
Ósma solowa płyta Błażej Króla to autorefleksyjna historia, pełna obserwacji na temat ulotności życia i upływającego czasu. W naszym wywiadzie można znaleźć więcej ciekawostek odnośnie nowej muzyki artysty, ale pojawia się też kilka wspomnień. Jak patrzy na Męskie Granie z perspektywy czasu? Czy akceptuje swoją wcześniejszą twórczość? Na ile lubi siebie w obecnej wersji?
fot. materiały prasowe
Na koncie masz już bardzo dużo albumów, a jednak Twoje koncerty nie są przesadnie długie. Z czego to wynika?
Najważniejsze jest dla mnie zaprezentowanie najnowszego projektu, który stworzyłem – chcę się nim pochwalić, sprawdzić, jak działa na ludzi. Wiem, że słuchacze często przychodzą na koncerty z myślą o starszych piosenkach, które kojarzą im się z przeszłością, z czasami młodości. Nie zawsze jednak idzie to w parze z tym, co artysta chce pokazać w danym momencie. Staram się to więc łączyć – teraz gramy materiał z nowego albumu „Popiół”, a potem dodajemy starsze kawałki, które lubię albo których dawno nie wykonywaliśmy. Dlatego wróciłem do piosenki „Szczenię” z mojej pierwszej solowej płyty. Wszystko brzmi jednak inaczej, bo koncerty gramy w siedmioosobowym składzie. Jest też bardziej gitarowo.
To, że jest bardziej gitarowo, to wcale nie dziwi, bo więcej takiego brzmienia pojawia się też na nowej płycie „Popiół”.
To prawda. Producent Paweł Krawczyk wprowadził do tego materiału sporo strun, nadając całości wyraziste, gitarowe brzmienie. A wszystko zaczęło się od singla „Nie chcę słuchać, że kiedyś lepiej było”, w którym syntezatory trochę się wycofały, a na pierwszy plan wyszła gitara. Dla mnie ta nowa płyta to także pewien eksperyment i sprawdzian – szczególnie po albumie nagranym z Kaśką Nosowską. Coraz bardziej odpowiada mi też sytuacja, w której każdy w zespole zna swoje miejsce, a ja mogę po prostu być wokalistą i pilnować, żeby wszystko działało tak, jak trzeba. Naturalnie więc zacząłem podążać właśnie w tę muzyczną stronę.
Przy płycie „W każdym (polskim) domu” mówiłeś, że masz pomysł na akustyczną płytę. Czy „Popiół” jest więc rozwinięciem tamtej koncepcji?
Po albumie „W każdym (polskim) domu” faktycznie nagrałem akustyczną, może nawet lekko folkową płytę. Dziewięć utworów było gotowych do wydania. Potem jednak nastąpiło spotkanie z Kasią i musiałem się trochę uchylić z tamtego projektu – czego absolutnie nie żałuję. Po pewnym czasie tamte piosenki przestały mnie jednak kręcić. Kiedy znów miałem trochę przestrzeni, powstały więc zupełnie nowe utwory – i to właśnie one złożyły się na „Popiół”. Nie do końca lubię swoje pisanie sprzed lat, więc trochę wstydzę się tamtych tekstów. Właśnie dlatego nie przepadam za materiałem z albumu „W każdym (polskim) domu”.
Czy to znaczy, że czujesz duży progres w swoim pisaniu tekstów? I jak na to, co piszesz patrzy Twoja żona Iwona Król, która także tworzy własne piosenki?
