„Inspiracje zamieniają się u nas w konkretne działania” – Mango Tango [WYWIAD]

„Funk Like Your Grandma” to tytuł debiutanckiego mini albumu poznańskiej grupy Mango Tango, który ukazał się w czerwcu tego roku. Czym wyróżnia się ich muzyka na tle innych zespołów? Jakie są ich inspiracje? Jak odnajdują się na scenie podczas koncertów? Tego wszystkiego można dowiedzieć się z naszego wywiadu z zespołem.

fot. materiały prasowe

Jaki był początek związany z albumem „Funk Like Your Grandma”? Czy wiąże się on z genezą założenia zespołu Mango Tango, który powstał nie tak dawno, bo w 2023 roku?

Tak naprawdę wydanie płyty chodziło nam po głowie od momentu założenia zespołu. Jednak wiedząc, że jest to przedsięwzięcie wymagające sporej dozy samozaparcia, finansów i logistyki postanowiliśmy poczekać z tym tematem, aż będziemy mieć uzbierany solidny repertuar, przetestowany na licznych koncertach. Tak się złożyło, że osiągnęliśmy ten stan około listopada 2023 i od tamtego czasu planowaliśmy już dogodne terminy, żeby dokonać nagrań na płytę. Ostatecznie w studiu Wavy Soul Records spotkaliśmy się pod koniec marca 2024, a w realizacji pomógł nam Łukasz Migdalski, na co dzień współpracujący m.in. z zespołem Lombard.

 Co chcieliście zawrzeć w tytule płyty „Funk Like Your Grandma”, który wydaje się dosyć zabawny?

 Szczerze? Nic. Był to tytuł naszego pierwszego koncertu i stworzyliśmy go razem. Kinga wymyśliła „Funk like…” i nie mogła uporać się z końcówką, a wtedy Mikołaj przyszedł z pomocą ze swoim dziwnym poczuciem humoru i dodał tam tę babcię. Jednak można by pokusić się o pewne interpretacje post factum, bo czemu nie – otóż w naszej muzyce dużo jest nawiązań do nagrań z lat siedemdziesiątych i zależało nam na utrzymaniu tej oldschoolowości na całym albumie. W sumie gdyby nasze babcie żyły w tamtych czasach w jakimś zachodnim kraju, to najprawdopodobniej mogłyby się przy takiej muzyce bawić. A zabawa i dobre samopoczucie są kolejnymi elementami zawartymi w tym tytule. Chodzi nam przecież o to, żeby rozruszać ludzi naszą muzyką, nieco oderwać ich od trosk i przeskoczyć jakoś tę barierę wyuczonego wstydu przed kiwaniem się w rytm muzyki.

W większości postawiliście na instrumentalny repertuar, ale jest jedna piosenka z wokalem. Czym jest dla Was utwór „Maybe Baby” na tle pozostałych propozycji? I jak doszło do Waszej współpracy z wokalistką Karoliną Kram-Chojnacką?

Był to z początku utwór instrumentalny, który nazywał się „44444rrrrrrrrrr(…)r”, a tytuł ten został wymyślony przez kotkę Scarlett, która usiadła na laptopie Kingi, kiedy ta kończyła pisać nuty i akurat wyszła po kawę. Bardzo polubiliśmy ten utwór i na kilku pierwszych koncertach korzystaliśmy z dokładnie tego tytułu (fourrrrrrrr), ale po jakimś czasie Kindze wymyśliły się słowa „Maybe baby” pasujące akurat do tej części, która ostatecznie stała się refrenem piosenki. Reszta tekstu pojawiła się bardzo szybko, a wybór Karoliny stał się oczywisty, gdy tylko usłyszeliśmy wersję demo. Karolina jest specjalistką w popowych i soulowych brzmieniach, i nie wyobrażaliśmy sobie produkcji tego utworu z kimkolwiek innym.

 

Jako debiutanci zdecydowaliście się nagrać mini album, bo znalazło się na nim 7 propozycji. Dlaczego taka forma wydania pierwszego materiału? Czy nie mieliście pokus wydać pełnego albumu z większą ilością kawałków?

 Oczywiście, że tak. Takie pokusy nie są nam obce, a mamy nawet w zanadrzu kilka kompozycji, które dałoby się tam umieścić, jednakże mieliśmy też świadomość, że jako nowy zespół musimy zadziałać szybko, żeby móc jakoś zdefiniować nasze istnienie. W dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest organizować koncerty, jeśli nie jesteśmy w stanie przedstawić się dźwiękowo w Internecie, a same rolki z Instagrama nie są w stanie przekonać menadżerów klubów do tego, że warto nawiązać z zespołem współpracę. Musimy też dodać, że wybraliśmy te utwory również pod kątem ich „zgrania” ze sobą. Uznaliśmy, że lepiej wydać mniejszy materiał, który jest bardziej zwięzły, niż płytę pełnej długości. Dojdziemy do tego, obiecujemy!

 Co według Was jest największą wartością tego albumu? Za co przede wszystkim lubicie piosenki, które się na nim znalazły?

 To, że udało się nie popaść w melancholię i pesymizm, pozostając jednocześnie muzykami z Polski (śmiech). Największą wartością albumu jest dla nas to, że zaprezentowaliśmy na nim jasną wizję tego, co chcemy tworzyć oraz to, że mogliśmy go wyprodukować na własnych warunkach, ze wspaniałymi ludźmi. Chcieliśmy, żeby nasza muzyka prezentowała przyjazny świat, który pozwala słuchaczowi trochę odetchnąć od życia codziennego. Istnieje taka piosenka „On the Sunny Side of the Street” – nasze założenia były podobne. Zabieramy słuchacza do innego, lepszego świata.

