Michał Kaczmarczyk Trio – „Let’s Take a Ride” [RECENZJA]

Nasz ocena

9 lutego ukazał się album “Let’s Take A Ride” projektu Michał Kaczmarczyk Trio. Debiutujący w roli lidera gitarzysta wraz z kontrabasistą Mateuszem Szewczykiem oraz perkusistą Patrykiem Doboszem nagrali wspólną płytę, której recenzję można znaleźć na naszym portalu.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Let’s Take a Ride” – Michał Kaczmarczyk Trio (2024)

Album „Let’s Take a Ride” to tytuł debiutanckiej płyty Michała Kaczmarczyka, który zdołał na niej ukazać własny kunszt jako gitarzysta, kompozytor, ale też piewca pewnej koncepcji, związanej z jazzem. Jego twórczość to wysublimowany środek pomiędzy czytelną tradycją, a czymś bardziej oryginalnym, wyraźniej określającym poczynania muzyczne artysty.

Duża dawka subtelności, wyczucia, może nawet ostrożności sprawia, że całość posiada bardzo przyjemny, a przy okazji angażujący wydźwięk. Wszystkie kompozycje zostały nagrane w tercecie z kontrabasistą (też gitarzystą basowym) Mateuszem Szewczykiem oraz perkusistą Patrykiem Doboszem, co dodatkowo wzbogaca specyfikę tego projektu. W tym przypadku gitara lidera nie stara się przejmować wiodącej roli, a raczej współtowarzyszy pozostałym muzykom, tworząc swego rodzaju zgrabną narrację tego wydarzenia.

To, co staje się jego niezaprzeczalną siłą, to płynność. W tym przypadku muzyka jest zręcznie utkaną materią, która jakby od niechcenia cały czas się przemieszcza, wywołując różne stany emocjonalności. Stąd należy dodać, że pomimo pewnej zwiewności, czy nawet delikatności wyzwalania brzmień, dostaliśmy niezwykle ciekawy zestaw utworów, który nie umyka naszej uwadze. Każdy z nich to trochę inna harmonia, ale też obrazowo ukazana melodyka, prowadząca każdy z nich na swój zindywidualizowany sposób.

Choć ekspresja nie jest siłą tych propozycji, to nie znaczy, że nie dostrzeżemy bardziej dynamicznych akcentów (jakże ciekawy kawałek „Wait A Sec„). Ta podróż przynosi jednak wiele ciepłych dźwięków, wywołujących wyłącznie pozytywne odczucia, wręcz większość z nich otula swoją bezpretensjonalnością. Jednocześnie każda kompozycja zaciekawia swoją drobiazgowo (zawodowo) naznaczoną strukturą, w której zachowano balans pomiędzy poszczególnymi instrumentami („Nature„). W takim otoczeniu improwizacja wydaje się niewymuszoną wartością naddaną, choć momentami staje się bardzo obrazowa („July„).

Dostaliśmy także niespodziankę w postaci „You’re Nobody till Somebody Loves You„, czyli popularnego utworu napisanego i opublikowanego w 1944 roku przez Russa Morgana, Larry’ego Stocka i Jamesa Cavanaugh’a. Nowa aranżacja jest odświeżająca, ale też udało się w niej przemycić kilka własnych pomysłów, które ubarwiają jego formę.

Album „Let’s Take a Ride!” zasługuje na uwagę słuchacza poszukującego tradycyjnych brzmień jazzowych, ale otulonych nienachalną improwizacją, która tworzy w tym przypadku znamienną odrębność artystyczną. Michał Kaczmarczyk oddał nam kawałek własnego świata, w którym czujemy się bardzo dobrze, jakby to też była nasza osobista przestrzeń. Dzięki temu jesteśmy w stanie bardzo szybko odnaleźć się w jego muzyce. A ta dostarcza nam niemałej przyjemności, bo wiele tu momentów, które otoczone niepodważanym kunsztem prezentują się po prostu atrakcyjnie. Warto podejść do tej wyprawy bez większych oczekiwań, wtedy wszystko odbiera się jeszcze intensywniej.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply