Bartosz Szpak – „Nattskift” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Nattskift” to nowy, solowy album wszechstronnego polskiego reżysera i kompozytora Bartosza Szpaka, wydany nakładem duńskiej wytwórni StereoRoyal. Płyta dostępna jest w wybranych serwisach cyfrowych. Prezentujemy naszą recenzję tego wydarzenia.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Nattskift” – Bartosz Szpak (2021)

Tam gdzie kończy się typowa forma utworu, rozpoczyna się fascynująca podróż wśród rozmazanych ciemnymi barwami pejzażami muzycznymi, które zobrazował na płycie „Nattskift” Bartosz Szpak. Pomiędzy alternatywnymi brzmieniami miniatur pojawiają się przestrzenie wypełnione wytrawną elektroniką i organicznymi dźwiękami instrumentów smyczkowych. Te kompozycje to filmowa niejednoznaczność naładowana emocjami, wywołującymi w nas niepokój, ale potrafiącymi też fascynować.

Bartosz Szpak to reżyser, aktor (absolwent PWSFTviT w Łodzi), ale też kompozytor mający pomysł na twórczość, która składa się z na pozór odrębnych kierunków muzycznych. Z jednej strony uderza nas oryginalnie zaserwowane brzmienie smyków, z drugiej dostaliśmy solidne konstrukcje oparte na niestereotypowej elektronice. Rzeczy oczywiste przybierają w jego odsłonie nowej prezencji, nieco brudnej, odartej z jednoznaczności i pobudzającej w naszym umyśle miejsca mniej uczęszczane. Taka muzyka ozdobiona niepopularną w dzisiejszych czasach ornamentyką połyskuje nieco koneserskim wydźwiękiem. Twórczość Szpaka nie mieści się więc w oczywistej fasadzie muzyki ilustracyjnej, choć z powodzeniem uzupełniłaby niejeden film („Northbound”).

Kompozycje zawarte na albumie „Nattskift” tworzą obrazy, które wyostrzają się po zmierzchu. Właściwie ta muzyka zaczyna w pełni żyć w nocy (tytuł płyty z języka norweskiego oznacza – „nocna zmiana”). Wtedy wyraźniej słyszalne są detale konstruujące klimat tych utworów. A niektóre z nich posiadają mocno odurzające partie muzyczne („Slowly Decaying”). Zdarza się, że smyki przyjmują bardziej klasyczną formę („Nattskift”), ale są na tej płycie też kompozycje pokryte szlachetną alternatywą lat 90., które zostały wyrwane poniekąd z innej opowieści („Station”). Do tego przez całość przepływa iskrzące się cały czas napięcie, w sposób symboliczny podkreślające wysoką jakość tego wydarzenia.

 

©2021StereoRoyal, Cover photo: ©Helena Ganjalyan

Nattskift” to bardzo przestrzenna, na swój indywidualny sposób zjawiskowa płyta. Wymagająca od słuchacza pewnego skupienia, ale odwdzięczająca się czymś nieszablonowo interesującym. To obszar osiągalny dla każdego, choć nie każdy będzie w stanie odnaleźć się w dosyć niepopularnym zestawie mrocznych, nieco iluzorycznych kompozycji. To również pewnego rodzaju wehikuł czasu, który załamuje czasoprzestrzeń, przenosząc nas w miejsca, które z czymś nam się kojarzą.

Na pewno każdy utwór na tym albumie potrafi rozbudzać wyobraźnię, nawet jeśli nocne przeobrażenia nie zawsze tworzą łatwą do szybkiego zmaterializowania formę. Ciekawe jest, że pomimo indywidualnego charakteru tych kompozycji, każda z nich posiada wyborne akcenty bazujące w gruncie rzeczy na normatywnych założeniach.

Jest tutaj klimat, jakaś muzyczna opowieść z trzymającym w napięciu poprowadzeniem narracji i znacząca wartość każdego dźwięku. Warto dać się wciągnąć w tak skonstruowane historie. Tym bardziej, że „Nattskift” to miejsce, które być może jest nam znane w indywidualnej, nawet bardzo osobistej sferze.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply