Idąc w piątek 15 listopada na koncert The Dumplings do Łódźkiej Wytwórni można było mieć mieszane uczucia. Z jednej strony radość, że to już zaraz, za chwil kilka będziemy mieli możliwość usłyszenia tego genialnego duetu na żywo. Z drugiej jednak strony przez głowę przewijała się myśl o ostatniej trasie zespołu przed dłuższą przerwą, co nadawało temu koncertowi szczególnie osobliwego wydźwięku. I choć zespół przerwę zapowiedział już jakiś czas temu, to marsz ku koncertowi z tej trasy napawał nostalgią aż nadto.
Najbardziej dotknęło to jednak tych, dla których była ostatnia okazja, by uczestniczyć w trwającej już trasie zespołu. Zaczęcie tej relacji z tej bardziej nostalgicznej strony może sprawiać wrażenie, że wydarzenie to odbywało się w klimatach frasobliwych, wręcz pogrzebowych, co jest kompletną negacją tego, jak wyglądał ten koncert naprawdę. Owszem, dostaliśmy kilka utworów napawających nas tęsknotą, lecz główny zamysł zespołu wydawał się krążyć wokół zapewniania publiczności najwspanialszych chwil najbliższych miesięcy.
Ciężko byłoby sobie wyobrazić rozpoczęcie koncertu z trasy „Przykro Mi” inny utworem niż właśnie „Przykro Mi”. Po „odbytej” formalności (nie ujmując w żaden sposób walorom artystycznym utworu) zespół mógł przejść do części koncertu, której setlista wyglądała już mniej oczywiście. Od duetu dostać mogliśmy żywe wersje utworów z ostatniej płyty „Raj”, drugiego krążka zespołu „Sea You Later” czy mocno przearanżowane numery z debiutanckiej płyty zespołu „No Bad Days”.
Nie obyło się także bez ostatnich singli „Dla Nas”, „Bez Słów” oraz coverów „Gdybyś Kochał Hej” zespołu Breakout, „No Surprises” Radiohead czy „Running Up That Hill” Kate Bush.
W trakcie trwania koncertu ujrzeć mogliśmy także nieszablonowe wizualizacje świetlne, które potrafiły zahipnotyzować podczas takich utworów jak „Dark Side” czy „Kino”. Jednak to nie na tych wykonaniach publiczność bawiła się najlepiej tego wieczoru. Chciałoby się powiedzieć kultowe już „Kocham Być Z Tobą”, „Raj”, „Frank” czy „Dla Nas” przejęły pałeczkę i odpowiedzialnie przeprowadziły przez te najżywsze momenty koncertu.
Przy tak dobrze zagospodarowanej akustycznie przestrzeni jaką posiada łódzki Klub Wytwórnia, problemem nie było także poczuć masę szczerych emocji bijących z wolniejszych kompozycji jak „Ach Nie Mnie Jednej”, „Nie słucham” czy tytułowego „Przykro Mi”. Zaskoczeniem dla publiczności mogła być niewątpliwie długość granego setu koncertowego, bowiem trwał on przez całe dwie godziny.
Zaobserwować można, że The Dumplings stopniowo przyzwyczajało publiczność do zwiększania długości trwania swoich koncertów, gdyż jeszcze niedawno trzymali się dobrze rozwiniętej formy półtora godzinnej. I w tym miejscu można rozwiać wszelkie obawy Justyny, która stwierdziła, iż boi się czy ta forma nie jest już zbyt długa. Justyno, śmiało mógłbym założyć się z Tobą o głowę, że taka długość odpowiada znacznej większości osób przybyłych na koncert. I jestem pewien, że tej głowy bym nie stracił.
Mateusz Kiejnig
fot. Łukasz Dębowski (opracowanie Tomasz Kozłowski)