„Młodość” to druga odsłona Terrific Sunday. Płyta, podobnie jak swoja poprzedniczka, kontynuuje indie rockowe, melodyjne gitarowe granie. Jest jednak bardziej bezczelna i bezkompromisowa. Miesza taneczne dźwięki z syntezatorami z lat 80’, a dodatkowo przemawia nie tylko po angielsku, ale też po polsku. Poznajcie naszą recenzję tego albumu.
Recenzja płyty „Młodość” – Terrific Sunday (Wydawnictwo Agora, 2019)
Ich fonograficzny debiut z 2015 roku został uznany za duże wydarzenie. Pierwsza płyta Terrific Sunday zdobyła nominację do nagrody Fryderyk, a zespół zagrał na największych festiwalach w Polsce. Po krótkiej przerwie grupa powraca z albumem „Młodość”.
Jeżeli ktoś zaprzyjaźnił się z twórczością Terrific Sunday przy ich debiutanckim krążku, nie będzie rozczarowany drugą płytą. To wciąż mocno osadzone w charakterystycznej gitarowej melodyce i nadal szturmujące energetycznym zgrywaniem dźwięków piosenki.
Kompozycje zostały zbudowane na nowofalowej stylistyce indie-rockowej, gdzie dowodzenie przejmują melodyjnie poprowadzone gitary. Nie da się ukryć, że znaczenie mają syntezatory, ale też nadająca czytelnej rytmiki perkusja.
Warto dodać, że konfrontując ich nowe utwory z poprzednim albumem, wydają się one bardziej bezkompromisowe, nieugładzone, chociaż duży nacisk postawiono w nich na wspomnianą melodię. I to taką smutną, trochę dołującą, ale bardzo żywą i często wręcz mocno porywającą. Może brakuje w nich większego pierwiastka oryginalności, mocniej zaznaczonej charakterystyki zespołu, ale za to wiele na „Młodości” świetnie zaprezentowanej dynamiki.
Panowie posiadają zdolność do komponowania utworów pełnych witalności („Bałtyk”), ale też budowania sytuacji bardziej piosenkowych („Młodość”). Do tego sporo w nich świeżości i braku rutyniarstwa („Fire Swim”), chociaż łatwo w nich wyłapać fascynacje współczesną muzyką z podobnych gatunków. A jeśli już mowa o bardziej agresywnie, a nawet bezczelnie (jak podaje wydawca) podanych dźwiękach, to faktycznie Terrific Sunday potrafi je tworzyć w sposób dojrzały i w pełni świadomy („Veins”). No i ten gitarowy smutek będący częścią młodości współczesnych czasów, wyłania się w sposób zjawiskowy („Hindenburd”).
Dobrze, że zespół postawił na kilka tekstów w języku polskim, co także jest nowe w ich twórczości. Wokalista Piotr Kołodyński posiada umiejętność opisywania codzienności w sposób błyskotliwy. To całkiem zgrabnie nagrane piosenki, nierzadko bardzo porywające. Nawet jeśli nie pozostaną z nami na dłużej, to warto się z nimi skonfrontować, poświęcając „Młodości” więcej czasu.
Łukasz Dębowski
Jedna odpowiedź do “Terrific Sunday – „Młodość” [RECENZJA]”