Męskie Granie 2025: Tradycja w objęciach zmiany [RECENZJA]

Nasz ocena

Premiera albumu „Męskie Granie 2025”, która odbyła się 5 grudnia, domyka 16. edycję tego kultowego projektu i pozwala spojrzeć szerzej na kondycję rodzimego rynku fonograficznego. Poniżej nasza recenzja tego wydarzenia.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Męskie Granie 2025” (Mystic Production, 2025)

Album „Męskie Granie 2025” obejmuje 30 kompozycji: pierwsza płyta oddaje koncertowe brzmienie orkiestry na żywo, druga tradycyjnie mieści gościnne nagrania i projekty specjalne. Tegoroczny materiał udowadnia, że Męskie Granie potrafi łączyć sprawdzone schematy z nowymi pomysłami, choć nie każda próba kończy się spektakularnym sukcesem.

CD 1: Orkiestra, która ma swoje momenty

Tegoroczny skład Orkiestry – Natalia Przybysz, Igor Herbut, Ralph Kamiński i Błażej Król – na papierze wyglądał ryzykownie. To cztery zupełnie inne wrażliwości. Hymn „To bardzo ziemskie”, który otwiera album, pokazuje jednak, że artyści potrafią grać do jednej bramki. Jest głośno, jest szybko, a całość pulsuje solidnym, rockowym zacięciem. To dobry start, choć kompozycji daleko do statusu przebojów z lat ubiegłych.

Prawdziwym sprawdzianem dla tego składu są jednak reinterpretacje klasyków. Tutaj dzieją się rzeczy ciekawe. Natalia Przybysz wzięła na warsztat „Jestem kobietą” i zrobiła to znakomicie. Wyszło z pazurem, bardzo kobieco, ale jednocześnie nadal mocno i bezkompromisowo. Z kolei „Beksa” w interpretacji Ralpha Kamińskiego to zupełnie inna bajka. Artysta podszedł do utworu bardzo emocjonalnie i wrażliwie, nadając piosence nowy, subtelny wymiar.

Równie dobrze wypadły „Telefony” Republiki – brzmią nowocześnie, z nerwem, dowodząc, że tekst Grzegorza Ciechowskiego nie stracił nic na aktualności. Wielkim i pozytywnym zaskoczeniem jest również obecność Beaty Kozidrak w utworze „Ta sama chwila”. To czysta radość grania, w której ikona popu świetnie odnajduje się w alternatywnym towarzystwie młodszych kolegów.

Kiedy ambicja nie wystarcza

Niestety, recenzując ten album, trzeba uczciwie wskazać słabsze punkty, bo nie wszystkie nowe aranżacje, mimo wyraźnego zaangażowania muzyków, się obroniły. Wybór „Takiego Tanga” Budki Suflera był ruchem ryzykownym, który ostatecznie rozczarowuje. Utwór brzmi zbyt zachowawczo i poprawnie, tracąc swój pierwotny charakter na rzecz wygładzonej formy.

Mieszane uczucia budzi również „Na szczycie”. Wersja Orkiestry wydaje się zbyt płaska, brakuje jej tego potężnego, emocjonalnego rezonansu i „dołu”, który w oryginale zapewniał głos Grubsona. Zdecydowanie ciekawiej, choć specyficznie, wypada „Na kolana” Kasi Cerekwickiej. Dzięki wokalowi Ralpha Kamińskiego utwór zyskał surową, energetyczną formę, choć dla fanów popowego oryginału ta interpretacja może okazać się trudna do przełknięcia. To dowód na to, że Orkiestra szukała nowych ścieżek, nawet jeśli czasami prowadziły one na manowce.

CD 2: Powrót legend i luźniejsza atmosfera

Druga płyta to tradycyjnie miejsce na więcej eksperymentów i… wypada to świetnie. Największym wydarzeniem jest tu bez wątpienia powrót zespołu Sistars. Ich wykonanie „Sutry” i „Freedom” to dowód na to, że siostry Przybysz wciąż świetnie się rozumieją na scenie mimo długiej przerwy.

Ciekawie wypada też część poświęcona 30-leciu wytwórni Mystic. Duet Ørganek i Artur Andrus w piosence „Piłem w Spale, spałem w Pile” wprowadza potrzebny luz i humor. To moment oddechu, który równoważy bardziej poważne, podniosłe fragmenty z pierwszej płyty. Nie można też pominąć hołdu dla Miry Kubasińskiej w postaci „Modlitwy” wykonanej przez Ofelię i Kubę Więcka z udziałem Piotra Nalepy – szczerego, naturalnego bluesa w najlepszym wydaniu. Z kolei Paktofonika Orkiestra feat. Gutek w utworze „Ja to ja” łączy hip-hopowy fundament z pełną, koncertową orkiestrą, co było jednym z największych zaskoczeń albumu: połączenie tych pozornie różnych światów działa nie tylko przekonująco, ale i naprawdę genialnie.

Techniczne zaplecze

Na koniec warto wspomnieć o tym, co dzieje się „pod maską”. Za wydanie albumu odpowiada Mystic Production, a całą trasę spina organizacyjnie Agencja Live przy wsparciu marki Żywiec. Ten stały układ gwarantuje jakość. Płyta brzmi po prostu światowo – słychać każdy instrument, jest głębia, a dźwięk jest czysty i selektywny, co przy nagraniach z koncertów wcale nie jest takie oczywiste.

Werdykt

„Męskie Granie 2025” nie jest albumem idealnie równym, ale zachwyca świeżością interpretacji dobrze znanych utworów. Obok momentów znakomitych, jak powrót Sistars czy świetne wykonania Natalii Przybysz i Ralpha Kamińskiego, mamy tu piosenki, które można pominąć bez żalu. Mimo to, po szesnastu latach projekt wciąż potrafi zaskoczyć. Nawet jeśli nie wszystko, co słyszymy, jest idealne i nie każda fraza zasługuje na owację na stojąco, całość została zagrana z wyraźną pasją. Dla fanów trasy to pozycja obowiązkowa na półce. A dla sceptyków? Dobra okazja, żeby sprawdzić, w jakiej kondycji jest polska muzyka.

Hubert Rydz

 

Zostaw odpowiedź