Vito Bambino – „Poczekalnia” [RECENZJA]

Nasz ocena

Vito Bambino, czyli Mateusz Dopieralski na co dzień związany jest z zespołem Bitamina. Pod koniec września artysta zaprezentował jednak swój solowy album „Poczekalnia”, którego recenzję można przeczytać na naszym portalu.

fot. okładka płyty

Recenzja płyty „Poczekalnia” – Vito Bambino (Def Jam Recordings Poland, 2020)

Czego można oczekiwać po solowej płycie „Poczekalnia” Vito Bambino, znanego z zespołu Bitamina? Przede wszystkim bardziej klimatycznych, głębiej osadzonych w zaszumionych melodiach prostych piosenek. Na swój sposób ciekawych, ale jakby czasem za mało wyrazistych.

Mateusz Dopieralski vel Vito nie uciekł aż tak daleko od macierzystej formacji, chociaż bardziej skupił się na drobiazgach, które budują nastrój tej płyty. Przy okazji bywa zupełnie nieprzebojowo, ale to jest akurat komplement. Problem polega na czymś innym. Zbyt często kompozycje wydają się jakby to były dopiero wersje demo, mające zapowiadać coś ważnego. Nagle jednak piosenka kończy się i czar pryska. Wtedy niewiele zostaje w głowie.

Zdarzają się momenty genialne, jak chociażby poruszający dojrzałością „Bunkrów nie ma” czy bardziej rytmiczny „Last Puff”. Niestety znajdziemy też odrobinę pretensjonalności, którą przynosi duet z Natalią Szreoder w „Oddaj”. I nawet nie chodzi o warstwę muzyczną, ale o tekst, który jest zwykłą grafomanią. To jest ta chwila kiedy forma opisywania pewnych sytuacji przekracza granicę przyzwoitości twórczej. A niestety artysta ślizga się po niej i tym razem poległ. Tekst stał się dosłownym „pasztetem”.

Lepiej posłuchać bardziej rasowo brzmiącego kawałka „Rampagne”, który nie ma banalnych popowych ciągot i tekstowych kompromitacji. O niebo lepiej jest, gdy Vito korzysta z mniej oczywistych rozwiązań muzycznych, sięgając po bardziej organiczne brzmienia. Nawet jeśli zdarzają się „ogniskowe” piosenki, to są one na tyle prawdziwe, że nie przynoszą artystycznych dysproporcji. Tym bardziej, że znajdziemy w nich jazzujące, bardziej żywe elementy czy też inne melodyjne dodatki.

Całość jest na pewno bardziej osobista niż dokonania Bitaminy. Nie da się ukryć, że ten intymny charakter dodaje poszczególnym piosenkom większej istotności. Vito schował w tych utworach kawałek swojego życia, czasem wspomnień, które potwierdzają wycięte prywatne rozmowy. Szkoda tylko, że z niektórych piosenek niewiele wynika od strony czysto muzycznej. Czasem małe kawałeczki tej płyty giną, nie pozostawiając po sobie głębszej treści.

Niemniej „Poczekalnia” to dobra płyta, przemycająca charakterystyczny styl i bazująca na kilku ciekawych pomysłach. Na pewno jest też mniej eklektyczna niż dokonania Bitaminy, ale w końcu nie o to chodzi, żeby powielać wcześniejsze koncepcje. Pod tym względem ten album wygrywa. Artyście udało się stworzyć własny świat. Trochę niedoskonały, ale może właśnie tak miało być?

Łukasz Dębowski

 

2 odpowiedzi na “Vito Bambino – „Poczekalnia” [RECENZJA]”

Leave a Reply