MJUT – „Kurz i krew” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Kurz i krew” to tytuł najnowszej, trzeciej płyty grupy Mjut. Tym razem grupa przygotowała koncepcyjny album opowiadający o różnych aspektach rozstania. Tym razem zespół zaprosił do współpracy Pawła Cieślaka, producenta i realizatora, który znacząco wzbogacił i urozmaicił brzmienie nowego materiału. Prezentujemy naszą recenzję tego albumu, który ukazał się pod koniec listopada 2019.

Recenzja płyty „Kurz i krew” – MJUT (MTJ, 2019)

Płyty, które ukazują się pod koniec roku często nie zostają należycie docenione. Nie mieszczą się w podsumowaniach roku, a w kolejnym funkcjonują już jako „stare” ubiegłoroczne propozycje. Oby z nowym albumem zespołu Mjut, który ukazał 29 listopada 2019 nie stało się podobnie, bo zdecydowanie zasługuje na zauważenie.

Panowie poniekąd kontynuują drogę obraną na poprzednim albumie „9”. Forma kompozycji wydaje się w miarę przystępna, trącąca melodyjnością, a przez to wystarczająco piosenkowa.

Aspekt rozstania nie staje się przygnębiającym tematem i pretekstem do powielania jedynie smutnego brzmienia. I choć całość jest od strony tekstowej koncepcyjna, to na szczęście nie trąci nadmiernie zimnym i głęboko dołującym nastrojem. Chociaż trzeba przyznać, że jak już takie dźwięki pojawiają się, to trafiają w sedno, ujmując przejmującym klimatem. A dowodem na to jest pierwszy zwiastun tego krążka, tj. „Nie chcę prawdy”, który ukazał się już niemal… dwa lata temu. Ten moment potrafi ścisnąć za gardło nie tylko swoją wymową, ale też przepiękną, nieco hipnotyczną melodią.

Przyciągają uwagę także te propozycje, które z tendencyjnej, na pozór mało frapującej struktury, rozwijają się w bardziej jazgotliwe, burzące pewien porządek chwile („Nie zapomnij”). Właśnie te kompozycje, które uciekają przewidywalności wydają się najciekawsze. Do nich należy też chociażby uderzający siłą w drugiej części, nieco „psychodelicznie” rozwijający się „Wzdłuż czy w poprzek”. Wtedy okazuje się, że rockowa wieloznaczność zespołu przybiera totalnie odjechane formy.

Oprócz wciągających, namacalnie ważnych utworów, zdarzają się też bardziej pozytywne, przynajmniej jeśli chodzi o stronę ściśle muzyczną. Takie przepełnione vitage’owym, gdzieś około indie-rockowym kolorytem piosenki również wypadają całkiem nieźle („Piotruś Pan”). Ta pojawiająca się chwilami lekkość przełamuje dosyć ciężki – od strony czysto tekstowej – przekaz całości. Dzięki temu zespół nie popadł w jednoznaczność. Zresztą podobnie było z singlowym, choć nieco bardziej nośnym i gitarowym kawałku „Wszystkich świętych”, gdzie kolorytu dodaje wyraźniejsze zderzenie gitar z ładnie wplecionymi syntezatorami.

Mjut świetnie prosperuje w pewnej niszy i chociaż wciąż nie ma w twórczości zespołu przebłysków na przebicie się do szerszego grona odbiorców, to ich kolejne propozycje są niezwykle solidne, a przez to po prostu ciekawe. „Kurz i krew” jest tego najlepszym przykładem.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply