5 czerwca ukazała się płyta Oleny „…w świetle gwiazd…”. Album pojawił się pod naszym patronatem medialnym. Z tej okazji zadaliśmy wokalistce kilka pytań, nie tylko tych związanych z nową płytą, ale też m.in. wcześniejszej pracy jako chórzystki.
fot. materiały prasowe
„…w świetle gwiazd” to debiutancka płyta. Warto jednak zauważyć, że już 4 lata temu nagrywałaś piosenki. Dlaczego tamte propozycje nie zaowocowały wydaniem całej płyty?
Przez te cztery lata po prostu nie miałam takiej możliwości, również finansowej. Dopiero w 2019 mogłam zacząć produkować album, pod szyldem Olena Records. Myślę, że skończyłam płytę w dość krótkim czasie i efekt jest bardzo dobry 🙂
Czy debiutancki album to zupełnie nowy rozdział, do którego nie pasują wcześniejsze poczynania muzyczne? Dlaczego postawiłaś wyłącznie na nowy repertuar, nie wracając do tego, co działo się wcześniej w Twoim życiu artystycznym?
Muzycznie album jest kontynuacją tego, co pokazuję w piosence „Sen” czy „Miłość”, jednak „…w świetle gwiazd…” to faktycznie zupełnie nowy materiał, i myślę, że to duża zaleta albumu. Zdecydowałam, że będzie to nowy materiał, bo nie chciałam zawieść słuchaczy. Mogliby poczuć się oszukani, że próbuję „iść na łatwiznę” zapełniając płytę starymi utworami. Poza tym, poprzednie single zostały wydane na długo przed premierą mojego albumu „…w świetle gwiazd…”. Piosenkę „Miłość” opublikowałam półtora roku temu, więc ciężko byłoby w ogóle powiązać ten utwór jako promujący album, który został wydany w połowie roku 2020 🙂 Pomyślałam, że to po prostu nie ma sensu.
Premierowy album „…w świetle gwiazd” jest bardziej spełnieniem artystycznych ambicji, czy też stanowi po prostu zamknięcie osobistych przeżyć, bez aspektu udowadniania sobie czegokolwiek pod względem artystycznym?
Tą płytą udowodniłam sobie bardzo wiele rzeczy. Przede wszystkim to, że jestem silna, potrafię zjednywać sobie ludzi i osiągać zamierzone cele, nawet jeśli nie jest łatwo. „…w świetle gwiazd…” jest spełnieniem artystycznych ambicji, spełnieniem marzeń i takim przywitaniem się ze słuchaczami – „Dzień dobry, tu jestem!” 🙂 Pod względem muzycznym pokazałam siebie bardzo różnorodną, a jednak charakterystyczną. Rozwinęłam się pod względem produkcji, aranżacji i kompozycji. Nauczyłam się wiele o biznesie i tak, w osobistych tekstach zamknęłam kawał swojej historii.
fot. okładka płyty
Z jakimi reakcjami na temat Twojej twórczości spotkałaś się wśród fanów? Coś Cię zaskoczyło?
Reakcje są bardzo, bardzo pozytywne. Jedni zwracają uwagę na teksty, inni na głos, jeszcze inni chwalą skrzypce. Znajomi muzycy zwykle zwracają też uwagę na bardzo dobrą produkcję. Kilka razy słyszałam, że płyty genialnie słucha się w aucie. Odbiorcy chwalą też „dizajnerskie” opakowanie płyty. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie, że pojawiają się też komentarze zza granicy, że dobra muzyka, nieważne w jakim języku, potrafi łączyć ludzi 🙂
Wiele z tych piosenek wydaje się bardzo osobistych. Czy nie miałaś obaw, że oddajesz w nich zbyt dużą część siebie? Czy istnieje jakaś granica w przekazywaniu osobistych emocji przez artystę?
Myślę, że nie ma takiej granicy. Dla mnie wyrażanie własnych emocji przez komponowanie jest bardzo naturalne, lubię to. To mój sposób na wyrażanie siebie. „…w świetle giwazd…” jest bardzo osobista, teksty faktycznie mówią o prawdziwych emocjach wyjętych z mojego życia. Myślę, że wiele osób ma takie same doświadczenia i może utożsamić się z moją twórczością. Jestem autentyczna i to jest moja zaleta.
Twoja twórczość zahacza o wiele gatunków muzycznych, a jednak album jest dosyć spójny. W jaki sposób panowałaś nad tym, żeby płyta pomimo różnorodności, była jedną całością?
Ta różnorodność przychodzi mi bardzo naturalnie. Kiedy piszę, nie zastanawiam się w jakim gatunku ma być utwór, tylko idę za muzyką i natchnieniem. Tym co spaja wszystkie moje piosenki jest na pewno mój głos i skrzypce. Najważniejsze jest jednak to, że to ja je tworzę, więc siłą rzeczy muszą mieć ten pierwiastek wspólny, którym jestem ja. Przy wyborze utworów najważniejsze dla mnie było, żeby płyty dobrze się słuchało w całości, żeby zatrzymać słuchacza aż do końca. Wiem, że mi się to udało, bo taką dostaję informację zwrotną od fanów. W tej różnorodności zdecydowanie jest metoda.
