
Legenda polskiej sceny alternatywnej z Mysłowic powraca po latach. Zespół Negatyw, znany z takich utworów jak „Amsterdam”, „Dziewczyny nie palcie marihuany” czy „Lubię was”, zaprezentował nowy singiel „Przeładowanie”.
Nie tylko o tym utworze mieliśmy okazję porozmawiać z wokalistą – Mietallem Walusiem.
fot. materiały prasowe
8 lat minęło i nagle powracasz z zespołem Negatyw. Ta przerwa była Wam potrzebna?
Myślę, że ta przerwa była nawet dłuższa, bo ostatnia płyta m.in. z piosenkami Negatywu to „Dwie dekady” z 2017 roku. Wtedy na nowo nagrałem wybrane utwory z mojej dwudziestoletniej kariery muzycznej. Przerwa nie była planowana – nigdy nie zawieszałem grupy. To jest po prostu życie. Po dwóch pierwszych albumach zachłysnęliśmy się dobrym odbiorem – żyliśmy rockandrollowo i trochę przewaliliśmy ten sukces. Mogliśmy stać się większym zespołem, ale pojawił się alkohol, mieliśmy duże ego, brakowało nam pokory i profesjonalnego managementu, który by nas poprowadził. Poza tym przyciągaliśmy dziwnych ludzi i dużo jeździliśmy, co nie zawsze nam odpowiadało…
Trzeba też dodać, że Negatyw nigdy nie był moim jedynym zespołem – już w wieku 14 lat grałem w różnych składach. I w sumie tak zostało do dziś. Dlatego dla nas to nie było „być albo nie być” – nagrywaliśmy wtedy, kiedy faktycznie mieliśmy coś do powiedzenia. A później każdy z nas zaczął układać własne życie i Negatyw zszedł trochę na dalszy plan. Do tego doszły ciężkie przeżycia.
Odbiciem Twoich niełatwych doświadczeń jest nowy singiel „Przeładowanie”, który kontynuuje Twoją działalność artystyczną z Negatywem.
To są zdecydowanie moje przeżycia – ten tekst jest o mnie. Widzę, w jakim kierunku podąża świat, a te słowa to także komentarz polityczny, pokazujący, co media potrafią zrobić z człowiekiem. Przecież dziwnie żyje się w kraju, gdzie ulicami płynie tyle jadu, gdzie łatwo komuś złamać kręgosłup moralny albo zrobić z nikogo ikonę. W pierwszej zwrotce opisuję więc własne doświadczenia, a w drugiej – to, co obserwuję wokół. To tylko mała forma piosenki, kilka zdań, więc nie znajdziecie tam wykładu na temat uczuć, ale jest w tym szczerość.
Śpiewasz jednak bardzo mocne słowa: „Dostałem kilka ciosów w twarz, kolejne trzy w serce”.
Znów muszę powiedzieć – to jest moje życie. Doświadczenia bywały bolesne. W końcu mam już trochę lat na karku, a świat wokół wygląda tak, jak wygląda. Różne rzeczy mnie dotknęły – i w życiu prywatnym, i w zawodowym. Wracając do moich poczynań: nigdy nie miałem ciśnienia na to, żeby być częścią show-biznesu. Nie mam charakteru do tego, żeby nawiązywać relacje na siłę. Mam korzenie punkowe i nigdy nie będę się podlizywał, żeby komuś przypodobać się na siłę.
To nie zmienia faktu, że jakieś małe sukcesy udało mi się osiągnąć – jeśli nie z Negatywem, to choćby z Lenny Valentino. Tyle, że nie umiem się tym chwalić. Przez to nie pokazuję wiele w social mediach. Nie rozumiem funkcjonowania tego współczesnego świata – wolę powiedzieć kilka treściwych spostrzeżeń w piosence niż karmić własną próżność na Instagramie.
A zgodzisz się ze spostrzeżeniem, że im jesteś starszy, tym mocniej wypowiadasz niektóre słowa? Przynajmniej takie można odnieść wrażenie, słuchając singla „Przeładowanie”, ale też Twojej poprzedniej płyty nagranej jako Mietall And Children Of The Future.
Chyba zawsze miałem taki charakter, że jeśli chciałem o czymś zaśpiewać, to po prostu to robiłem. I płaciłem za to swoją cenę. Pamiętam, jak zadzwoniłem do dziennikarki „Machiny” i powiedziałem jej wprost, że recenzja płyty „Manchester” jest żałosna – i że lepiej by było, gdyby najpierw porozmawiała ze mną, zamiast pisać bzdury. Podobnie zachowałem się wobec Roberta Leszczyńskiego, mówiąc mu prosto w twarz, co myślę o jego „opinii” w telewizji VIVA. Nie rozumiałem i do dziś nie rozumiem sytuacji, w której pod płaszczykiem recenzji można zwyczajnie hejtować. A tak wtedy było.
Kto oglądał „Igrzyska śmierci”, ten wie, o czym mówię – wkrótce dojdziemy do momentu, że ludzie będą zabijać się na wizji. Tak bardzo ten świat zidiociał. Dziś większość interesuje się tylko chłamem, tanią sensacją, a przecież to my sami do tego doprowadziliśmy. Bo po co lajkujemy te wszystkie bzdury, które wyskakują nam w telefonach?
Czy jako artysta czujesz się dziś odpowiednio słyszany? Czy trudno jest Ci się przebić przez ten medialny ściek, o którym wspominasz?
Jest bardzo trudno zostać usłyszanym. Tylko pytanie: czy ja w ogóle mam jeszcze siłę i determinację, żeby się przez to przebijać? Nie wiem, robię swoje. Przeraża mnie natomiast, że dużo głośniejsze od szczerych emocji i autentycznych treści jest zwykłe prostactwo. Przecież o czym opowiada cały ten pato rap? To jest przerażające, wręcz dramatyczne. Zastanawiam się, dokąd to doprowadzi. Jakie będą konsekwencje dla dzisiejszej młodzieży, która nasiąka takim przekazem? Co będzie za dwadzieścia lat, gdy dorosną i będą powielać ten sposób myślenia i życia?
Co w takim razie dla Ciebie jako artysty jest najtrudniejsze, żeby funkcjonować we współczesnym świecie?
Zacznijmy od tego, że ja w ogóle nie czuję się artystą ani człowiekiem, który koniecznie musi do kogoś wychodzić. Dla mnie po wydaniu nowej piosenki z Negatywem najfajniejsze jest to, że mogę spotkać się z ludźmi, dziennikarzami i opowiedzieć im, co działo się u mnie przez te wszystkie lata. Doceniam, że ktoś mnie jeszcze pamięta, że potrafi odnieść się do tego, co zrobiłem wcześniej. I to wystarczy — bez żadnego ciśnienia, bez potrzeby udowadniania czegokolwiek.
Czy chcesz powiedzieć, że nigdy nie miałeś parcia na to, żeby wyjść z tym, co robisz, do szerszej publiczności? W końcu podpisałeś kontrakt z dużą wytwórnią, nagrywałeś z Kasią Wilk, tworzyłeś też lżejsze piosenki.
Po prostu tak się potoczyło – los podsunął mi różne możliwości i skoro już były, to dlaczego miałbym z nich nie skorzystać? Nigdy jednak nie miałem nad sobą bata, że coś muszę zrobić ani managementu z prawdziwego zdarzenia, który poprowadziłby mnie w stronę większego sukcesu. Ostatnia płyta nagrana z Negatywem, czyli „Albinos”, miała radiowy potencjał, ale nikt tego nie wykorzystał. Czy czuję przez to gorycz? Niekoniecznie. Nie jestem w złym miejscu – wręcz przeciwnie, mam świadomość, że to, co robiłem i robię, zawsze było zgodne ze mną. Może nie nagrałbym już piosenki z Kasią Wilk, ale to już inna historia.
Czy jakaś płyta lub projekt, w którym brałeś udział, otworzył Ci drzwi do czegoś jeszcze większego? Jak to oceniasz z perspektywy tych wszystkich lat, kiedy nagrałeś mnóstwo muzyki?
Najważniejsze dla mnie jest to, że zawsze byłem i wciąż jestem niezależny. Może właśnie dlatego praca z wieloma artystami i muzykami doprowadziła mnie do miejsca, w którym dziś się znajduję. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdybym był bardziej komercyjnym wykonawcą – pewnie pojawiałyby się jakieś drzwi do otwarcia, ale ja zawsze musiałem się zastanowić, czy w ogóle chcę w nie wejść. Bo w tym świecie ciągle jesteśmy oceniani. Kiedyś, gdy Negatyw wypuszczał nową piosenkę, leciała ona we wszystkich rozgłośniach. Dzisiaj wszystko działa inaczej – może cię zagrają, a może nie, bo w kolejce już czekają następni. Liczą się układy, budżety reklamowe, łatwość odbioru. I wtedy pojawia się pytanie: gdzie w tym wszystkim jest przestrzeń dla artysty, który idzie własną, alternatywną drogą?

fot. okładka singla
W 2024 roku wydałeś wspomniany wcześniej album jako Mietall And Children Of The Future. Tamte teksty również dotykały poważnych tematów, co łączy je z nowym utworem „Przeładowanie” Negatywu. Dlaczego tamten projekt nie powstał z Negatywem, skoro można w nim odnaleźć wiele wspólnych cech?
Masz rację, te piosenki faktycznie brzmią, jakby wyszły od Negatywu. Jednak miałem okazję nagrać je z dzieciakami i tak to zrobiłem. Cieszę się, że album został dobrze przyjęty, choć był to projekt bardzo niszowy. Nie planowałem nagrywania w taki czy inny sposób – po prostu korzystam z nadarzających się możliwości i staram się doprowadzić swoją pracę do końca – tak, aby powstało coś wartościowego z tekstami o czymś ważnym. I w tym przypadku tak właśnie było.
Tekst do „Przeładowania” jest również bardzo ważny. Śpiewasz w nim: „jak ja bardzo proszę Was, zostawcie mnie tak”. Jak można rozumieć te słowa w kontekście całego przekazu, który łączy się z apelem, że w przypadku myśli samobójczych warto szukać pomocy?
Nowe technologie, social media i cały nadmiar informacji sprawiają, że często czujemy się przytłoczeni. W takich chwilach myślimy: „zostawcie mnie, chcę być sam, mam tego za dużo…”. Dzisiejszy świat przygniata nas nadmiarem bodźców – to, co miało ułatwiać codzienne życie, często staje się ciężarem. Nie możemy w pełni cieszyć się zwykłą rozmową czy wspólnym czasem, bo zaraz musimy coś innego zrobić albo dociera do nas nieprzyjemna wiadomość, która wytrąca nas z równowagi. To jest tragizm współczesności. A ja muszę pisać o rzeczach ważnych, bo taka jest rola muzyki alternatywnej.
Czy sam wiele rzeczy musiałeś w sobie przepracować, żeby zaśpiewać taki utwór?
Nie. To zapis emocji, które gdzieś tam tkwią i w odpowiednim momencie musiały znaleźć ujście. „Przeładowanie” to stary tekst, który wcześniej wykonywałem w innej formie i towarzyszył mi przez lata. To zapis chwili – tak jak wszystkie piosenki, które nagrałem na innych płytach.
Muzycznie jest lżej. Czy tak miało być, żeby odciążyć ten tekst nieco lżejszą formą muzyczną?
Zdecydowanie tak. To było zamierzone – chciałem zachować równowagę między tekstem a muzyką. Po raz pierwszy w historii zespołu Negatyw wykorzystaliśmy mandolinę, co nadało utworowi jeszcze lżejszego charakteru. Dzięki temu nawet można przy nim zatańczyć. Nawet Leszek Kamiński – świetny realizator – zastanawiał się, jak ugryźć ten utwór. Z jednej strony lekkie brzmienie, a z drugiej – mocny tekst, który każe myśleć: „a może to jest o mnie?”.
Jak w ogóle dogadujesz się dzisiaj z chłopakami z Negatywu?
My wcale nie musimy się specjalnie dogadywać, bo po prostu się lubimy i szanujemy. Każdy z nas ma swoje prywatne życie, swoje problemy i zajęcia, więc nie spotykamy się zbyt często. Nie jesteśmy zespołem typu Oasis, który powraca po latach i napędza to wielka machina. My po prostu spotkaliśmy się znowu, żeby nagrać kilka piosenek, z których może ułoży się cała płyta. Nie ma w tym żadnej większej filozofii. Zobaczymy też, w jakim kierunku sam pójdę, bo wiele teraz zależy ode mnie.
A dlaczego nagrałeś solowo utwór „Chłopaku pocałuj mnie”? Czy to była świadoma chęć powiedzenia czegoś dla Ciebie ważnego?
Każda piosenka, którą napisałem, jest dla mnie ważna. Ta również. Nie żałuję, że ją nagrałem, bo pokazuje rzeczywistość, w której się znajduję. Po trzech latach pewnie podszedłbym do niej nieco inaczej. Utwór nie zrobił wielkiego echa w Polsce, ale w Nowym Jorku napisali w gazecie, że „polski artysta nagrał taki numer”. Ta piosenka ani mi nie pomogła, ani nie zaszkodziła. Zaśpiewałem to, co chciałem, i mam do tego pełen dystans.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski



![Najlepsze rapowe płyty 2024 roku [RANKING]](https://polskaplyta-polskamuzyka.pl/wp-content/uploads/2025/01/Najlepsze-rapowe-plyty-2024-roku-RANKING-300x300.png)


