„Poezja i muzyka mają ze sobą bardzo dużo wspólnego” – Man and The Machine [WYWIAD]

Man And The Machine to projekt balansujący na granicy muzyki i literatury – jego nowy album można więc potraktować jako dźwiękowy tomik poezji.

Od strony muzycznej artysta sięga po wiele cyfrowych narzędzi, a inspiracją do powstania płyty stały się różnorodne gatunki – od jazzu i muzyki elektronicznej, po nową falę, a nawet hip-hop. Więcej o tych wszystkich ciekawych aspektach można dowiedzieć się z naszego wywiadu z twórcą.

fot. materiały prasowe

„Szczeliny” to już Twój kolejny album. Czy bazując na wcześniejszych doświadczeniach -zarówno w procesie programowania brzmienia, aspektów technicznych, jak i samej idei – tworzenie nowej płyty przychodzi łatwiej, czy może stawia inne wyzwania?

W przypadku obydwu płyt największym dla mnie problemem było zachowanie spójności albumów przy jednoczesnym pilnowaniu, by nie przerodziła się ona w monotonię. „Szczelinom” poświęciłem zdecydowanie więcej czasu i niemal do ostatniej chwili wprowadzałem jakieś poprawki, gdyż przy kolejnych odsłuchach wciąż odnajdywałem rzeczy, z których nie byłem zadowolony. W pewnym momencie musiałem powiedzieć: dość, bo zauważyłem, że przeradza się to w proces niemający końca.

Problemem jest też dla mnie mastering, gdyż jestem w tym kompletnym amatorem i wszystko robię na czuja. Uczę się jednak dość szybko i mam nadzieję, że kolejna płyta będzie brzmiała nieco lepiej.

Co było najtrudniejsze w realizacji tak rozbudowanego albumu jak „Szczeliny”?

Najtrudniejsze było odnalezienie zdrowego balansu pomiędzy warstwą literacką a muzyczną. Uwielbiam, gdy tekst i muzyka wchodzą w tak organiczną relację, że nie tylko współistnieją ze sobą, ale wręcz zaczynają ze sobą rozmawiać. Mistrzem w Polsce na tym polu był Grechuta, ale też wielki wpływ mieli na mnie Janerka czy też Kodym z Apteki. Chciałem, by na „Szczelinach” muzyka i tekst zaczęły ze sobą dialog nie tylko w obrębie konkretnego utworu, ale również by same utwory zaczęły ze sobą rozmawiać. Jeśli słuchacz odnajduje na tym albumie jakiś pokrętny ciąg przyczynowo – skutkowy, to znaczy, że mój zamiar się udał.

Jak oceniasz wartość artystyczną „Szczelin”, biorąc pod uwagę, że album powstał w sposób odbiegający od tradycyjnego, instrumentalnego podejścia? Czy ten alternatywny proces twórczy wpłynął na to, jak postrzegasz własną muzykę?

Chyba jestem ostatnią osobą, która w sposób obiektywny potrafiłaby ocenić wartość artystyczną tej płyty. Sam dość sceptycznie podchodzę do AI, gdyż niemal codziennie trafiam na jakiś muzyczny szajs wyprodukowany przez prostackie algorytmy. Mogę tylko powiedzieć, że miałem już do czynienia z muzyką przed pojawieniem się sztucznej inteligencji. Umiem czytać zapis nutowy, gram jako tako na klawiszach i gitarze, a zalążki większości kompozycji tutaj umieszczonych były tworzone jak bozia przykazała – właśnie na żywych instrumentach.

Ciekawe jest to, że AI często tworzy pewne przekształcenia, które idealnie współgrają z filozofią „Szczelin”: rzeczywistość, której doświadczasz, wcale nie jest taka, jaką się wydaje. Ten śliczny głos to tylko iluzja, instrumentarium istnieje o tyle, o ile istnieją nasze sny, gdzie zatem jest prawda?

Skąd wziął się pomysł na koncepcję „Szczelin” i w jaki sposób metafora „pęknięć w rzeczywistości” odzwierciedla cały album?

Pewnie nigdy by ta płyta nie powstała, gdybym w latach 90. nie kupił książki „Dance Macabre” Stephena Kinga, w której mistrz horroru umieścił kilka świetnych esejów na temat kina oraz literatury grozy. W rozdziale poświęconym właśnie książkom zacytował fragmenty prozy poetyckiej Harlana Ellisona, między innymi „W jak WINDOWI LUDZIE” oraz „H jak HAMADRIADA”. Gdy przeczytałem te teksty, autentycznie poczułem dreszcz niepokoju. Do dziś jest to ten rodzaj grozy, który najbardziej do mnie przemawia.

W każdym razie te fragmenciki były właśnie inspiracją do napisania pierwszych tekstów, które pojawiły się na płycie, m.in.: „S jak Szczeliny”, „L jak Lustro”. Te miniaturki leżały sobie spokojnie na twardym dysku, a ja co jakiś czas dopisywałem tam kolejny fragment. Gdy na początku zeszłego roku robiłem porządek w folderach, natknąłem się na ten plik, przejrzałem i uznałem, że jak się to wszystko trochę przeredaguje, będę miał w sumie gotowy materiał na concept album, którego tematyka będzie właśnie krążyć wokół owych „pęknięć w rzeczywistości”. Wpierw rzępoliłem trochę do tych tekstów na gitarze, a potem zupełnie przypadkowo natknąłem się na nowe narzędzia do robienia muzyki, co na kilka dobrych miesięcy zafundowało mi sporo nieprzespanych nocy, gdyż tylko wtedy mam czas, by zajmować się muzyką.

 

fot. okładka płyty

Powiedziałeś o sobie: „Jestem bezczelnym fetyszystą trafnych połączeń tekstu i muzyki, choć podczas procesu twórczego jest u mnie na początku zawsze słowo”. Czy to znaczy, że tekst rodzi w Twojej głowie melodię? A może od razu konkretne brzmienie, które później chcesz uchwycić w utworze?

Tekst to dla mnie świętość. 😊 Z tego też powodu nie nazwę się nigdy muzykiem, bo nie umiem stworzyć muzyki dla samego jej piękna. Muszę mieć jakiś punkt zaczepienia i jest nim właśnie tekst. Czasami to są kompletnie dziwaczne przebłyski. Kiedyś przygotowywałem się do przeprowadzenia zajęć na temat „Dziadów” Mickiewicza i gdy czytałem fragment, w którym Konrad w więzieniu śpiewa swą obrazoburczą pieśń, pojawił się u mnie w głowie obraz Mickiewicza śpiewającego na Festiwalu Jarocin razem z Siekierą. Wcale nie wydawało mi się to śmieszne, lecz jak najbardziej trafne. Dlatego właśnie „Pieśń Konrada”, dodana jako bonus na poprzedniej płycie, brzmi jak zapomniany track z „Nowej Aleksandrii”.

Singiel „Kraina traw” został napisany 10 lat temu, a następnie włączony w kontekst nowego albumu – jak przebiegała integracja starszego utworu z nową koncepcją płyty?

Niektóre rzeczy były napisane jeszcze wcześniej. 😊 Co do „Krainy traw”: miałem wpierw tylko 5 wersów, które ubrałem w dwa akordy, by wyszła z tego taka ponura mantra. Brzmiało to trochę jak „Something in the way” Nirvany. Tekst został przeredagowany, by nabrał regularności. Dołożyłem też drugą strofę, mającą pełnić rolę refrenu. Była mi potrzebna taka piosenka, gdyż chciałem, by na płycie wyraźnie wybrzmiało, iż pierwsze „szczeliny” pojawiają się u nas w okresie dzieciństwa. Dlatego też pierwsza wersja „Krainy traw” sąsiaduje z „Labiryntem fauna” – tematyka obydwu tekstów została zainspirowana filmami o dzieciakach, które muszą sprostać cholernie trudnej rzeczywistości. Natomiast wersja kończąca album miała być takim chocholim tańcem. Nie wiem, czy się udało, lecz uwielbiam, gdy zupełnie nieśmieszne teksty zostają pożenione z tanecznymi rytmami lub ślicznymi melodiami. Pewnie dlatego uwielbiam kołysankę Krzysztofa Komedy z „Dziecka Rosemary”, bo chociaż nie ma tutaj tekstu, udało mu się w tej melodii połączyć piękno i grozę.

 

Tekst do utworu „Też tak masz?” został pomyślany jako poetycki odpowiednik plam Rorschacha. Mógłbyś rozminąć myśl na temat tej inspiracji?

Przyjąłem za pewnik, że w każdym człowieku są takie obszary, których woli nie tykać, chociaż doskonale wie, że one w nim są. U każdego z nas wyglądają one trochę inaczej. Moim celem podczas pisania tego tekstu było rozbudzenie właśnie tych obszarów u słuchacza. By ta piosenka w stylu retro rezonowała i rozbudziła myśli, które na co dzień staramy się ukrywać przed całym światem.

Tym razem sięgnąłeś też po dwa wiersze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Co sprawiło, że wykorzystałeś właśnie jej poezję? Czy te teksty od początku miały swoje miejsce w koncepcji albumu?

Nie. Jasnorzewska pojawiła się przypadkowo. Jedną z moich uczennic zaciekawiła postać Ofelii z „Hamleta”, gdyż obejrzała netflixowy serial o tej postaci. Poleciłem jej wtedy do przeczytania „Hamleta” w tłumaczeniu Barańczaka oraz właśnie „Ofelię” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Wtedy uznałem, że to świetny materiał na miniaturkę muzyczną, utrzymaną w takim katatonicznym klimacie. Później dostrzegłem, że ta kompozycja i ten tekst świetnie pasują do płyty. Przypadkowo też natrafiłem na „Umarłą lalkę”, która wydawała mi się wierszem mądrze podsumowującym motyw dzieciństwa na płycie. Swoją drogą cieszę się, że jakiś impuls nakazał mi wrzucić „Ofelię” na YT jeszcze w zeszłym roku, gdyż wyprzedziłem w ten sposób Sanah z jej wersją tego wiersza. 😀

Album łączy szerokie spektrum muzyczne – od jazzu po hip-hop. Jakie było największe wyzwanie podczas łączenia stylistyk, przy jednoczesnym utrzymaniu spójnej całości?

Tak. To był spory problem. Powiem tylko, że pierwsza wersja płyty brzmiała zupełnie inaczej, miejscami nawet teksty były inne. Średnio mi się to podobało. Uznałem, że kluczem musi być tutaj ascetyzm. Nieważne, czy sięgam po jazz, hip-hop czy pop, aranżacje muszą być oszczędne, bo i słowa są oszczędne. Dzięki temu, paradoksalnie, te kompozycje brzmią bogato, bo w muzyce – jak w poezji – bardzo często mniej znaczy więcej.

Co chciałbyś, że zostało w świadomości słuchacza po przesłuchaniu albumu „Szczeliny”? Czy jako twórca czujesz potrzebę kierowania interpretacją, czy wręcz przeciwnie – puszczasz ten materiał wolno?

Jeśli cokolwiek zostanie w świadomości słuchacza, już będę się cieszył. Wiem, że to nie jest materiał dla każdego, i sporo osób się od niego odbije, ale już taki mój przywilej, że skoro robię to wszystko tylko w ramach hobby, mogę sobie czynić, co tylko mi się podoba. A co do drugiego pytania: zawsze uważałem, że gdy twórca narzuca odbiorcy interpretację, jest albo megalomanem, albo grafomanem. W momencie, gdy zdecydowałem się na opublikowanie tego materiału, automatycznie pogodziłem się, że zostanie on przefiltrowany przez wrażliwości często zupełnie odmienne od mojej. I to jest piękne. Pytanie: Co autor miał na myśli? jawi mi się jako wyjątkowo durne. Zamiast niego lepiej spytać: Ile ja mogę wyciągnąć z danego tekstu kultury dla siebie?

Muzyką i słowem zajmujesz się hobbystycznie od przeszło 20 lat. Jak na przestrzeni tego czasu zmieniło się Twoje postrzeganie relacji między słowem a dźwiękiem? Czy dziś inaczej podchodzisz do tej materii niż na początku swojej drogi?

Z tym hobbystycznym podejściem to nie do końca prawda. Jeśli chodzi o muzykę, fakt, jestem kompletnym amatorem. Natomiast jeśli chodzi słowa… Nie ukrywam, że wykształcenie polonistyczne sporo mi tutaj pomogło. Dodatkowo na 5. roku studiów miałem okazję chodzić na zajęcia do prof. Krzysztofa Gajdy – specjalisty od Jacka Kaczmarskiego oraz autora wywiadu-rzeki z Grabażem z Pidżamy Porno. Na jego zajęciach rozkminialiśmy między innymi teksty autora „Obławy” lub Jacka Kleyffa. Wtedy zrozumiałem, że tekst piosenki wcale nie musi być czymś błahym, lecz stanowić integralną część historii literatury. Zatem: czy moje postrzeganie relacji między słowem a dźwiękiem się zmieniło? Chyba tak. Poezja i muzyka mają ze sobą bardzo dużo wspólnego. Są to dziedziny sztuki, które można nazwać matematyką duszy, bo chociaż w teorii opierają się na wręcz matematycznych fundamentach, potrafią wywołać w nas uczucia, których nie da się opisać żadnym wzorem. Dlatego uwielbiam jedno i drugie.

 

Man and The Machine – „Szczeliny” [RECENZJA]

Leave a Reply