Jeszcze jedną ciekawostką jest nagranie utworu „Yes Jeff, We Have”. Jak się stało, że powstała także Alternate Version, która zamyka ten album?

 W zespole mamy jedną prawdziwą gitarzystkę (Kingę) i jednego zafascynowanego gitarą klawiszowca (Mikołaja), który „nie zdążył” na czas nauczyć się grać na tym instrumencie, jednakże w solówkach często myśli jak gitarzysta. Mikołaj, pisał ten utwór jako hołd dla Jeffa Becka i wymyślił, że najlepiej do niego będzie pasować solo na gitarze, jednakże Kinga stwierdziła, że Mikołaj nie ma na albumie żadnej solówki, więc powinien ją zagrać w tym utworze. Spotkali się w połowie drogi – Mikołaj powiedział, że nagra solówkę, ale życzy sobie otrzymać od Kingi Alternate Version. Ta z kolei okazała się tak atrakcyjna, że nie mogła nie pojawić się na ukończonym albumie.

fot. okładka albumu EP

 W jaki sposób nazwalibyście to, co można usłyszeć na albumie „Funk Like Your Grandma„? Czy od strony muzycznej przyświecała Wam jakaś idea, która naznaczyła wszystkie piosenki w dosyć charakterystyczny sposób?

 Tak jak już wspominaliśmy wcześniej, naszym głównym motywem było stworzenie zwięzłych i chwytliwych piosenek z dużą dawką elementów tzw. vintage’owych. Nawet gdy utwór jest instrumentalny, staramy się traktować go jak piosenkę. Dzięki temu (mamy nadzieję) melodia jest ciekawa i rozpoznawalna. Z czasem zaczęło to żyć swoim własnym życiem i teraz często wręcz ciężko nam jest nie zapraszać do współpracy wokalistów. Ale myśl tę rozwiniemy zapewne bardziej na następnym albumie. 😉

 Przez kogo przede wszystkim powinien zostać zauważony Wasz pierwszy album? Do kogo adresujecie swoją muzykę?

 Chcielibyśmy, żeby ludzie, którzy na co dzień fascynują się artystami takimi jak Vulfpeck, Cory Wong czy Billy Preston, mieli okazję posłuchać nas i dać nam szansę zagoszczenia na swojej playliście. Oczywiście nie kierujemy naszej muzyki wyłącznie do fanów w/w artystów, bo najmilej byłoby nam, gdyby nasza muzyka osiągnęła jak największą liczbę słuchaczy, ale mamy świadomość, że na naszym aktualnym etapie rozwoju, gdzie nie stoi za nami żadna duża wytwórnia, musimy działać w temacie promocji sami. No i liczymy także na naszych fanów – pamiętajcie, że można nas udostępniać w social mediach i wysyłać znajomym, jeśli podoba się Wam to, co robimy.

 Czy ten album zdradza kierunek, w którym chcielibyście podążać w przyszłości? Czy macie już jakieś pomysły na dalsze działania artystyczne?

 Chcielibyśmy rozwijać się w temacie współpracy z różnymi wokalistami i wokalistkami, a także kusi nas, żeby spróbować trochę innego podejścia do produkcji. Może ukradniemy trochę pomysłów z muzyki nieco bardziej nowoczesnej? Zobaczymy. Na pewno w tym momencie album definiuje nasz dotychczasowy kierunek, jednak pozostajemy otwarci na nowe doświadczenia i chętnie sami sprawdzimy, dokąd nas one zaprowadzą. Czerpiemy inspiracje nie tylko ze świata muzycznego, ale także z kinematografii, natury i doświadczeń życiowych.

W materiałach prasowych można przeczytać, że „na płycie znajdziemy energetyczne utwory przypominające szalone utwory Vulfpecku, balladę w stylu Jeffa Becka, vintage’owe kawałki niczym od George’a Duke’a i Billy’ego Prestona”. Jak ważne są dla Was inspiracje, które w jakiś sposób kształtują to, co sami chcielibyście tworzyć?

Inspiracje zamieniają się u nas w konkretne działania. Zaznaczmy, że nie planowaliśmy i nie planujemy kopiowania niczyich dzieł, natomiast traktujemy je jako możliwość nauki. Gdy zagłębiamy się w analizę naszych ulubionych utworów tych czy innych artystów, czujemy się jak na warsztatach prowadzonych przez nich osobiście. Najciekawsze jest to, że w większości przypadków ponowne spotkanie z jakimś dziełem po kilku miesiącach pozwala odkrywać dalsze rzeczy, niedostrzegalne za poprzednim razem. Ewidentnie zdarza nam się miksować różne style, co potwierdza komentarz jednego z internautów pod naszym utworem „Mango Tango”: „To brzmi jak Vulfpeck robiący cover Abby”.

 Jako zespół zagraliście już wiele koncertów. Czy to znaczy, że kolejnym etapem promowania materiału z tego albumu będą koncerty?

 Oczywiście. Bardzo lubimy wykonywać nasze utwory na żywo, bo jest to często niepowtarzalna okazja zobaczyć je w nowym świetle. Podczas koncertu pojawia się następująca konstelacja: utwór, my i publiczność. Każda publiczność jest inna, każda scena jest inna. To bardzo fascynujące doświadczenie, móc obserwować jak nasz materiał za każdym razem zyskuje troszkę inny odcień. Mamy zaplanowanych już kilka koncertów w najbliższym czasie. Wszystkie aktualności można znaleźć na naszym Facebooku oraz Instagramie. Serdecznie zapraszamy do obserwowania.

 

Leave a Reply