„Rock jest gatunkiem bardzo szerokim, trudnym do sklasyfikowania” – No Body [WYWIAD]

NO BODY to nowy projekt muzyczny, oscylujący w okolicach brudnej muzyki gitarowej, osnutej rockowo-metalowymi aranżami. Zapraszamy na nasz wywiad z artystami, w którym można znaleźć wiele informacji na temat ich niezwykle ciekawej muzyki. W sieci pojawił się także kolejny singiel zespołu – „Letnia noc”.

fot. materiały prasowe

Co było najważniejszym impulsem, który sprawił, że zaczęliście tworzyć utwory pod nazwą NO BODY? Jaka była geneza powstania albumu EP i dlaczego nie zdecydowaliście się wydać od razu całej płyty?

Impuls był jeden – ciągły niedosyt. Chłopaki ze składu, z którym gramy nie dysponowali czasem i możliwościami by więcej tworzyć, nagrywać i rozwijać się muzycznie. Stąd pomysł, by pomimo tych przeciwności znaleźć sposób na ich pokonanie. Było to możliwe dzięki doświadczeniu i umiejętnościom Pawła, który żyje i oddycha muzyką i “ogarnął’ całą techniczną część organizacji tego projektu. Nagrał na żywo gitary i wokale, elektroniczne instrumenty zastępujące żywych muzyków, przygotował miksy, wiedział gdzie się udać po mastering, promocję itp. I powoli zaczęliśmy próbować. Najpierw powstał jeden numer, potem drugi itd., a potem zrodził się pomysł zebrania tego, co mamy w jeden album EP.

Czy można powiedzieć, że za tym albumem kryje się jakaś jedna odgórna idea związana z muzyką, która ostatecznie jest dosyć różnorodna?

To prawda, utwory są bardzo różne, ale też rock jest gatunkiem bardzo szerokim, trudnym do sklasyfikowania. A my bawimy się muzyką. Paweł pełni rolę mojego Mentora w tym różnorodnym muzycznym świecie. Jego przygoda z rockiem, metalem, trashmetalem itp. trwa dziesięciolecia, moja rok. Dlatego on komponuje tak bardzo odmienne aranże, a ja staram się odnaleźć w tej zupełnie dla mnie nowej stylistyce. Zresztą celowo go czasem prowokuję do powrotu do korzeni i grania mocniejszej muzyki, bo widzę że sprawia mu to dużo przyjemności.

Jednym z najnowszych singli, które promują album został utwór „Moja wina”. Co to jest dla Was za numer? Czym on jest dla Was na tle pozostałych propozycji z płyty?

„Moja wina” to pierwsza próba zmierzenia się z muzyką metalową, mocną w brzmieniu i wyrazie. W zamyśle miał to być utwór szowinistyczny i nawet został zaśpiewany z lekko kpiącym uśmieszkiem, ale o dziwo jego odbiór jest zupełnie inny. Odbiorcy słyszą w nim skargę, złość, pretensje, a refren mówiący o zrzucaniu winy na kogoś, złej passie oraz o niedopuszczaniu myśli, że to wina może tkwić w nas samych odbierają osobiście czy to w życiu prywatnym czy i zawodowym, gdzie często spotykamy się z tym, że ktoś chętnie obarcza nas winą za wszystkie nieszczęścia świata… ot, bo zupa była za słona.

 

Do każdego utworu zdecydowaliście się stworzyć klip (za pomocą sztucznej inteligencji), który można obejrzeć na YouTube. Skąd w ogóle pomysł, żeby każdy utwór promować klipem i czy do ostatniego singla także taki powstanie?

Uznaliśmy, że naszą muzyczną przygodę przeżyjemy w pełni, zamarzyły nam się klipy, choć na początku miały być to kręcone filmy do wymyślonego scenariusza, ale pokonały nas szczegóły organizacyjno-techniczne. Dlatego postanowiliśmy zobrazować nasze utwory przy pomocy kogoś z zewnątrz. Paweł nawiązał kontakt z hardcorestudio.pl i po wstępnych ustaleniach czekaliśmy z niecierpliwością na pierwszy klip. To oni zaproponowali, że pierwszy klip zrobi AI, i to był strzał w dziesiątkę! Już wiedzieliśmy, że jest nam z nimi po drodze i współpraca na pewno się na tym nie zakończy.

Co według Was jest największą wartością Waszego pierwszego albumu EP? Czy udało Wam się zmieścić na nim wszystkie Wasze aktualne pomysły? I czy ten album zdradza ideę projektu, który będzie mieć swoją kontynuację?

Właśnie ta różnorodność, każdy utwór jest inny, ale to my jesteśmy elementem scalającym i dowodzimy, że nie zamykamy się w jednym gatunku. Podejmujemy odważne próby i postaramy się jeszcze nie raz zaskoczyć. Nie widzimy większego sensu w tworzeniu podobnych numerów, dużo bardziej ciekawe jest skomponowanie takich utworów, z których każdy pozwala pokazać nasze możliwości muzyczno-wokalno-artystyczne.

 

„Oddaliśmy w Wasze ręce utwory wbrew przekonaniom i poczuciu, że nie da się”. Z jakimi trudnościami spotkaliśmy się podczas tworzenia, a później wydania minialbumu?

Trudności można by mnożyć, ale – kierując się zasadą, kto chce szuka sposobów, kto nie chce szuka powodów – zdecydowaliśmy, iż mimo braku bębniarza i basisty, mimo braku – jak u każdego – czasu i środków nie odpuszczamy. Paweł robi bębny i bas – gdyby było trzeba zagramy i we dwoje, jak Roxette, da się, można wynająć muzyków, a można też próbować zapalić do swojego projektu innych ludzi … i to nam się udało! Znanych duetów jest więcej Royal Blood, Eurytchmics i to także motywuje…

Czy muzyka miała wpływ na to, jak będą prezentować się teksty, która niekiedy są bardzo mocne („Moja wina”)?

Zdecydowanie. Muzyka jest pierwsza. To Paweł narzuca ton, a potem dzieje się magia. Tekst powstaje prawie sam, jakby poza moim udziałem. To muzyka przynosi słowa, jej brzmienie, rytm, czasem roboczy tytuł utworu sprawia, że pod dłuższym lub krótszym słuchaniu wpada słowo-klucz, na kanwie którego powstaje cała piosenka. Z takiej współpracy powstało już ponad 20 utworów i dopiero teraz podejmujemy nieśmiałe próby i zmiany. Poprosiłam Pawła o numer na temat, który mi się zamarzył, a drugi do już napisanego fragmentu tekstu – obie próby uznaliśmy za niezwykle udane.

Jak podeszła Pani do nagrywania tego albumu od strony wokalnej? Czy można powiedzieć, że te utwory stanowiły dla Pani jakieś wyzwanie?

To fajna przygoda. Szefem nagrań jest Paweł. On to organizuje, przygotowuje, wspomaga, uczy, podpowiada. Dużo brudu w wokalu – to było jedno wyzwanie. Drugie to napisanie własnego tekstu – gdy się tego wcześniej nigdy nie robiło – i jego interpretacja, to nie cover, gdzie możesz się oprzeć na czyimś wykonaniu. A trzecie to pokonanie własnych ograniczeń, umiejętność włożenia w utwór odpowiednich emocji, nadanie mu wymarzonego wyrazu artystycznego… czasem to jest trudne a czasem krępujące. Po ponad roku pracy już jest łatwo, ale początki takie nie były … co innego wymyślić sobie numer w zaciszu domowym, wyobrazić sobie jak ma brzmieć, a co innego go zaśpiewać przy obcym facecie w studio, gdzie słychać każdy oddech, jęk czy westchnienie.

 

W jaki sposób szukaliście realizatora, który pomoże Wam domknąć ten album? I jak trafiliście na Roberta Wawro, odpowiedzialnego za miks i mastering?

To znowu dzieło Pawła i jego wcześniejsze dobre doświadczenia z pracy poprzedniego zespołu z Robertem, tu Paweł powie na pewno dużo ciekawych rzeczy…

Robert Wawro to facet, z którym znam się już od wielu lat. To on pracował ze mną w studio, gdy nagrywaliśmy numery dla No More Jokes. Nigdy wcześniej i później nie spotkałem osoby, z którą miałbym taki kontakt i tyle pozytywnych emocji. Dla Roberta nie ma rzeczy niemożliwych… wspiera, podpowiada, motywuje i robi doskonałą robotę. On doskonale czuję to nad czym właśnie pracujemy. Na nim mogę polegać i tak to wygląda.

Czy macie już scenariusz na odsłonę koncertową Waszej twórczości? Czy bylibyście już teraz w stanie wyjść ze swoją twórczością do publiczności?

Przygotowujemy się do tej chwili. Cztery numery na EP to za mało, żeby zagrać koncert, więc budujemy repertuar. To sprawia nam największą frajdę, bo widzimy, że to muzyczne flow, które jest pomiędzy nami owocuje coraz ciekawszymi numerami. Więc niebawem będziemy gotowi…, a że w obojgu nas drzemie sceniczny demon, to scena może zapłonąć od miliona watów naszej energii.

 

fot. okładka płyty

Leave a Reply