
„Lądolód” to tytuł solowej płyty saksofonisty Tomasza Markanicza, która ukazała się 22 marca. Album jest swoistym hołdem złożonym dla natury, szczególnie tej związanej z Pojezierzem Drawskim.
Poniżej można znaleźć naszą rozmowę z artystą na temat tego przedsięwzięcia.
fot. materiały prasowe
Gdzie należy szukać genezy albumu „Lądolód”? Czy faktycznie wszystkie inspiracje od początku wiązały się z naturą Pojezierza Drawskiego?
Początkowo chciałem się inspirować pieśniami związanymi z Pomorzem Zachodnim, jednak utknąłem na etapie dogłębnych badań i finalnie zawiesiłem pomysł. Stwierdziłem, że na podstawie moich przemyśleń dotyczących Pojezierza Drawskiego sam coś stworzę na ten temat i oddam to, co widzę i czuję poprzez muzykę.
Czy w tym przypadku obraz rodził dźwięk, a więc każda kompozycja była zapisem jakiejś konkretnej chwili, którą spędził Pan w tym regionie Polski?
Nie. Te wszystkie kompozycje tak naprawdę są jedną wielką całością. W niektórych zmienia się tylko intensywność muzyki. Zależało mi na spójności całego albumu. W pewnym sensie cała płyta mogła być jedną długą kompozycją. Ostatecznie podzieliłem utwory w sposób naturalny i powstało coś w rodzaju połączonych ze sobą miniatur muzycznych.
Kiedy myśli Pan o regionie Pojezierza Drawskiego, to jakie określenia przychodzą Panu do głowy?
Dla mnie to przede wszystkim przestrzeń, spokój, wszechogarniająca cisza, samotność, introwersja. Związana z tym wszystkim kontemplacja w otoczeniu bajecznie malowniczego krajobrazu.
Dlaczego zdecydował się Pan nagrać ten materiał bardzo oszczędnie, rezygnując z bogatszych aranżacji? Czy tworzenie w taki, dosyć ascetyczny sposób, było dla Pana jakimś wyzwaniem?
Takie podejście do nagrania faktycznie było wyzwaniem, świadomie zrezygnowałem z dodatkowych instrumentów, zależało mi na skoncentrowaniu uwagi tylko na jednym z nich – saksofonie. To skupienie na jednym instrumencie pozwoliło mi wyrazić emocje w bardzo konkretny, oszczędny sposób. Czyli dokładnie w taki, jaki sobie zaplanowałem.
Co według Pana jest największą wartością tych utworów? Czy jest coś, za co szczególnie ceni Pan kompozycje, które złożyły się na formę tego albumu?
Album w 90% był wyimprowizowany, wcześniej miałem tylko ustaloną generalną koncepcję na płytę, a dokładniej na konkretne brzmienie i nastrój. Tylko jedna kompozycja była wcześniej stworzona – utwór tytułowy „Lądolód”. Chyba nie potrafię sam z siebie zaproponować jednej narracji, która stanowiłaby o nadrzędnej wartości utworów na płycie. Kiedy myślę, za co cenię te kompozycje, nienachalnie przychodzą mi do głowy dwa określenia – uniwersalizm i wrażliwość. I chyba połączenie tych dwóch cech jest tutaj kluczem. Choć zapewne każdy słuchacz oceni ten materiał po swojemu.

fot. okładka płyty
Co byłoby dla Pana sukcesem związanym z albumem „Lądolód”?
Wyobrażam sobie taką sytuację, kiedy konkretna osoba, po przesłuchaniu „Lądolodu” postanawia, tak czysto po ludzku, najnormalniej na świecie odwiedzić Pojezierze Drawskie. Przyjeżdża tutaj i na własnej skórze sprawdza, czy to, co zaproponowałem jako opis muzyczny, jest tożsame z jego odczuciami. Być może idę w tym wyobrażeniu za daleko, ale tak, uważam, że to byłby dla mnie sukces związany z wydaniem „Lądolodu”.
Jakie są Pana dalsze plany związane z solową działalnością? Czy ma Pan już jakieś pomysły, które mogłyby być rozwinięciem tego albumu?
Na pewno kluczowe będzie przełożenie muzyki z płyty na koncerty, gdzie najważniejsza jest dla mnie bezpośrednia interakcja z publiką, czasem bardzo wymagającą. W planach mam kilka występów plenerowych na Pojezierzu Drawskim. Pojawił się pomysł na zagranie serii koncertów w Nowym Drawsku we współpracy z lokalnymi właścicielami gospodarstw agroturystycznych. Koncerty miałyby odbywać się na świeżym powietrzu na pomoście Jeziora Żerdno.
Jak w ogóle ten materiał chciałby Pan prezentować podczas występów na żywo?
Promowanie tak niszowego projektu jest faktycznie bardzo trudnym zadaniem, ale mimo to planuję koncerty z tym materiałem. Być może znajdę na nie specjalny pomysł – mogłyby to być wydarzenia mniejsze, być może koncerty prywatne, dla ilościowo mniejszej publiki. Wspomniane wcześniej występy plenerowe też są w kontekście prezentacji takiej muzyki bardzo dobrym rozwiązaniem.
Czy wciąż współpracuje Pan z pianistą Grzegorzem Tarwidem w ramach kolektywu Diomede? Czy ten projekt przynosi Panu taką samą satysfakcję, jak praca nad solowym repertuarem?
Tak, cały czas razem współpracujemy, myślimy o kolejnej realizacji muzycznej, a mianowicie połączeniu muzyki organowej z saksofonami. Projekt solowy jest zdecydowanie bardzie emocjonalnym przedsięwzięciem, tu jestem zdany tylko na siebie, wymaga to większej koncentracji i wrażliwości na każdy dźwięk. Z Grzegorzem jest w tym kontekście łatwiej, bo realizujemy jakąś wspólną wizję, która jest wypadkową naszych inspiracji.



![Najlepsze rapowe płyty 2024 roku [RANKING]](https://polskaplyta-polskamuzyka.pl/wp-content/uploads/2025/01/Najlepsze-rapowe-plyty-2024-roku-RANKING-300x300.png)


