13 listopada 2020 ukazała się premierowa EP “Kule biją” poznańskiego zespołu rockowego Cannonball. Poznajcie naszą recenzję tego niezwykle energetycznego minialbumu.
Recenzja EP „Kule biją” – Cannonball (2020)
„Kule biją” to drugi minialbum w dorobku poznańskiego zespołu Cannonball, który z łatwością porusza się w różnych przestrzeniach rocka. Dotykając wielu przestrzeni muzycznych, grupa wypada kolejny raz przekonująco, tym bardziej, że źródłem ich poczynań jest wciąż mocno zaakcentowana muzyka gitarowa.
Dobrze, że zespół postawił na teksty w języku polskim (odpowiedzialny za nie głównie Michał Bobrowski), bo bez kompleksów opisano w nich fragment pewnej rzeczywistości, związanej nie tylko z głębszymi relacjami pomiędzy dwojgiem ludzi.
Każdy z czterech utworów to porywająca projekcja muzyczna. Profesjonalne podejście do tematu to jedno. Zwraca uwagę nie tylko rzeczowe ułożenie wszystkich elementów składających się na każdą kompozycję, ale także uwypuklenie żywego brzmienia, które zapewne doskonale sprawdzi się na koncertach. Bywa ogniście, ale przez to niezwykle emocjonująco. Chociaż stylistyka jest czasem klasycznie rockowa, to w tych utworach nie rządzi hałas, lecz umiejętne budowanie napięcia.
Każdy element jest wyważony, ale nie brakuje też spontanicznie zaakcentowanych dźwięków. W tych kompozycjach nie brakuje rozmachu i różnorodnych nawiązań, z którymi zespół może nie był utożsamiany. W hard rockowej rytmice zdarzają się – i to nie jest przesadne stwierdzenie – nawiązania do ornamentyki orkiestrowej, a nawet operowej („Nim wstanie dzień”). Zwracają uwagę piętrzące się, ale jakże świetnie poprowadzone harmonie instrumentalne, które przywołują skojarzenia chociażby z zespołem Muse („Nim wstanie dzień”, Gdy padnie strzał”).
Na każdy utwór znaleziono koncepcję, stającą się odzwierciedleniem pewnych wypadkowych inspiracji. I choć łatwo je usłyszeć, to żadna kompozycja nie jest kopią czegoś, co już dobrze znamy. Bez względu na to, czy jest to rdzennie amerykańska muzyka gitarowa („Czas”), czy mocniejsze uderzenie wynikające z namacalnych fascynacji („Zimny wiatr”). Przykuwa też uwagę staranna produkcja, rzucająca na wszystkie utwory jeszcze wyraźniejsze światło profesjonalizmu. Porywa też wokal Zbyszka Tuchołki, który poprzez własną charyzmę skupia na sobie uwagę. To jego głos wydaje się niezwykle uniwersalnym nośnikiem opowieści i świetnie odnajduje się w szerokiej rozpiętości tego materiału.
Zespół mówi, że „każdy utwór to emocjonalna kula armatnia” – należałoby dodać, że na szczęście każdą z nich Cannonball trafia w dziesiątkę. I nawet jeśli chciałoby się jeszcze większej oryginalności, to już teraz ten zestaw czterech mocno osadzonych w rockowej stylistyce utworów rozbudza apetyt na więcej. Jeżeli cały album będzie kipiał od tylu konstruktywnych pomysłów, co ta EPka, to będzie bardzo dobrze.
Łukasz Dębowski
Link do serwisów streamingowych “Kule Biją” EP: https://ffm.to/CannonballKuleBija
fot. materiały prasowe
Jedna odpowiedź do “Cannonball – „Kule biją” EP [RECENZJA]”