29 maja ukazał się premierowy album Krzysztofa Krefta – “Can’t Handle The Truth”. Płyta pojawiła się pod naszym patronatem medialnym, a dziś prezentujemy recenzję tego wydarzenia.
“Cała płyta opowiada o prawdzie. Stąd też tytuł. Na krążku znajdują się utwory dotyczące różnych etapów mojego życia: pożegnań, rozterek, rozstań i przemyśleń. Wraz z Tadeuszem Korthals staraliśmy się ubrać te emocje w dźwięki, których jeszcze nie tworzyliśmy. “Can’t Handle The Truth” jest bardzo szczere i momentami dosadne.”
Dużo eksperymentowaliśmy z Tadeuszem Korthals, i co najważniejsze wszystko przechodzi przeze mnie – od muzyki, mixów, przez teledyski, sesję zdjęciową do czcionki na płycie.
fot. okładka płyty
Recenzja płyty „Can’t Handle The Truth” – Krzysztof Kreft (2020)
„Can’t Handle The Truth” to już trzecia płyta Krzysztofa Krefta. Pochodzący z Gdyni młody wokalista konsekwentnie podąża drogą własnych zainteresowań. Ten album to spełnienie kolejnych muzycznych aspiracji, ale też jego wyraz rozwoju artystycznego.
Dobrze, że Krzysztof przestał ścigać się z wielkimi produkcjami popowymi, niebezpiecznie zmierzając w stronę eurowizyjnego i trochę przaśnego popu. Ten album to wyraźny krok do przodu i chociaż wciąż mamy do czynienia z łatwo przyswajalnym popem, to tym razem więcej tu ciekawych elementów, takich drobiazgów, które wyciągają z tych piosenek coś więcej niż tylko naiwnie podkoloryzowane brzmienie komputerowych melodii.
Nawet można odnaleźć w nich odrobinę faktycznych inspiracji wokalisty. Ballada „Is Your Love Big Enough?” to przecież coś więcej, niż tylko tkliwy melodramat, bo zdradza fascynacje artysty alt-folkiem, a może nawet delikatnym country. Owszem, wszelkie naleciałości są nieśmiałe, ale dobrze korespondują z jego głosem.
Te spokojniejsze momenty bardziej oddają możliwości wokalne Krzysztofa, które nie są przecież potężne. Jednak opracowanie takiego głosu we właściwym otoczeniu muzycznym, potrafi być przejmujące. I faktycznie wokal zyskuje w spokojniejszych momentach, szczególnie, gdy w tle odzywa się piano, podbite lekką elektroniką („Disaster”), albo klimatyczny minimalizm („Rescue”). W mocniejszych momentach ginie czasem głos wokalisty. Być może miało to oddać większą naturalność i emocjonalność całego albumu i tak się stało. Jednak delikatne podbicie linii wokalnej w kilku momentach nie byłoby ogromnym grzechem („Can’t Handle The Truth”).
Krzysztof Kreft kolejny raz współpracował z Tadeuszem Korthals, który odpowiedzialny był przecież nie tylko za muzykę, ale też za produkcję, aranżacje i cały mastering. To on odcisnął duże piętno na tej płycie. Właściwie można mówić już o twórczym duecie Kreft-Korthlas. Lecz dopiero teraz można dostrzec znaczący rozwój. Całość prezentuje się świeżo (nienachalnie poprowadzone motywy elektroniki) i bardziej intensywnie niż poprzedni album. To wyraźny krok do przodu, tym bardziej, że niektóre muzyczne pomysły faktycznie stają się na swój sposób porywające i po prostu przyjemne dla ucha.
Większa świadomość artystyczna, a także umiejętne podejście do własnych możliwości wokalnych nie rzuca cienia wstydu na album „Can’t Handle The Truth”. Droga jak najbardziej właściwa, a drobne niedociągnięcia do dzisiejszych standardów muzycznych stają się chwilami siłą tych piosenek. Tym bardziej, że za nimi kryje się opowieść, która choć skrzętnie skrywana, potrafi być zrozumiała. I dobrze, że Krzysztof postawił na angielskie teksty, bo te prezentują się bezpretensjonalnie.
Łukasz Dębowski
Nową płytę możecie zamawiać tutaj: www.krzysztofkreft.pl
Jedna odpowiedź do “Krzysztof Kreft – „Can’t Handle The Truth” [RECENZJA]”