Brahmaputra – „Sepia” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Sepia” to tytuł debiutanckiego albumu projektu Brahmaputra. Brzmienie płyty oddaje nostalgię za minionymi czasami, ze szczególnym ukłonem w stronę lat 70. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.

fot. okładka albumu (Natalia Harańczyk)

Recenzja płyty „Sepia” – Brahmaputra (2025)

W dzisiejszych, mocno sformatowanych czasach, gdzie liczą się jedynie wyświetlenia, zasięgi i lajki, istnieją projekty, które funkcjonują poza tym całym medialnym szumem, tworząc to, co faktycznie jest wyrazem ich twórczej wolności. Do takich należy Brahmaputra – grupa muzyków działających intuicyjnie, bez określania się jako klasyczny zespół. Wiele w ich przypadku dzieje się spontanicznie, czego efektem było nagranie albumu „Sepia”, stanowiącego zestaw utworów silnie zespolonych z artystyczną wizją, wymykającą się dzisiejszym standardom prezentowania muzyki.

Wszystko zakorzenione jest w estetyce lat 70., ale podane ze świeżą ideą kreatywnego podejścia do muzyki gitarowej, z elementami folku i autentycznie wyzwolonym ładunkiem emocjonalnym. Zamysł pochodzi od Łukasza Janusa, który potrafi pisać niebanalne piosenki o zmiennych barwach, gdzie brzmienie rockowe odgrywa znaczącą rolę. Większość kompozycji oparta jest na ciekawych rozwiązaniach harmonicznych, dzięki czemu nie mamy do czynienia z topornie zbudowanymi numerami o przewidywalnej konstrukcji. W każdym z nich zastosowano inny pomysł, co sprawia, że całość nie nuży – mimo że album trwa blisko 50 minut.

Zwraca uwagę ładnie wyważona dynamika, która miejscami przybiera na sile, pokazując, że grupa potrafi „dołożyć do pieca” („You Are To Blame”). Pojawiają się też skojarzenia z tuzami klasycznego rocka – jak Fleetwood Mac, a nawet z łagodniejszą odsłoną The Doors („The Great Revel”) – choć przecież w Brahmaputrze śpiewa wokalistka: Marta Janus. Jej przenikliwy, charakterystyczny głos stanowi siłę wszystkich utworów, dodając im wyrazistości i energii. Jej swoboda w poruszaniu się w takiej stylistyce bywa wręcz imponująca. Tym bardziej odnosi się wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w czasie. I jest to piękna podróż.

Nie sposób nie docenić umiejętnego budowania klimatu – a może nawet kreowania własnej rzeczywistości – gdzie artyzm i zawodowstwo wszystkich muzyków zdecydowanie dają o sobie znać („The Wayfarer”). Smaku dodaje różnorodne instrumentarium, które w odpowiednich momentach przyjmuje znamienną formę, pełniej definiując to muzyczne doświadczenie. To nie jest zbiór przypadkowych, nic nieznaczących piosenek o czysto rozrywkowym charakterze. Istnieje w tym pierwiastek duchowego namaszczenia, wynoszący album ponad przeciętność. Nawet chwilowy marazm nie przeszkadza – bo jego obecność ma swoje uzasadnienie. Wiele tu zależy od pojawiającej się często melancholii, która nadaje głębię i tworzy atmosferę niedopowiedzenia („Keyhole Fairy”).

„Sepia” intryguje od pierwszych dźwięków, nie pozostawiając słuchacza obojętnym. To ładnie rozpisane kompozycje, które mają w sobie coś czarownego, pozwalając przenieść się nam w inne czasy. Całość skierowana jest jednak do wymagającego odbiorcy – takiego, który nie odbiera muzyki powierzchownie czy bezrefleksyjnie. Tutaj pojawia się zaduma, ale bez popadania w patos czy przesadę. To muzyka, która płynie własnym rytmem, nie próbując nachalnie walczyć o uwagę odbiorcy. I właśnie w tym kryje się nadrzędna wartość Brahmaputry.

Łukasz Dębowski

*****

Brahmaputra prezentuje album „Sepia” [PREMIERA]

Leave a Reply