“Czułe Kontyngenty” to drugi album projektu KARAŚ/ROGUCKI. Kuba Karaś, Piotr Rogucki, Wiki Jakubowska oraz Kamil Kryszak stworzyli 12 kompozycji, które przenoszą do świata życzliwości, romantyzmu i nostalgii. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Czułe kontyngenty” – Karaś/Rogucki (Kayax, 2022)
23 września, po ponad roku od ukazania się pierwszego singla, czyli „Bezpiecznego Lotu” z Julią Wieniawą, premierę miał drugi album zespołu Karaś/Rogucki zatytułowany „Czułe kontyngenty”.
Krążek kompozycyjnie został jeszcze mocniej zakorzeniony w nurcie retro, który z różnym natężeniem daje o sobie znać. Ciężko natomiast porównać ten specyficzny klimat do kogokolwiek innego z polskiego podwórka. Czuć, że jest to specyfika, która wyraźnie określa indywidualizm tego szczególnego zespołu.
Album rozpoczyna „Carmex”, czyli niezwykle zmysłowe i klimatyczne „intro”. Zasługą tego jest ascetyczna oraz nieco odmienna (jak na resztę albumu) kompozycja i cudne chórki, wprowadzające w pewien trans. Po chwili zespół zabiera nas jednak z „Marianną” w odmienne rejony, które wesołą grą gitary (jako motyw przewodni), towarzyszącymi dźwiękami fletu i perkusji – oczywiście pod przewodnictwem wokalu Roguca – wywołują uśmiech na twarzy, pobudzając ciało do delikatnego bujania. Ostatni tak przyjemny i kołyszący vibe pojawia się w singlu „Brunatny”. Klimatyczny, elektroniczny motyw przewodni kompozycji skradł w moim odczuciu „show” tego numeru, który w połączeniu ze słowami („Do widzenia do jutra / I kolejny dzień / Do widzenia na szczęście / Jak dobrze, że jesteś”) tworzy bardzo pozytywny ładunek emocjonalny.
Żeby nie było zbyt słodko, muszę wspomnieć o wrażeniu, iż część utworów została niestety przesycona ilością dźwięków, wzbudzając poczucie pewnego dyskomfortu przy obcowaniu z tym intymnym albumem. A to znów nie pozwala całkowicie zatracić się w tej muzyczno-emocjonalnej podróży. Spisując te słowa, w głowie miałem przede wszystkim „latem płynę nago w czystej wodzie” i specyficzne, elektroniczne dźwięki, którymi obudowano cały utwór. Podczas refrenu potęguje to uczucie agresywna (aż zbytnio) perkusja i gitara elektryczna.
Tytuł „Zobacz jak się ładnie pali” można interpretować na kilka sposobów, między innymi jako miejsce na liście utworów, w którym kończą się radosne i łatwe w odbiorze piosenki, a zamiast nich pojawiają się trudniejsze kompozycyjnie, a także lirycznie pozycje, z bardziej melancholijnym wokalem Piotra.
Album jest w moim odczuciu bardzo dobry i… jednocześnie przeciętny. Dlaczego? Otóż kompozycje jak zwykle zostały zaprezentowane na wysokim poziomie (z subiektywnymi drobnymi wpadkami). Tekstom nie można odebrać inteligencji i emocji, które nadał im wokal Piotra, dzięki czemu da się odczuć tę tytułową czułość. Jednak całość na tle poprzednika – „Ostatniego bastionu romantyzmu” wydaje się wtórna. Słuchając na przemian losowo utworów z dwóch albumów, dało się odczuć spore podobieństwo stylistyczne, jak i emocjonalne. I na ich tle kilka tegorocznych numerów zostało ciut przesadnie przepełnionych kompozycyjnie.
Uwielbiam dzieła artystów, które różnią się znacząco na tle poprzednich, wyznaczając nowy kierunek artystyczny (np. „Piacevole”, „Popularne” i „Odrodzenie” Tymka) lub przynajmniej stanowią ewolucję w działaniach artystycznych (chociażby „Zachód” i „Offline” Meek, Oh Why?). Tutaj tego zbytnio nie uświadczyłem. Spore grono słuchaczy może świetnie się bawić przy „Czułych kontyngentach”, jednak znajdzie się również grono odbiorców, których wtórność odrzuci.
Dostrzec można parę jasnych punktów, które świecą niczym Gwiazda Polarna na tle nocnego nieba, między innymi wspomniany utwór „Carmex”, który zwiastował coś wielkiego i tytułowe „Czułe kontyngenty”, stanowiące swoistą „okładkę” albumu.
Jak fanem wersji studyjnych na chwilę obecną nie zostanę, tak na koncert chętnie się wybiorę, by usłyszeć ten materiał na żywo (a przy odrobinie szczęścia, może pojawi się rockowe zacięcie, jak to było w przypadku Fest Festiwalu, na którym mnie oczarowali).
„Czułe kontyngenty” nie są kamieniem milowym, rewolucją, czy nawet ewolucją (może niewielką) w karierze duetu Karaś/Rogucki. Jednak bardziej określiłbym ten krążek jako pójście po wydeptanej ścieżce przez „Ostatni bastion romantyzmu”, czyli specyficzne elektroniczne brzmienia, które ciężko przypisać innemu bandowi na polskim podwórku. W końcu jak tylko usłyszysz początek „Filmu”, to już wiesz, że to coś od Piotra i Kuby.
Można więc śmiało nazywać ten album po prostu drugą częścią „Bastionu”. Wokalnie natomiast brakuje mi trochę pazura, dynamiki, którą mogliśmy uświadczyć w „Witaminach”. I tutaj znów muszę oddać Cezarowi, to co cesarskie. Głos Roguca idealnie współgra ze wszystkimi kompozycjami i słowami – jest charyzmatyczny, zmysłowy, a w tekstach można odnaleźć wiele złotych myśli (choćby pierwszy z brzegu wers „czasami trzeba zwolnić, by zrobiło się piękniej” z „Brunatnego”).
Może i na chwilę obecną nie jestem w stanie w pełni polecić „Czułych kontyngentów”, jednak zdecydowanie zachęcam do sprawdzenia tego, w gruncie rzeczy, solidnego materiału, by wyrobić sobie własną opinię. Moje zdanie jest tylko pewnym punktem widzenia, które może z biegiem czasu ulegnie zmianie.
Adrian Kaczmarek
Uff, przynajmniej tutaj ktoś szanuje język polski i w tytule pisze TYLKO PIERWSZY wyraz dużą literą. Wyrazy szacunku.
Nie wiem, jak dwóch czołowych muzyków tego zespołu, wspaniałych muzyków, mogło wydać taki chłam. Piosenki na tej płycie zawiewają nierzadko disco polową nutą, stojąc tylko o krok od Zenka M. Śmiała konkurencja dla muzycznych list disco przebojów stacji VOX FM. Muzyczna katastrofa, proste melodie, bezsensowne teksty dla małolatów, pod fejsbukową publiczkę. Na koncertach jedyne, czego można doświadczyć, to smutek, słysząc niemałe możliwości wokalne Pana Piotra, a także muzyczne umiejętności Pana Kuby. Publika o średniej wieku 13 – dzieciaki są zachwycone, to muszę przyznać. Płyta nadająca się na rodzinne festyny albo występy na 40lecie przedszkoli czy szkół podstawowych. Czekam na moment, kiedy Panowie postąpią się po brodzie i zadadzą sobie pytanie „co ja robię?”, bo z dwóch fenomenalnych zespołów, powstało jedno z większych nieporozumień polskiej sceny muzycznej pod postacią płyty „Czułe kontyngenty”. Niech Panowie kończą tę paradę śmiechu, bo bolą uszy. Wstyd.
Na rodzinnych festynach jest Majka Jeżowska, a nie Karaś i Roguc.
Oho, pan Hejter postanowił zabrać głos. Jestem pewny, że słuchasz nowej Metalliki. Albo nie – jestem pewny, że nie masz ulubionego albumu i wszystko ci się nie podoba.