“Rap, który kochasz i nienawidzisz”, czyli recenzja albumu „TThe Grind” – Otsochodzi [RECENZJA]

Nasz ocena

“Tthe Grind” to kwintesencja stylu, który Otsochodzi mocno pielęgnował przez ostatnie lata. Dynamiczny i technicznie zaawansowany rap, podany z dużą dozą pewności siebie i własnego skilla, a do tego zaserwowany w bardzo przystępnej i świeżej formule. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.

Recenzja płyty „TThe Gind” – Otsochodzi (2024)

Piątek, 5 kwietnia 2024. Wchodzisz na grupę Sajko, a tam ziomek wrzuca post, że LP Otsochodzi już na streamingach. Patrzysz komentarze, a tam z 5 o treści “AOTY” (Album of The Year dla niewtajemniczonych). Nie mogłem więc nie spędzić weekendu inaczej, niż przesłuchując “TThe Grind” kilka razy od dechy do dechy, wyrabiając sobie samemu zdanie. Jednym słowem jest dobrze. W dwóch słowach… bardzo dobrze (nie, to nie ten słynny klasyczek).

Stylówka Młodego Jana to od wielu lat coś, do czego podjazdu nie ma większość polskiej rapowej sceny. Bo co jak co, ale jego styl, poruszanie się po bitach i bardzo swoiste intonacje, to karta przetargowa nawet wtedy, gdy cały numer po prostu nie dowozi. Jednak na “TThe Grind” o nie dowożeniu nie może być mowy, zwłaszcza jeśli chodzi o muzę, jej brzmienie i różnorodność. Czuć inspirację chociażby numerami Lil Uzi Verta, co nie powinno dziwić nikogo, kto choć trochę dłużej obcuje z twórczością Janka. Mam też wrażenie, że Lohleq (producent całej płyty) wyrósł jak spod ziemi i wyprodukował album, pod który podpiąć by się chciał pewnie co drugi raper. W warstwie muzycznej parokrotnie pomagali mu także koledzy z branży jak Atutowy, Hubi czy Kusha. Ciężko określić, jaki dokładnie mieli wkład w owe produkcje, ale na pewno czuć, że nie ma tutaj ani grama przypadku.

Gościnki na tej płycie to także coś, na co warto zwrócić uwagę. Oprócz złotego trio OIO, czyli dogranie się Otsikowi na album przez Okiego i Young Igiego, na albumie znajdziemy też przekminioną zwrotkę od Taco Hemingwaya oraz bardzo muzycznie aktualny remix utworu “Kiedyś Cię znajdęReni Jusis. Ten ostatni pokazuje, że Otsochodzi to jeden z tych raperów, którzy mają ogromny dystans do siebie i nie boją się sięgać oraz mówić o rzeczach, które innych zawstydzają, czy nawet są ich guilty pleasure. To zdecydowanie też ten artysta, z którym się utożsamiasz, bo nie kreuje się na idealny twór będący zawsze ponad wszystkim, lecz pokazuje, że jest normalnym typem, który mógłby być Twoim osiedlowym ziomem.

Powiedzmy sobie szczerze – przekminione teksty i zawoalowane gry słowne to nigdy nie była mocna strona Janka. Czy to źle? Ciężko stwierdzić, bo w samych tekstach nadal znajdziemy sporo treści, ale też sporo moich ulubionych motywujących wersów oraz braggi, która też niejednokrotnie zachęca do działania. Tematycznie Jan pochwali się oczywiście swoim dorobkiem finansowym, luksusowym trybem życia, czy opowie o swoich niebywałych sukcesach, natomiast to ta druga część tematów jest o wiele bardziej interesująca. Na “TThe Grind” usłyszymy bowiem też o masie determinacji w drodze na szczyt, o osobistych wyzwaniach czy troskach, miłości, zmienności życia, czy doświadczeniach związanych z branżą muzyczną.

Rap bez follow-upów by nie istniał, a Otsochodzi jako wychowanek oldschoolowych numerów doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Zresztą, sam już parę razy nawinął, że “dał szacunek za klasyk”, a na nowej płycie nawiązuje chociażby do utworu MolestyWiedziałem że tak będzie” czy „Nie-kocham hip-hopPeji (Slums Attack). Ja choć największym fanem starego hip-hopu nie jestem, tak szanuję bardzo nawiązania i muzyczne korzenie Młodego Jana. W końcu niewielu może pochwalić się zrobieniem zarówno oldschoolowej jak i newschoolowej płyty. Dodatkowo w każdym stylu Ots odnajduje się w 100%. Natomiast follow-upy znajdziemy tutaj też bardziej współczesne, bo nawet pomijając już te do własnych płyt jak “Nowy Kolor”, “Miłość”, czy “Tarcho Terror” znajdziemy tutaj także nawiązania do “MoonwalkOIO, “P.S.W.I.S.Belmondawg, czy “Albo jest zajebiście albo jest smutnoOkiego. Do gustu przypadło mi także nieoczywiste wykorzystanie refrenu z utworu “PiegiMoniki Kowalczyk i Kamila Kempińskiego (Fonobo). To tylko po raz kolejny pokazuje, że Otsochodzi to artysta otwarty na każdy muzyczny gatunek i oby więcej takich osób na rodzimym rynku muzycznym.

Warto zauważyć, że “TThe Grind” ma do zaoferowania o wiele więcej dobrych, niesinglowych numerów, niż było to na jego poprzedniku “Tarcho Terror”. Numery takie jak “0:00”, “@champagnepapi” ft. Oki, “Kiedyś Cię Znajdę” czy „Czarne Chmury” ft. Young Igi, to zdecydowanie fundament całej płyty i to tak naprawdę dla nich warto być fanem słuchania materiału od A do Z, a nie tylko wyrywkowo.

Całościowo płyta opiewa w mnóstwo tzw. bangerów, na których Młody Jan nie łapie choćby chwili zawahania. I choć znajdziemy na niej też parę zapychaczy, tak emocje wywoływane przez pozostałe numery sprawiają, że ten album już teraz można śmiało mianować jednym z najlepszych polskich hip-hopowych wydawnictw, które ukazały się w 2024 roku.

Mateusz Kiejnig

 

Otsochodzi – “Miłość”

Jedna odpowiedź do ““Rap, który kochasz i nienawidzisz”, czyli recenzja albumu „TThe Grind” – Otsochodzi [RECENZJA]”

Leave a Reply