Nie traktuję jej jako konkurentki – raczej jak osobę, od której naprawdę wiele mogę się nauczyć. Iwona pisze świetne teksty. Pamiętam, że kiedyś zrobiliśmy sobie nocne posiedzenie ze śpiewaniem i wtedy stworzyła dwa teksty, które kompletnie mnie rozwaliły. Czasem się wzajemnie poprawiamy, inspirujemy, ale widzę, że ona ma zupełnie inną frazę i nie zawsze w tej materii idealnie do siebie pasujemy. Pracujemy też nad wspólnym albumem – to zupełnie inne doświadczenie. Odmienne pisanie niż w przypadku płyty z Kaśką Nosowską, bo tym razem patrzymy na siebie z perspektywy związku, a nie koleżeństwa. Jeśli chodzi o moje pisanie, to na pewno widzę progres. Mam jednak wrażenie, że wciąż jestem w procesie – że dopiero zbliżam się do tego momentu, w którym naprawdę osiągnę większą precyzję w słowie.
Zmiany można dostrzec w nowych piosenkach, które poprzez teksty wydają się bardziej czytelne. Czy Ty też to dostrzegasz?
Tak, i dobrze, że o tym wspominasz, bo sam mam wrażenie, że wcześniej trochę zagubiłem się w tej całej „kwiecistości” języka. Niektórych starszych utworów już nawet nie lubię, bo przestałem je rozumieć – nie pamiętam, o co mi w nich chodziło. W pewnym sensie nie pamiętam też siebie z tamtych lat. A przecież pisanie prościej wcale nie oznacza pisania gorzej. Wychowałem się na bardzo artystycznych, złożonych rzeczach i sam próbowałem komplikować swoje teksty, żeby brzmiały bardziej ambitnie. Teraz chcę spotkać się ze słuchaczem gdzieś po drodze – w jednej, wspólnej myśli. Czuję, że się otwieram, a przez to moje teksty stają się bardziej czytelne. Mam nadzieję, że coraz częściej udaje mi się przekazać pierwotną emocję i sens w sposób jasny.

fot. materiały prasowe
To wszystko nabiera większego sensu, jeśli weźmiemy pod uwagę bardziej organiczne, gitarowe brzmienie, o którym już wspomniałeś.
Myślę też o tym, żeby spróbować połączyć ze sobą te moje różne muzyczne światy. Chciałbym znaleźć wspólną myśl pomiędzy tym Błażejem z „Nielota” czy „Przewijania na podglądzie”, a sobą z dzisiejszych czasów. Ciągle siebie obserwuję i widzę, jaki byłem – dlatego mogę czerpać z różnych okresów mojego życia, wybierać z nich to, co najbardziej interesujące. Może właśnie z takiego połączenia mogłoby powstać coś kompletnego? Nie zakładam jednak z góry żadnego efektu, bo wiem, że za każdym razem wychodzi z tego coś innego, niż planowałem. Ale sam taki pomysł jest we mnie.
Z czego wynika Twoja ciągła potrzeba tworzenia? Czy jest to jakieś uzależnienie, z którego nie chcesz się wyzwolić?
Lubię sam proces powstawania muzyki, bo on zawsze mnie zaskakuje, a przy okazji staje się czymś w rodzaju wewnętrznego rozwoju. Nie chcę z tego rezygnować. Jedyne, co mnie czasem hamuje, to kwestie logistyczne – wiem, że nie mogę wypuszczać zbyt wielu płyt w jednym roku, bo one po prostu nie dotrą do ludzi, rozmyją się w nadmiarze nowości. A przecież dziś codziennie wychodzi ogromna liczba nowych piosenek. Uczę się więc cierpliwości.
Bywa, że nie chcę nawet sięgać po gitarę, bo wiem, że natychmiast coś nowego bym wymyślił – a potem trudno to zatrzymać. Lubię ten moment, gdy znikąd pojawia się kilka dźwięków, jakiś riff, melodia, do której później próbuję dopasować fragmenty tekstu. To jest dla mnie najbardziej ekscytujące – ta chwila, kiedy rodzi się iskra, z której może powstać coś większego. Wtedy naprawdę czuję przypływ energii, jakbym wypił dwie mocne kawy. Jestem więc uzależniony od gitary.
