Kraina Przyjemności – „II”

Nasz ocena

Zespół Kraina Przyjemności wydał właśnie swoją drugą płytę “II”. Trudno jednoznacznie określić styl muzyczny prezentowany przez zespół, ponieważ mamy tutaj  do czynienia z elementami jazzu, fusion, rocka, folk, popu i alternatywnej odmiany rocka. Poznajcie naszą recenzję tego albumu.

Recenzja płyty „II” – Kraina Przyjemności (2019)

Zespół Kraina Przyjemności działa już od 2013 roku. Powstali w Rzeszowie i właśnie ukazała się ich druga płyta pt. „II”. Nowe kompozycje ponownie wymykają się czysto piosenkowej formie. Wiele tu eksperymentalnych naleciałości, które balansują pomiędzy rockową formą, a czymś lekko jazzującym.

 

Struktura poszczególnych utworów wydaje się otwarta, dzięki czemu każdy dodany element instrumentalny stanowi ważną część i nadaje jakości tym kompozycjom. Nic nie jest jasno określone, przez co łatwo odnaleźć momenty, gdzie dominuje improwizacja. Dlatego tak dobrze prezentują się momenty, gdzie odzywają się jednocześnie wszystkie instrumenty – gitara, gitara basowa, perkusja, saksofon altowy czy trąbka.

Ten pozorny harmider, porywający poszczególne kompozycje, staje się wytyczną twórczości Krainy Przyjemności. W tej metodzie tkwi siła. Fantazja twórcza, wpadająca w czystą improwizację często przynosi bardzo dobre, energetyczne momenty („Han Solo”). A przecież zdarzają się piosenki nacechowane czymś zupełnie szalonym („Atomek”).

Sporadycznie natkniemy się na damski wokal Barbary Babsi Mikulskiej, uzupełniający bluesowe zaśpiewy wokalisty Damiana Zbrożka („13 Niedźwiedzi”). Ta kompozycja bywa chwilami przerysowana, przez co nieco drażniąca. Za dużo elementów tworzy nie do końca czytelną formę. Chociaż patrząc na to z innej strony, nigdy nie wiemy, co zaskakującego może spotkać nas w trakcie odsłuchiwania tego materiału.

Amplituda kolejnych piosenek wychyla się w trudnym do odgadnięcia kierunku („Koń policyjny”). Jeżeli ktoś oczekuje bardziej przejrzystych rozwiązań kompozytorskich, ten będzie zawiedziony, bo niemal cały czas dostajemy nieco inne muzyczne smaczki. Znajdzie się nawet bardziej reggae’owa linia melodyczna, która ma swoje rozwinięcie w jakże świetnych solówkach gitarowych i hałasie trąbki („Szary owoc”).

Tej niejednoznaczności dodają abstrakcyjne i bardzo oszczędne teksty („z atramentu kleks mi tytuł zalał, moje marzenia w błocie, moje buty w gnoju i odpadł mi medal za odwagę”). Taki język wypowiedzi staję się czymś charakterystycznym tylko dla grupy Kraina Przyjemności.

Jednostajnej łagodności w ich muzyce jest jak na lekarstwo. Ten album jest dowodem na to, jak wiele możliwości rodzi twórcza wyobraźnia. Nawet jeśli aranżacje bywają zbyt skromne, to brzmienie poszczególnych instrumentów nadrabia pewne braki. Warto znaleźć chwilę na zapoznanie się z takimi, dosyć oryginalnymi pomysłami.

Łukasz Dębowski

 

Leave a Reply