Duże znaczenie ma to, że ukończyłaś Akademię Muzyczną w klasie skrzypiec. Czy naturalnym stało się więc to, że oprócz wokalu na płycie, pojawi się także Twoje brzmienie skrzypiec?
Wiesz, kiedy od najmłodszych lat poświęcasz czemuś uwagę, siłę, swoją pracę, i naprawdę mnóstwo czasu staje się to częścią Ciebie i nie sposób się od tego odciąć. Bardzo naturalnym więc jest wykorzystywanie przeze mnie skrzypiec w mojej twórczości. Uwielbiam ich dźwięk, to na wskroś romantyczny instrument, który potrafi przekazywać emocje nie gorzej niż śpiew. Poza tym bardzo chciałabym odczarować skrzypce, pokazać ich wszechstronność nie ujmując klasycznego kunsztu. Ten instrument ma bardzo duży potencjał, również w muzyce rozrywkowej, nie musi się kojarzyć tylko z klasyką. Czyli niejako chciałabym kontynuować pracę wielu innych artystów takich, jak Jean-Luc Ponty, Michał Urbaniak, czy David Garrett. Ja oczywiście robię to na swój sposób, staram się jednak podchodzić do skrzypiec z ogromnym szacunkiem, bo jest to instrument szlachetny ze wspaniałą historią.
Co wyznaczało kolejne stopnie pracy nad piosenkami z tej płyty? Czy było to pisanie tekstów, komponowanie, albo też dopracowywanie całości w studiu? Co sprawiało Ci największą trudność?
Właściwie większość piosenek było już napisanych. Musiałam więc zrobić wstępny aranż i przekazać go do producenta, który ubiera piosenkę w ostateczne brzmienie. Była to raczej kwestia dopracowania całości. Każda piosenka stwarzała inne trudności. Niekiedy była to praca nad brzmieniem skrzypiec, innym razem dopracowywanie aranżu z producentem, czasem była do podjęcia decyzja, czy numer ma być akustyczny, czy bogatszy. Ja jednak uwielbiam tę pracę. Genialnym dla mnie jest uczucie, kiedy moja piosenka, z pomysłu przeradza się w dopracowany utwór. Ten proces czasem jest trudniejszy, czasem łatwy, ale jest fascynujący, twórczy i zawsze uczę się czegoś nowego 🙂
Wielu artystów wydaje już piosenki jedynie w internecie. Jakie znaczenie ma dla Ciebie wydanie płyty w formie fizycznej? Jakie emocje towarzyszyły Ci premierze płyty „…w świetle gwiazd…”?
Chciałam mieć w ręku swoją płytę, to było moje marzenie i cel odkąd pamiętam. Bardzo wiele się nauczyłam, biznesowo i muzycznie, to był fascynujący proces, poznałam też głębiej specyfikę rynku. Zgadzam się, że cyfryzacja to przyszłość, ale uważam też, że płyty nie znikną, możliwe, że będą miały bardziej kolekcjonerską wartość. „…w świetle gwiazd…” jest dla mnie początkiem nowego etapu, ale też zakończeniem etapu bycia „debiutantką”. Album jest też przywitaniem się ze słuchaczem i zaznaczeniem swojej obecności w środowisku muzycznym.
Czy śpiewanie w chórkach było dla Ciebie ważnym doświadczeniem? Czujesz, że to co robiłaś wcześniej pomogło Ci dotrzeć do tego miejsca, w którym teraz jesteś, czego efektem było wydanie płyty?
Śpiewanie w chórkach to był świetny czas, poznałam wielu fantastycznych ludzi i zdobyłam nowe doświadczenie – bezcenne. Oczywiście, wszystko co robiłam wcześniej ukształtowało mnie, pozwoliło podejmować właściwe decyzje, co pomogło mi przy wydawaniu mojego albumu.
Czy masz jakiś plan związany z tym albumem i chciałabyś go zaprezentować na koncertach? Czy koncerty są jakimś Twoim kolejnym etapem, do którego będziesz dążyć?
Jasne! Bardzo chciałabym niedługo ruszyć w trasę! Uwielbiam koncerty, szczególnie te akustyczne, kiedy nie ma dużego dystansu między mną, a publicznością. Na pewno pojawią się występy promujące płytę, na które będę zapraszać 🙂
Do kogo chciałabyś trafić z albumem „…w świetle gwiazd”?
Chciałabym trafić do wszystkich, którzy lubią dobrą, szczerą muzykę 🙂 Nigdy nie pisałam do konkretnej grupy odbiorców. Tworząc myślę tylko o tym, co chcę powiedzieć i o tym, żeby stworzyć coś fajnego. Dzisiaj, po wydaniu płyty widzę, np. w statystykach, która część świata mnie słucha i w jakim wieku 🙂 Grupa odbiorców jest bardzo szeroka i to jest dla mnie bardzo duży sukces i sygnał, że to dobra droga. Chciałabym, żeby z moją muzyką mogli utożsamiać się wszyscy, nieważne jakiej muzyki słuchają na co dzień i ile mają lat. Może komuś poprawię humor, może ktoś zapłacze, może ktoś inny po prostu się zrelaksuje albo podejmie lepsze decyzje.
Jedna odpowiedź do “„Chciałabym trafić do wszystkich, którzy lubią dobrą, szczerą muzykę” – nasz wywiad z Oleną”