temu, więc siłą rzeczy chcieliśmy coś razem nagrać. W ten sposób powstał mój pierwszy duet wokalny! Poza tym Mery jest super laską, na topie i życzę jej żeby zaszła jeszcze dalej.
A skąd wziął się „Lumpeks”, który na tej płycie nabrał zupełnie nowego znaczenia?
To jest miejsce, gdzie stare historie dostały nowe życie. Lumpeks to taka sortownia różnych historii. Na płycie znalazły się różne opowieści, które wywodzą się z przeszłości, ale dopisałem do nich dalszy ciąg. Odnoszę się też do rzeczy, które nas otaczają – do pewnego konsumpcjonizmu. Nie możemy mieć wszystkiego, nie możemy też we wszystkim być najlepsi, a przy tym nie powinniśmy na siłę ubierać się w nieswoje szaty. Tych tłumaczeń lumpeksu może być wiele i warto samemu odnaleźć dla siebie właściwe znaczenie tego tytułu.
Jaki Ty masz sposób na znalezienie właściwego miejsca w tym „Lumpeksie”?
Po prostu jestem sobą. Tworzę to co czuję, umiem śpiewać, mam koncerty i jeśli to komuś odpowiada, to niech z tego czerpie, a jeśli nie, to nie zamierzam nikogo do siebie przekonywać. Znalazłem komfortowe miejsce w lumpeksie, co jest dla mnie wspaniałe. Nie wiem jak długo to potrwa, ale póki co jest dobrze. Posprzątałem w mojej głowie wiele rzeczy, dlatego znalazłem się we właściwym miejscu w moim życiu.
Ten recykling, który wiąże się z lumpeksem odnosi się też do muzyki, która wypełniła nowy album. Skąd wzięła się Twoja fascynacja latami 80., które słyszalne są na tej płycie?
Bardzo dawno miałem zajawkę na taką muzykę. Taki klimat czuł też bardzo dobrze Maciek Sawoch. To wykorzystanie takiej muzyki można uznać za mały hołd, albo jako czytelne wspomnienia, bo jednak bity są dosyć nowoczesne. Echa tamtych lat to są fajne przeboje, przyjemna muzyka, przywołanie czegoś, za czym tęsknimy. To wszystko składa się na to, że ta muzyka wciąż żyje i wielu artystów z tego cały czas czerpie. Zapewne stanowi to też część pewnej mody.
Słyniesz z tego, że dużo tworzysz. Czy to znaczy, że na płytę „Lumpeks” powstało więcej piosenek niż ostatecznie się na niej znalazło?
W laboratorium muzycznym Kłusowskiego wszystko dzieje się na bieżąco i powstaje wiele piosenek. Na ten album napisałem 30 utworów, z których wybrałem jedenaście. Mógłbym wydać już „Lumpeks 2”. Wiem jednak, że gdy przyjdzie moment nagrywania kolejnej płyty, to będę tworzyć wszystko od początku. Tworząc nowe rzeczy, trzeba odciąć się od tego, co było, bo tylko to ma dobry wpływ na proces twórczy.
W takim razie w jaki sposób dokonujesz selekcji nowych piosenek na kolejny album? Jak to było z utworami na płytę „Lumpeks”?
Mam tak, że gdy uznaję, że coś jest dobre, to słucham tego przez dwa dni nawet po sto razy. Jeśli piosenka przetrwa w mojej głowie, to wiem, że jest po prostu dobra. Przez to ciągłe wałkowanie musi ona cały czas wzbudzać we mnie emocje. Jeśli tak się nie dzieje, to nie spełnia moich oczekiwań. Pisząc melodie, wiem już co może chwycić, a co nie. Poza tym napisałem już ich bardzo wiele w swoim życiu, dlatego też punkt odniesienia mam w jakiś tam sposób wyrobiony. Wiem, kiedy stać mnie na więcej – mój wewnętrzny rentgen dotąd mnie nie zawiódł. Tworzenie dla innych dało mi również taką dodatkową świadomość oraz większą dbałość o jakość względem tego co robię.
Czy potrafiłbyś powiedzieć do kogo skierowana jest płyta „Lumpeks”? Kto powinien jej posłuchać?
Może to jest jakiś manifest mojego pokolenia? Może przy piosence „Rocznik 92” pojawiła się iskra, a teraz potrzebowałem rozpalić ogień? Nie wiem czy jestem na tyle potrzebny, żeby tak mówić o tym, co tworzę. „Lumpeks” jest dla ludzi, którzy mają podobne postrzeganie świata. Chciałbym też dotrzeć z tymi piosenkami do innych, z którymi dotychczas nie było mi po drodze. Tej płyty powinien posłuchać każdy, bo być może odnajdzie na niej coś dla siebie. Czuję, że ten album jest potrzebny, tym bardziej, że moja muzyka zatacza coraz szersze koło. Na tym albumie przekraczam granice i wiem, że warto było iść długą drogą, żeby dotrzeć do tego momentu, w którym teraz się znalazłem.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski