„W imię ojców, synów i braci” – debiutancka płyta zespołu „W imię ojców, synów i braci”, Twórcą zespołu jest muzyk, kompozytor i aranżer, Marcin Partyka, któremu mieliśmy możliwość zadać kilka pytań na temat tego albumu. Płyta jest w sprzedaży od 23 lipca 2020.
fot. Bogdan Marcinkiewicz
Co było pierwszym impulsem, który zrodził pomysł nagrania płyty „W imię ojców, synów i braci”?
Brak ojca od 9-go roku życia.
Teksty do wszystkich utworów są bardzo osobiste, bo pochodzą z archiwum rodzinnego. Jaki był klucz do selekcji tekstów na ten album?
Wiele tekstów ojca, moim zdaniem, nie jest specjalnego lotu. Ojciec był dwudziestoparolatkiem, kiedy je pisał. To były lata 70-te XX wieku. Wybraliśmy „te lepsze”. Choć kilka nieodkrytych jeszcze czeka na swoją wiosnę.
Pana ojciec, którego teksty składają się na ten album, był pod dużym wrażeniem twórczości Edwarda Stachury. Czy odnalazł Pan w tekstach ojca coś wspólnego z twórczością Stachury? Czy sięgał Pan także po twórczość tego poety i pieśniarza?
Nie widzę podobieństw. Stachura był lepszym filozofem od ojca, ojciec zaś – skuteczniejszym obserwatorem zwyczajnej rzeczywistości i – wstyd przyznać – większym grafomanem. Tak jak do tekstów Jana Partyki zaglądam dość często, tak do Edwarda Stachury nieczęsto. Starsi koledzy popełnili wiele dobrej muzyki do tekstów tego drugiego, więc nie podejmowałem rękawicy (tak naprawdę nigdy nikt nie proponował wyzwania, rzecz jasna).
fot. okładka płyty
Czy idąc śladami ojca, zainteresował się Pan także twórczością Jacka Londona, w tym książką „Martin Eden”, której tekst do pieśni „W portowej tawernie” stał się jej parafrazą?
Też nie. Nigdy nie czytałem Jacka Londona, tym samym „Martina Edena” – notabene jednej z ulubionych książek Mariusza Orzechowskiego. Czytając tekst „W Portowej Tawernie”, to Mariusz właśnie zwrócił mi uwagę, że to nawiązanie do Londona. Przeczytam kiedyś.
Co najbardziej ujmującego było w twórczości Pana ojca, że zostały one motywem przewodnim płyty „W imię ojców, synów i braci”? Co stanowi największą wartość tych tekstów?
Fakt, że to był mój ojciec. Banalne, ale jak się kogoś prędko straci, to sprawia, że chce się go wspominać dopiero po czasie. Tak jak ja ojca, tak ojciec swoją matkę, czyli babcię Wandę, która niejednokrotnie przewija się w wierszach.
Pierwsze utwory zaczął Pan tworzyć jeszcze jako nastolatek. Jak zmieniło się Pana postrzeganie tekstów ojca na przestrzeni lat? Czy z biegiem lat docierał Pan do nowych, innych przemyśleń na temat tych tekstów?
Z biegiem lat nauczyłem się ironii i autoironii. Być może album nasączony jest gniewem, smutkiem i pewnego rodzaju nostalgią, natomiast im później powstawały piosenki, tym są lżejsze, bardziej wiotkie i strawne. Tak mi się wydaje. Czas goi blizny.
W jaki sposób szukał Pan formy muzycznej do przekazania tych tekstów? Zaskakujący jest fakt, że Pan jako pianista zdecydował się zgrać na gitarze. Skąd ten pomysł?
Na fortepianie byłoby za prosto. Znam kilka chwytów na gitarze i tego się trzymałem. Zresztą, nie oszukujmy się, moja gitara jest zgrabnie ukryta między talentami Krzysia Łochowicza, Piotra Domagalskiego i Kuby Szydło.
Czy zgodzi się Pan z opinią, że na tej płycie Mariusz „Oziu” Orzechowski przyjął rolę artysty-barda, który ma do przekazania pewną historię? I jak to się stało, że Mariusz „Oziu” Orzechowski został wokalistą w tym projekcie?
Nie mogłem spotkać w życiu bardziej odpowiedniej osoby do zaśpiewania tych tekstów, niż „Oziu”. I nie spotkałem. Mariusz bardzo mi pomógł. Wiele godzin, a nawet lat spędziliśmy przygotowując te nagrania. Mimo, że efekt może wydawać się błahy i przypadkowy, zaręczam, że to szmat czasu i morze trunków.
W jaki sposób doświadczenie zawodowe ukształtowało Pana wizję artystyczną w stosunku tego projektu? Czy miała na niego wpływ Pana praca jako kompozytora muzyki teatralnej?
Nie przesadzajmy z „wizją artystyczną”. Wyszło, jak miało wyjść. W stu procentach szczerze i bez „udawanek”. Tak chciałem i tak chcieliśmy z chłopakami. Czysta szczerość.
Pierwsze pomysły nagrania tego materiału powstały wiele lat temu. Dlaczego nie udało się tego materiału wydać wcześniej?
Zastanawiam się czasami, czy muzyka, którą tworzę, jest komukolwiek potrzebna. Nawet mi niespecjalnie. Niemniej niewiele więcej potrafię, więc ją tworzę i jakoś tam trwam, mimo że nie osiągnąłem artystycznie spektakularnych sukcesów… Do daty premiery albumu musiałem trochę dorosnąć. Czy 23.07.2020 jest najwłaściwszą datą? Nie mam pojęcia. Ale przeleciała przez głowę myśl, że może już czas to skończyć i mieć „ z głowy”.
Czy to przypadek, że nagranie materiału na płytę miało miejsce w 2015 roku, w którym również na festiwalu w Puławach odbyła się premiera Pana utworu symfonicznego, tj. kompozycji na orkiestrę symfoniczną i sekstet wokalny, czyli „Z każdą chwilą i stałością”? Czy obydwa projekty wynikają z podobnych inspiracji?
To dwie odrębne historie, choć faktem jest, że obie łączy jesień 2015 roku. „Z każdą chwilą i stałością” jest/było moim debiutem symfonicznym – gdzie sam napisałem teksty – miałem słabszy okres i postanowiłem się tymi moimi macankami eschatologicznymi podzielić z ludzkością, przynajmniej z tą wtedy z Puław. Śpiewał znakomity sekstet wokalny „ Pro Modern”, grała Orkiestra Filharmonii Kaliskiej, dyrygował Adam Klocek. Spore przeżycie.
„W Imię Ojców Synów i Braci” to głos Ozia, dwie gitary, basówka i bębny, czyli delikatnie ujmując, sporo skromniejszy aparat wykonawczy. Emocje podobne jednak!
Utwór symfoniczny na orkiestrę symfoniczną i sekstet wokalny „Z każdą chwilą i słabością” ma nie tylko Pana muzykę, ale także teksty. Co Pana inspiruje przy pisaniu poezji? Czy na te inspiracje miał wpływ w jakimś stopniu Pana ojciec?
Nie mam inspiracji. Rzadko piszę słowa, prawie w ogóle. To była potrzeba tamtego czasu. Pewnie wrócę do tego utworu kiedyś, być może go nagram. To prawie godzina muzyki!
Utworem promującym album „W imię ojców, synów i braci” została „Retrospekcja”. Czy od początku wiedział Pan, że to będzie pierwszy sygnał wysłany do publiczności w związku z premierą tej płyty? Mógłby Pan krótko przybliżyć historię tego utworu?
„Retrospekcja” jest dość wesoła i żwawa, choć u podstaw powstania tego tekstu nie leżą wesołe i żwawe przeżycia. Mój ojciec napisał to w kontekście doświadczenia śmierci swojej matki, a mojej babci, Wandy. Dlatego jest to też piosenka słodko – gorzka, zarówno w treści, muzyce, jak i obrazku. Jest chyba najbardziej nośnym utworem, dlatego zdecydowaliśmy puścić ją na „pierwszy ognień”. Utwór pozornie nie ma specjalnie skomplikowanej historii, ale jeśli mamy świadomość, do kogo ojciec kieruje słowa tej piosenki, całość nabiera dość przejmującego znaczenia. Spotkaliśmy się z Oziem i nagraliśmy. Dodaliśmy do tekstu ojca „srutu tutu…”, aby pokazać, że życie toczy się dalej i musi toczyć się dalej, niezależnie od tak bolesnego doświadczenia, jak strata jednego z rodziców.
Do kogo chciałby Pan trafić ze swoją muzyką, a co za tym idzie, z płytą, która została wydana z dużą starannością na nośniku cd i winylu?
Przede wszystkim zrobiłem to dla siebie. Jeśli komukolwiek spodoba się nasza propozycja, będę szalenie wzruszony.
Duże znaczenie ma także projekt graficzny płyty i teledysk do pierwszego singla, za który odpowiada Pana brat, Tomasz Partyka. Co dała Panu współpraca z bratem? I w jaki sposób znajdowali Panowie porozumienie na gruncie twórczym?
Z braćmi przyjaźnię się od pierwszego dnia życia. Od Tomka wielu rzeczy uczę się, choć wkurza mnie czasami, wiadomo, starszy brat! Ten teledysk i grafika to jego wizja, z którą zgadzam się w ogromnej części. Tomek sam decydował o wszystkim. Całe szczęście.
Czy można powiedzieć, że poprzez rodzinną, sentymentalną opowieść odkrył Pan coś zupełnie zaskakującego na gruncie czysto artystycznym?
Trudno powiedzieć. To jest strasznie prywatna płyta. Pewnie nigdy nie powinna powstać. Ale skoro już jest, stałem się odrobinę śmielszy wobec świata. Postaram się pielęgnować ten nastrój.
Album „W imię ojców, synów i braci” zamówisz tutaj:
https://sklep.nutkazkropka.pl/produkt/plyta-w-imie-ojcow-synow-i-braci/
Winyl dostępny tutaj:
https://sklep.nutkazkropka.pl/produkt/w-imie-ojcow-synow-i-braci-vinyl/