Gedz – „ANATEMA” [RECENZJA]

Nasz ocena

Gedz po ponad trzech latach przerwy wydawniczej, 26 stycznia zaprezentował swój kolejny album – „ANATEMĘ”, którego recenzję można znaleźć na naszym portalu.

Recenzja płyty „ANATEMA” – Gedz (Fresh N Dope, 2024)

Słuchając pierwszy raz „ANATEMY”, nie czułem się obco, wręcz przeciwnie, miałem jakieś delikatne przeświadczenie, jakbym był już w tym miejscu (brzmieniowym). Tegoroczny krążek jest pod pewnymi względami podobny do „Staminy”, a to przez różnorodność, ostre, trapowe, bujające brzmienia i zabawę autotune’m. To nie nowo-szkolne wycie, a zabawa formą, kreatywne wykorzystanie, pokazujące alter ego oraz inne części osobowości.

Jednak byłbym niesprawiedliwy, gdybym powiedział, że to te same albumy, mające pewne wspólne części. Odczuwam, jakby „ANATEMA” była pod pewnymi względami dojrzalsza, przemyślniej wyprodukowana, czystsza. Brakuje także (na szczęście) autotune’owców, którzy może i są niezłymi tekściarzami, ale przez nagminne używanie wtyczek, psują całość. Co prawda z jednej strony Gedz mógłby w niektórych miejscach stosować go mniej, bo wiemy, że wiele emocji jest w stanie wydobyć z siebie naturalnie. Jednak z drugiej do tak przesiąkniętych elektroniką tłustych bitów, ta większa ilość autotune’a – sam się dziwię, że to piszę – pasuje, czemu poświęciłem osobny akapit poniżej.

Najbardziej zakorzenił się w mojej głowie „MIZANTROP” (Mizantropia to niechęć do ogółu ludzkości). Gedz wraz z Miszelem odnieśli się nie tylko do polityki i polityków, którzy liczą na nasze głosy, by mieć nas gdzieś przez kolejne 4 lata, ale także do polskiego internetu, wyciągania pieniędzy z dzieci przez influencerów i głośnej „Pandorze”.

Osoby, które prowadzą własne działalności, zapewne mocno poczują słowa
– „podatki palą pomysły, czy to są twoje wybory”. W ciągu ostatnich dwóch lat, rząd rzucił sporo kłód pod nogi małym przedsiębiorcom, głównie składka zdrowotna uzależniona od przychodu, a także brak możliwości odliczenia jej od dochodu, „dzięki” czemu coraz mniej opłaca się skalować biznes kosztem zdrowia. A czy to są nasze wybory? Raczej nie.

Numer całościowo traktuje o degeneracji naszego społeczeństwa, właśnie przez działania władzy, ale także i ogłupiania młodych pokoleń, influencerami.

 

Po mocniejszych pięciu trackach i skicie, następuje „BŁĘKITNA KREW”, niosąca za sobą chwilę emocjonalnego rozluźnienia: wolniejszy bit, na którym pojawia się między innymi dźwięk gitary, przywodzącej na myśl Grzegorza Skawińskiego, a prócz tego prawie całkowicie czysty głos Gedza. Czuć pewien alternatywny vibe. Jednak nie idzie to w parze z liryką, w której Jakub opowiada o demonach utrudniającymi jego funkcjonowanie, brak balansu.

W przeciwieństwie do „Staminy„, nowa płyta nie jest tak pozytywnym i łatwym w odbierze materiałem. To swego rodzaju karuzela emocjonalna, którą ciężko przeżyć „na raz”. Zasłuchując się w tym krążku na przemian z czytaniem „American Psycho” zastanawiam się, na ile „ANATEMA” jest autentycznym emocjonalnym pamiętnikiem Gedza, a na ile przemyślaną kreacją, dobrze opowiedzianą historią. Oba dzieła są tak dobrze opowiedziane, iż można je wziąć za pewnik narratora.

Jak na Gedza przystało, sporo jest modyfikacji głosu, jednak nie jest to chamskie, wyjące wykorzystanie wtyczek, jak to robi np. Igi, a zabawa formą, podkreślanie emocji czy nadające wrażenia, jakoby przy mikrofonie było kilka osób o różnych barwach głosu. I like it. Jest jednak jeden moment, w którym Jakub użył tego dobrodziejstwa technologii w sposób karygodny, mam na myśli „GŁUPIE POMYSŁY” z Quebonafide, które nie będę ukrywał, wywoływały pewien ból w głowie i uszach. JEDNAK patrząc na tytuł i treść utworu, można uznać, iż ten autotune był jednym z tych „głupich pomysłów”. Zresztą, ostatni album również zawierał jeden numer, w którym zastosowany autotune mi nie leżał, była to „Trasa”, której ostatni czasy słucham bardzo często.

Niebanalnymi zabiegami są dwa skity: „MIERNIK SZCZĘŚCIA” i „PORT TELEPORTACYJNY”, brzmiące w pewnym stopni jak reklamy/spoty z 2077 roku ;). Odczuwam w nich także pewnego rodzaju wyznaczniki kolejnych „rozdziałów” tego pamiętnika.

Nikogo raczej nie zdziwi, że nawet na najcięższych albumach, staram się znaleźć te wyjątkowe, optymistyczne, wysokiej jakości utwory. Taką perełkę stanowi dla mnie „ROGER MOORE”. Obudowany samplami, wyczuwalną w tle trąbką. Co prawda ten jeden z ostatnich na traciliście utworów zawiera pewien sentymentalny posmak, porównując do tego, co było kiedyś, a co jest teraz, jednak to z perspektywy Gedza to rozwój, który już przeszedł (efekt ciężkiej pracy), i który każdy z nas może przejść. Zatem to budujące słowa, zwłaszcza jeśli sami spojrzymy na nas sprzed 6-7 lat, a tym, kim jesteśmy obecnie.

Podobają mi się także gry słowne zastosowane przez rapera. Na przykład:
„Młode wilki wyją „au”, bo chodzi o złoto im” czy chociażby „Chcesz mnie wrzucić do szuflady, ale to nie Kingsajz, bejbe” z odwołaniem do starego, polskiego kina.

Skoro już wspomniałem o polskim kinie, przytoczę na koniec ciężki utwór „NONSENS” z gościnnym udziałem Kosy, któremu to Gedz udzielił się na zeszłorocznym „Balansie” („Wentylacja”). Lirycznie poruszyli temat problemów relacji międzyludzkich, które nie są pewnikiem, a także ciężkość w trafnym wyborze powiernika naszych tajemnic.

Ostatni wers „Dzieli nas teraz to, co było mostem, jaka jest cena za postęp?” wywołał sporą burzę w moje głowie. Pierwsze co przyszło mi na myśl to WOŚP, który przez lata łączył ludzi, niezależnie od poglądów, by wspomóc służbę zdrowia sprzętem, a teraz jest kolejną rzeczą, o którą kłóci się nasze społeczeństwo. Patrząc na dwa wspólne utwory Gedza i Kosy, mam wrażenie, jakoby zeszłoroczna „Wentylacja” mogłaby być kontynuacją „NONSENSu”.

 

Od jakiegoś czasu myślałem, że rap przestał mi się podobać albo zrobiłem się na niego za stary (w tym roku 25 lat), jednak ten album jest przykładem na to, że po prostu popularny odłam rapu nie spełnia moich wymagań względem liryki i produkcji. Raperzy tacy jak Kosa, czy dzisiaj omawiany Gedz są ambitnymi twórcami, który bawią się formą i wielokrotnymi rymami, a co ważniejsze, ich liryka wymaga zaangażowania, by odnaleźć ukryte nawiązania, pozwalające zinterpretować teksty. Jeśli mam czekać kolejne 3 lata na tak dobrego Gedza, uzbrajam się w cierpliwość i odkładam kasę na pre-order. „ANATEMA” daje wiele momentów zadumy, na temat nie tylko interpretacji liryki, ale przede wszystkim naszego życia, uczy i „buja”, ale też celnie trafia w czułe punkty.

Adrian Kaczmarek

 

Leave a Reply