Czy tworząc nowy album za czymś tęskniłeś i udało Ci się na nim to zawrzeć?
Miałem pewien pomysł na brzmienie, które chciałem zawrzeć na nowej płycie, ale Paweł Krawczyk nieco zmienił koncepcję, co wręcz przewyższyło moje oczekiwania. Przy tym albumie pojawiły się echa indie rocka, Pitchforka, Vivy 2, Trójkowego Ekspresu, muzyki Radiohead – czyli klimat sprzed wielu lat. Tamten nastrój sprzed dwudziestu lat czułem głęboko, ale Paweł podszedł do tego z innej strony. Mimo wszystko w nowych piosenkach wyczuwam melancholię i powrót do siebie z tamtego okresu.
Czy przy ilości muzyki, którą nagrałeś w życiu jesteś w stanie kontrolować siebie tak, żeby nie powielać własnych pomysłów w kolejnych projektach?
Przyznaję, że nie zauważam tego, jeśli tak się dzieje. Na szczęście mam bliskie osoby, które są w tej kwestii bardziej wyczulone niż ja. Pokazuję im moje nowe rzeczy i czasem zdarza się, że zupełnie nieświadomie powtórzę frazy, które można było usłyszeć w mojej wcześniejszej piosence. Nie zdradzę gdzie tak się stało – może ktoś to znajdzie. Pogodziłem się z tym, że choć nie nagrywam wciąż tego samego utworu, to jednak tworzę jakąś spójną postać – siebie jako autora, kompozytora, wokalistę – i w pewnym sensie krążę wokół własnego ogona. Dlatego tak ważne są dla mnie osoby, z którymi współpracuję. One zmieniają moją percepcję muzyki, co bardzo mi odpowiada. Teraz z Dawidem Tyszkowskim, daleko poza miastem, stworzyliśmy zespół i wspólnie coś nagrywamy. Może w przyszłym roku wydam z nim nasz wspólny materiał?
Czyli sprawdza się metoda wyrwania się z innymi gdzieś daleko, spędzenia razem czasu i wspólnego tworzenia?
Tak właśnie też zrobiłem z Natalią Przybysz, Igorem Herbutem i Ralphem Kaminskim, kiedy wyjechaliśmy poza Warszawę. W takich okolicznościach powstał utwór „To bardzo ziemskie”. Czułem wtedy strach, czy w ogóle uda nam się coś stworzyć – do tego dochodziła presja związana z kolejnym hymnem Męskiego Grania. Ale to właśnie w takich warunkach powstają najlepsze rzeczy – szczerze polecam każdemu.
Czy tak samo nagrywałeś pierwszy swój hymn Męskiego Grania w 2020 roku z Darią Zawiałow i Igo?
Nie do końca – wtedy było zupełnie inaczej, bo to był inny czas, w trakcie pandemii. Byłem także w zupełnie nowej sytuacji, mając za zadanie stworzyć coś naprawdę wielkiego. Nie chcę porównywać tych dwóch doświadczeń, bo różniły się od siebie diametralnie. Przy tamtej okazji czułem się nie do końca spełniony, bo zagraliśmy tylko jeden koncert bez publiczności.
Do czego było Ci potrzebne Męskie Granie? Jak na to patrzysz z perspektywy czasu?
Potrzebowałem zagrać te duże koncerty po to, by zatęsknić za kameralnymi, klubowymi salami. Bo tylko tam można naprawdę poczuć interakcję z publicznością. Teraz do tego wracam i jest to fantastyczne doświadczenie.
Czy przez te lata działalności artystycznej docierały do Ciebie krzywdzące opinie, typu że się sprzedałeś, bo podpisałeś kontrakt z dużą wytwórnią albo że wziąłeś udział w Męskim Graniu?
Tak, zdarzało się. Ale ja uważam, że jeśli wychodzisz z czymś autentycznym, pokazujesz swoje pomysły szerszej publiczności i jesteś w tym szczery, to nie mam z tym problemu. Już jestem w takim wieku i przez tyle lat w muzyce przeszedłem wiele doświadczeń, że wchodzę ze swoimi projektami jako pewniak. Wiem, co potrafię, co mogę i co chcę zrobić. Raczej takie słowa krytyki po prostu mnie dziwią. Sam nie analizuję czyichś wyborów.
I nie robiłeś tego nawet wtedy, gdy byłeś młodym i zbuntowanym artystą?
A tutaj mnie masz. Wtedy oczywiście bywałem krnąbrny i sam czasem potrafiłem obśmiać różne rzeczy, choć niewiele z tej postawy we mnie pozostało. Teraz lubię plotkować z moją żoną o różnych sprawach, ale robimy to w domu, z przymrużeniem oka – i to zostaje potem między nami.
Wracając do nowej płyty „Popiół” – czy zgodzisz się z opinią, że to najbardziej zamknięty projekt, co mocno zaznaczyłeś w pierwszym utworze „Głęboko”, a potem przypieczętowałeś to piosenką „Głębiej”, która zamyka całość?
Ten album nie jest konceptualny, ale wyraźnie czuć w nim tematyczną spójność i tę klamrę, która wszystko domyka. To wycinek mojego życia, więc w tym sensie można na siłę dopisać pewien koncept. Pomysł zamknięcia albumu klamrą w postaci tych dwóch utworów wyszedł od Pawła Krawczyka i uznałem to za świetne rozwiązanie. Nie nagrywam singli, bo zawsze tworzę całościowe albumy – moje piosenki traktuję jako zbiór. U mnie wygląda to tak, że tworzę kilka lub kilkanaście utworów, mówię „stop” i zamykam je na kolejnej płycie. Przy tym zajmuję się wieloma aspektami producencko-realizacyjnymi jednocześnie.
„To co najlepsze ukryłem głęboko, czego nie zobaczą, nie będą mogli skraść” – co te słowa z nowej płyty oznaczają w kontekście Twojego życia?
To jest kwestia, którą zauważyłem przez ostatnie lata – pewne rzeczy mi przeszkadzały. Z jednej strony znałem swoją wartość, a z drugiej obserwowałem, jak wiele osób podąża za trendami. Podoba mi się w modzie, że kreuje gusta, ale w muzyce wygląda to inaczej – żeby trafić w swój moment, trzeba zrobić coś nowego, wyjść poza schemat albo dostosować się do radiowych czy telewizyjnych kanonów.
Wszystkie słowa w moich tekstach zawsze odnoszą się do mnie. Na nowej płycie są one bardziej intymne. A wracając do pytania – zdarzało się, że spotykałem osoby, które miały wobec mnie odmienne intencje i potem wykorzystywały coś przeciwko mnie w nieładny sposób. Stąd te słowa – istnieje część mnie, której nie pokażę światu, bo nie wszystko jest dla wszystkich.
Czy lubisz tego Błażeja Króla, którym obecnie jesteś?
Chyba najbardziej. To jest mój ulubiony Błażej, choć wiem, że to jeszcze nie jest ostateczna wersja mnie samego. Już się ze sobą nie kłócimy, nie obrażamy – raczej się obserwujemy. Staram się rozumieć swoje decyzje i reakcje. Pewnie jestem dziś spokojniejszy, może trochę zwolniłem, ale to nie znaczy, że chcę się zatrzymać – szczególnie w procesie twórczym, bo ten nadal jest dla mnie kluczowy. Ważne też, że mam obok siebie osobę, która pozwala mi spojrzeć na siebie z dystansu.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski



![Najlepsze rapowe płyty 2024 roku [RANKING]](https://polskaplyta-polskamuzyka.pl/wp-content/uploads/2025/01/Najlepsze-rapowe-plyty-2024-roku-RANKING-300x300.png)


