Poczwórna Platynowa Płyta dla „Soma 0,5 mg” Taconafide

Jeden z najbardziej niespodziewanych i oczekiwanych albumów minionego roku, tj. wspólny materiał Quebonafide oraz Taco Hemingway’a „Soma 0,5 mg” sprzedał się w ilości 120 tysięcy egzemplarzy. Tym samym Taconafide zdobyli poczwórnie Platynową Płytę.

Nie jest tajemnicą, że zderzenie dwóch różnych umysłów, perspektyw i wrażliwości artystycznej potrafi zaowocować produkcjami, które z czasem zostają uznane zasłużonym mianem klasyków.  Z tym wyzwaniem postanowiło się zmierzyć dwóch najpopularniejszych obecnie raperów młodego pokolenia.

 

Recenzja płyty „Soma 0,5 mg” – Taconafide” (2018)

Taconafide to nie jest zespół, to raczej zjawisko, które komentuje dzisiejszą rzeczywistość. A ich płyta pt. “Soma 0,5mg” staje się tablicą do zapisywania pewnych znaczeń, a także współczesnym połączeniem z zabawkami teraźniejszych czasów (od Netfixa, Visy, aż po Facebook), które w gruncie rzeczy prowadzą do… samotności.

Można zastanawiać się po co im ta płyta? Przecież Taco Hemingway i Quebonafide zgarnęli ostatnio wszystko. Sprzedają tysiące płyt, a bilety na ich koncerty niedostępne są zaraz po ogłoszeniu kolejnej trasy. Nie należy doszukiwać się w tym wydarzeniu więc kalkulacji pod względem finansowym, choć wiadomo, że każdemu z nich ten album się opłaci.

Okrzyknięcie ich wspólnego przedsięwzięcia wydarzeniem roku trąci znowu uderzeniem w ton nieco patetyczny. Nie zmienia to faktu, że muzycznie obaj panowie mają coś do powiedzenia. Świetnie wyprodukowane, potężnie brzmiące bity prezentują się światowo. Nie ma tu kompleksów polskości, ale z tego już dawno się wyleczyliśmy.

Gromada producentów, którzy odcisnęli własne piętno jest imponująca. Taconafide zaprosili do współpracy Sergiusza, Michała Graczyka i 2K, którzy współpracowali np. z Otsochodzi, Kaz Bałagane i Young Multi. Zaskakuje świeżością połączenie sił z Duitem, specem od zaawansowanej elektroniki. Właściwie lepiej nic nie mogłoby brzmieć.

Nie ma też przekombinowania i choć czasem wbijają klin pt. “czy to nie jest przerost formy nad treścią”, to za każdym razem i tak wychodzą z muzycznych poszukiwań obronną ręką.

Fajnie buja jeden z pierwszych zwiastunów tego albumu pt. “Tamagotchi”. To jest przykład, że ten projekt nie mógł być chybiony. I nie jest. Bywa bardziej wytrawnie, gdzie rap staje się większym przekaźnikiem emocji niż muzyka (“Art-B”), ale też nośnie, wręcz przebojowo (“Ekodiesel”). Projekt Taconafide nie należy jeszcze opisywać jako kultowy (“Metallica 808”), bo czas zweryfikuje dokonania duetu, jednak błyskotliwie puszczają tu oko (porównania do zespołu Metallica, wróć – Republika).

Trzeba zaznaczyć, że choć świata muzycznego nie odkrywają, to częstują nas tym wszystkim, co najlepsze nie tyle w hip-hopie, co elektronice, alternatywie, a nawet zwyczajnie w najlepiej skonstruowanym popie. I chwała im za to. Gór nie przenoszą, nie tworzą na nowo historii muzyki, ale dostarczają mocną dawkę współczesności w rozwiniętej, muzycznej formie.

A jeśli ktoś woli pierwsze płyty Taco, to niech zostanie przy nich. Tutaj nie ma miejsca na bardziej intymne momenty. W końcu dzisiejsza popkultura rozwinięty ma aż nadto zmysł istnienia. Dla jednych są pretensjonalni, dla innych stali się mega błyskotliwymi artystami. I ta płyta w postrzeganiu ani jednych, ani drugich niczego nie zmieni.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply